Ostatnia wata cukrowa w moim życiu

19 7 2
                                    

Nestor chciałby powiedzieć, że Marta, umierając, powiedziała coś pięknego.

Coś w stylu: "Kocham cię, Nestor"

Albo chociaż "Nestor, w skarpetce ukryłam trzy miliony złotych"

Niestety, dziewczyna, zanim motocykl na pełnej prędkości uderzył w ich auto, zdążyła wychrypieć tylko "jasny gwint". A potem został sam.

Z następnych tygodni pamiętał tylko ostry zapach detergentów, białe ściany i mdły smak szpitalnego żarcia, za które zabierał się wyłącznie z nudów, a potem i tak musiał iść wszystko zwrócić. Cieszył się, że nie podają tam kebabów.

Marta uwielbiała kebaby.

Nestor z kolei za tym daniem nie przepadał, ale uwielbiał Martę. Cierpliwie znosił więc wizyty w restauracjach, dziubiąc swoją pitę z kurczakiem i sałatką, podczas gdy ona jadła same mięso, baraninę, z ostrym sosem, który często skapywał jej podczas jedzenia na brodę.

Nestor zawsze cierpliwie wycierał go potem chusteczkami, otrzymując uśmiechy tak urocze, że gdyby mógł, oprawiłby je sobie w ramkę i powiesił nad łóżkiem (co zrobił jakiś czas później; zasypianie, patrząc w oczy Marty, było najprzyjemniejszą rzeczą w jego życiu).

Cholera, nie minęły nawet trzy tygodnie, a on już tęsknił. Kto będzie mu opowiadać bajki przez telefon, kiedy nie będzie mógł spać po północy? Komu teraz będzie otwierać puszki Fanty, żeby nie połamała sobie nowych hybryd?

Błąkał się po oddziale jakiś czas, rozmawiał z wieloma swoimi gośćmi, niechętnie, bo nie mieli delikatnego, dziewczęcego głosu i perlistego śmiechu, który słychać było na całą ulicę.

Kiedy w końcu wrócił do domu, przepłakał całą noc. Znów nie mógł spać po północy. Nikt nie czytał mu "Kubusia Puchatka", zabranego młodszej siostrze.

Następne dni zlewały się w jedno.

Sen, śniadanie, praca, obiad, bezradne gapienie się w ścianę, kolacja, sen.

Po jakimś czasie w jego planie dnia zaczęło brakować kolacji, potem obiadu.

Śniadanie zawsze jadł. Marta uwielbiała jadać z nim śniadania. Kiedy nie mogła akurat przebywać z nim w jednej kuchni, zawsze dzwoniła do niego na kamerce w Messengerze. Teraz, kiedy nudnym tostom (kiedyś z uśmiechami namalowanymi keczupem, teraz bez uśmiechów) nie towarzyszył już głośny śmiech, jego zastępstwem było zdjęcie Marty, zrobione kiedyś w wesołym miasteczku, akurat kiedy udało mu się ją rozbawić tak, że prawie upuściła watę cukrową.

Pewnego dnia w ogródku za domem spalił paczuszkę zalegającą w jego szafce.

To miał być prezent dla niej. Na urodziny.

Książka, którą zawsze chciała przeczytać, ale kiedy szła po nią do księgarni, wychodziła z zupełnie inną.

Teraz papierowe strony pożerały płomienie.

Gdyby widziała, że spalił książkę, obraziłaby się na niego śmiertelnie, nie odzywała do niego przez parę dni, a gdy złość już by jej przeszła, szturchnęła go pięścią w ramię i kazała przyrzec, że nigdy już tego nie zrobi.

Dla niej zniósłby takie uderzenie. Ba, dla tego uderzenia zniósłby nawet jej fochy.

Oddałby wszystko, żeby znów móc ją dotknąć.

Gdyby tylko patrzył wtedy na drogę! Gdyby nie odwrócił się, żeby powiedzieć jej kolejnego suchara znalezionego w internecie, zauważyłby motocykl! Na pewno jakoś zdołałby uniknąć wypadku.

Gdyby nie był takim idiotą, ona wciąż by żyła.

I przy śniadaniu upewniłaby się, że namalował keczupem uśmiechy na tostach.

Tylko że teraz nie miałby czego malować keczupem.

Zamiast tostów, na jego talerzu leżały tabletki.

Wata CukrowaWhere stories live. Discover now