Wszystko lubi się komplikować

Start from the beginning
                                    

- Rozumiesz, co mówię? Potakuję. Moje spojrzenie ucieka gdzieś w bok.   

Jack odsuwa się i opiera o stół. Wygląda jakby intensywnie myślał. 

- Przepraszam - szepczę

Mężczyzna prostuje się. 

- To ja powinienem cię przeprosić. Powinienem się domyślić - ciężko wzdycha - Która dziewczyna może chcieć bólu? - urywa - Cięcie się nie jest rozwiązaniem - mówi - przynosi tylko chwilową ulgę, ale nie rozwiązuje problemu. Nie chcę abyś to robiła, rozumiesz? Masz z tym skończyć. - mówi ostro

Moje oczy wpatrują się w podłogę. On nic nie wie, nic nie rozumie. Lekko kręcę głową. 

- Co: nie? - irytuje się on 

- Nic o mnie nie wiesz! - wypalam - Nie wiesz dlaczego... - urywam. 

- To mi powiedz - mówi on spokojnie

Znów czuję, że narasta we mnie wściekłość. 

- Idę do domu - oznajmiam przez zaciśnięte gardło

On prycha. 

- Myślisz, że cię teraz puszczę? Że stąd po prostu wyjdziesz?! - mówi z irytacją. 

Patrzę na niego bez ruchu. 

- Tak, bo taka była umowa. Jednorazowa akcja, pamiętasz? Ja nie znam ciebie, ty nie znasz mnie. Ja dostałam, co chciałam, a ty... dałeś mi nauczkę.  - mówię spokojnie

- Już robi się  ciemno - warczy on. 

- Jestem dużą dziewczynką - mówię, wysuwając brodę. - Potrafię dojechać do domu. 

Widzę jak jego szczęki drgają pod skórą. Jednak nic nie mówi. Po chwili odrywa się od stołu. 

- Świetnie! - prycha - Odprowadzę cię na przystanek i wsadzę do autobusu.  

Marszczę brwi. Chcę zaprotestować, ale myślę sobie, że może to będzie dobre zakończenie dla nas obydwojga. Naturalny koniec tej jednorazowej historii. Dziwię się sama sobie, że jestem taka spokojna, jakby odłączona od emocji. Są w tle, ale mnie nie zalewają. Czuję przejmujący smutek. 

Myję twarz i patrzę w lustrze na siebie. Jestem jakaś...obca. Sięgam po sweter, zakładam plecak, poprawiam włosy. Zabieram odcięte rękawy bluzki. Nie chcę aby został po mnie jakiś ślad. Wpycham je głęboko do plecaka. Jack w tym czasie wodzi za mną oczami. Nic nie mówi. 

Kiedy jestem gotowa, zakłada bluzę i kurtkę. Wychodzimy z domu w budzący się wieczór. Idziemy w milczeniu na przystanek, uważając by przypadkiem się nie dotknąć. Do autobusu zostało nam pięć minut. Zastanawiam się czy powinnam coś powiedzieć. Jack jest jakiś posępny. Jest na mnie zły? 

Kiedy autobus pojawia się na końcu ulicy, podnoszę oczy na jego twarz. 

- Cieszę się, że ostatecznie trafiłam na ciebie... że nic złego się nie stało. 

Nic nie odpowiada. Mięśnie szczęk zaciskają się pod jego skórą. Patrzy mi w oczy. Autobus zatrzymuje się. Zrywam pełne napięcia połączenie między nami. Wsiadam. 

- Żegnaj - mówię

A on milczy. Drzwi zamykają się. Naprawdę nic nie powie? Autobus rusza. Siadam na końcu i widzę go jak wciąż stoi nieruchomo, w tym samym miejscu i patrzy na odjeżdżający pojazd.  Obserwuję go aż autobus skręca i tracę go z oczu.    


***

Tego wieczoru pierwszy raz od dawna piszę list. 

Zaszeptując  WicherWhere stories live. Discover now