~*~

Sherin i Will, podróżowali razem, już dwa tygodnie. Z Meregonu mieli zamiar udać się do Tanami, niewielkiego zamku, położonego gdzieś na południowy-zachód, od miasteczka. Dla Sherin było to o tyle dobre, że nie dokładnie, ale zmierzali w kierunku Ceprum. Nie chciała mówić Willowi wprost, gdzie chce iść. Nie ufała mu na tyle aby udzielać mu, tak poufnych informacji. Nie odzywali się do siebie za wiele. Jedynie gdy coś omawiali, lub nie mieli wyboru. Jechali konno, co prawda jeden koń, musiał dźwigać ich obojga, ale przynajmniej mogli się zamieniać. Nie było to wygodne, ani komfortowe, dla nich obojga było to wręcz zawstydzające, lecz stwierdzili, że prywatne sprawy chwilowo odłożą na bok. Były ważniejsze sprawy. Will wiedział, że Tanami znajduje się niedaleko od Ceprum. Czyli niedaleko od miasta, które zostało zaatakowane. Założyli więc, że skoro przez całe dwa tygodnie, duchy burzy, były jak uśpione, mogli spodziewać się ataku w każdej chwili. Sherin niczego z tego nie rozumiała. Dlaczego zaatakowali Ceprum? I dlaczego najmłodszy książę Mereden zamordował swojego ojca i brata?... To nie miało żadnego sensu. Przecież nie mógł być jednym z nich... Dziewczyna westchnęła i pokręciła głową, po raz kolejny tego dnia wiercąc się w siodle. Will westchnął, po czym obrócił się w jej stronę i parsknął. 

- Czego się tak wiercisz? Non stop tylko szur, szur szurr... serio?- chłopak uniósł brwi. Dziewczyna zmierzyła go morderczym spojrzeniem, po czym odparła udając zamyśloną. 

- Hymm... może dlatego, że jedziemy już cały cholerny dzień, kłusem, albo stępem?... Twój koń, chodzi jak kaczka i zaraz mi odpadnie tyłek?!- powiedziała również unosząc brwi. Chłopak parsknął śmiechem, a następnie ściągnął wodze. Sherin nie wiedziała dokładnie gdzie byli i szczerze w tej chwili niezbyt ją to obchodziło. Wszystko ją bolało, a oczy piekły od nieustającego słońca. Tak, im bliżej Ceprum byli, tym robiło się goręcej. Zamek, a raczej twierdza w której szkolono wojowników Mereden, znajdowała się na skraju pustyni. Miejsca, gdzie przetrwają tylko najsilniejsi. Nie ma tam roślinności, zwierząt, ani łatwego dostępu do wody. Ludzie pracują jak woły. Tyrają całymi dniami, mimo iż kosztem ich pracy, często jest śmierć. Przeżywają tylko najsilniejsi. Will zatrzymał się, po czym poklepał karego ogiera po szyi i rozejrzał się dookoła, mimo iż wiedział, że nic spektakularnego tu nie ujrzy. Jałowe pustkowie, pełne suchych gałęzi i krzewów akacji. Wszędzie kolce, owady i jadowite węże. Milusio... pomyślała Sherin zsiadając z konia. - Rozpalę ognisko...- mruknęła cicho, a następnie zabrała się za zbieranie suchych patyków. 

Chłopak również zsiadł i przywiązawszy karego konia do drzewka akacjowego, zaczął grzebać w jukach. Sherin nie zwracała na niego większej uwagi. Nie przepadała za nim. Szczerze, po prostu go nie lubiła. Był sarkastyczny, cyniczny, prześmiewczy i twardszy od niej. Nie lubiła kiedy ktoś był w czymś lepszy od niej. Oj... bardzo tego nie lubiła. A uporczywość, determinacja i charakter chłopaka dawały mu przewagę nad dziewczyną. Nie licząc wzrostu i siły, ale no cóż. Sherin zazgrzytała zębami. Wzięła ostatni suchy patyk jaki zmieścił jej się w rękach i zaczęła układać je w stosik, tak aby łatwo dopływało do niego powietrze. Itay... imię brata pojawiło się w jej myślach. Ręce jej zadrżały, a oddech nieco przyśpieszył. Brakowało jej go. Wciąż nie mogła pogodzić się z myślą, że jej brat jest zdrajcą. Że uciekł na jej oczach, zabijając całą straż, nie podejmując walki. Wiedział, że by przegrał... Sherin zadygotały ręce. Zakryła usta dłonią i z kucek, usiadła na ziemi, zagryzając dolną wargę. Coś w jej sercu, pękło. Czuła dziwną pustkę. Był jej bratem. Najbliższą osobą... Jak mógł?!? Sherin miała ochotę krzyczeć z bezsilności. Nie znosiła tego uczucia. Wszystko w niej krzyczało: Walcz ze mną! Dlaczego się poddajesz!... Miała ochotę wykrzyczeć mu to w twarz, lecz gdy pierwsza łza, pociekła jej po policzku, wściekłość odeszła, zostawiając po sobie tylko żal i smutek. 

- Nie mamy wiele jedzenia, ale niedługo dotrzemy do Tanami...- zaczął Will obracając się w jej stronę. - Musimy ogranicz wo... oh.- wymsnęło się chłopakowi gdy zobaczył srebrne łzy, znaczące policzki Sherin. Opuścił ręce, w których trzymał niepełny bukłak z wodą, a następnie nawet nie patrząc odłożył go do juk. Odwrócił wzrok, przestępując z nogi na nogę, po czym bardzo niepewnie ruszył w stronę Sherin. Nie ukrywała swoich łez, nie obchodziło ja to czy chłopak to zobaczy, szczerze, w tamtej chwili już nic jej nie obchodziło. Marzyła jedynie o tym, by znów znaleźć się w domu, razem z bratem i żyć równie beztrosko, jak dawniej. 

Will podszedł do Sherin, kucając tuż obok niej. Przełknął głośno ślinę, po czym położył drżącą dłoń na plecach dziewczyny. Spojrzał na chwilę w niebo, które zdążyło przybrać odcień ciemnego fioletu, po czym znów spojrzał na dziewczynę. Coś w jego spojrzeniu złagodniało. Odetchnął głęboko, głaszcząc dziewczynę po plecach, a następnie powiedział cicho. 

- Dlaczego płaczesz?...-. Jego głos, kojarzył się trochę z głosem pytającego dziecka. Niepewnego i nieśmiałego, nie będącego obeznanym w delikatnych sprawach. Sherin zwiesiła głowę. 

- Nie twoja sprawa...- mruknęła cicho, pociągając nosem. Will wywrócił oczami. 

- Może nie moja, ale czasami potrzeba wyrzucić z siebie smutki.- stwierdził chłopak ściskając ramie dziewczyny. 

- Czasami...- powtórzyła dziewczyna, patrząc hardo przed siebie. - Zostaw mnie w spokoju Will...- powiedziała. Chłopak prychnął, po czym wstał, szybko zabierając rękę z ramienia dziewczyny. 

- Chciałem tylko pomóc, ale jak widać księżniczka jest zbyt dumna by przyznać, że ma problemy.- parsknął odsuwając się od niej. Sherin obejrzała się w jego stronę marszcząc ze złości brwi. 

- Nie potrzebuję twojej pomocy!- krzyknęła wstając gwałtownie. Chłopak zrobił szybki krok w jej stronę, po czym krzyknął. 

- Oczywiście, że potrzebujesz!- kręcone włosy opadły mu na czoło. - Tylko jak zwykle niczego nie widzisz Sherin!- wykrzyczał. Pomarańczowooka nabrała głośno powietrza. 

- Ja niczego nie widzę!?- parsknęła. - Czy ty wiesz, jak to jest?! Stracić wszystko co się znało i kochała w tak krótkim czasie?!- wydarła się machając rękoma. Willowi zadrżały ręce. - Czy wiesz co ja teraz czu...- dziewczyna nie dokończyła bo chłopak przerwał jej krzycząc głośniej niż by się po nim spodziewała. 

- Tak się składa, że wiem!!!- wydarł się zbliżając się do niej o krok. - Tak się składa, że straciłem wszystko już dawno temu!- Krzyczał dalej patrząc jej prosto w oczy. - Tyle, że kiedy potrzebowałem pomocy, NIKT! NIE WYCIĄGNĄŁ DO MNIE POMOCNEJ RĘKI!- krzyknął a w jego oczach zebrały się łzy. - Nikt, nie chciał mi pomóc Sheirn... nikt nie widział, że umieram od środka, że cierpię. Nikt mnie nie ratował... gdyby nie...- chłopak urwał gryząc się w język. Zacisnął mocno pięści, po czym obrócił się na pięcie idąc w stronę konia. Sherin krzyknęła. 

- Nie możesz odjechać!-. Mimo to, chłopak już wsiadał na karego ogiera. Spojrzał na nią z nienawiścią, ale i żalem, po czym zbił pięty w boki konia i ruszył, zostawiając dziewczynę, jedynie ze stosem suchych patyków, totalnym mętlikiem w głowie, oraz ogromnym poczuciem winy... 


Droga smoka {ZAWIESZONA}Where stories live. Discover now