1. Demokracja zaczyna się w rodzinie

11.7K 522 588
                                    

18 kwietnia 2018

Zmierzchało, a Jakub Zawadzki dzielnie kroczył przed siebie, słysząc w oddali radosne popiskiwanie psa. To oznaczało, że był już niedaleko i najtrudniejszy etap za chwilę będzie miał za sobą. Wykonają zadanie i wreszcie wróci do domu, gdzie się porządnie wyśpi. Nie to, żeby narzekał, lubił swoją pracę. Tylko może niekoniecznie wtedy, gdy służba przeciągała się do niemal dwudziestu godzin.

Kiedy po kilku kolejnych chwilach marszu wreszcie ujrzał w oddali zwisającą z gałęzi postać, odetchnął z ulgą. Przecież wiedział, po co tu idzie. Mężczyzna zostawił list pożegnalny, a że mieszkał w niekoniecznie dogodnej lokacji, trochę im zajęło, nim wpadli na jakikolwiek trop.

Kuba uśmiechnął się pod nosem, bo gdy wreszcie znalazł się na miejscu zdarzenia, dojrzał swojego partnera, który bawił się w najlepsze ze swoim psem, siłując się z nim szarpakiem, który był ukochaną zabawką zwierzęcia.

To wyglądało kuriozalnie: ponury las, złowrogi świst liści drzew, półmrok, zwłoki wiszące na gałęzi... a obok nich biegający ze swoim psem policjant, który śmiał się w głos.

Pomimo iż to brzmiało jak scena z psychodelicznego horroru, to Oliwier Francuz wcale nie był obłąkany. Wręcz przeciwnie, on po prostu wykonywał swoją pracę. Choć widok mógł być niesmaczny, to jako przewodnik psa służbowego musiał nagrodzić owczarka niemieckiego za wykonaną pracę, bo tylko w ten sposób mógł nauczyć go, że postąpił zgodnie z wolą swojego opiekuna, a przez to zasłużył na dobre traktowanie i nagrodę.

— Tytan znalazł naszego wieszaka — oświadczył bezdusznie Francuz, kiedy dostrzegł swojego partnera i skinął wymownie na zwłoki.

— W końcu, kurwa — jęknął Kuba.

— Nie ciesz się tak. Nim prokurator tu dotrze, sami zdążymy się powiesić z nudów — podzielił się kolejnym niefrasobliwym żartem Oliwier. Nigdy nie był zbyt delikatny i miał cięty język, ale na takie kłopotliwe odzywki pozwalał sobie jedynie w towarzystwie osób, które dobrze znał i co do których miał pewność, że nie zostaną urażone. Zresztą taki widok był dla niego powszedni. Może przejął się pierwszymi dwoma czy trzema trupami, jakie zobaczył, ale obecnie... był po prostu znieczulony.

— Myślisz, że jak rozpuścimy jakąś czerwoną wstążkę wyznaczającą drogę, to będziemy sobie mogli stąd pójść w pizdu? — spytał z nadzieją Zawadzki.

— A masz czerwoną wstążkę? — odbił pytanie bez większej nadziei w głosie drugi policjant.

Brunet mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i przetarł dłońmi twarz.

— Że też nie mógł powiesić się gdzieś bliżej — zamarudził, krzyżując przedramiona na piersi.

— Zawsze mógł wleźć jeszcze głębiej w ten las — pocieszył go przełożony.

— Weź... narzeczona mnie w końcu rzuci. A może już to zrobiła. W sumie chuj wie, tu nie ma nawet zasięgu — bąknął ponownie niezadowolony aspirant i sięgnął do wewnętrznej kieszeni cienkiej kurtki, skąd wydobył paczkę papierosów. — Kurwa mać — zaklął szpetnie, odkrywając, że opakowanie jest puste. Zgniótł je ze złością i odrzucił za siebie.

— E, stary, podnieś to — upomniał go Oliwier.

— Poważnie? — Jakub popatrzył z pretensją na wyższego stopniem funkcjonariusza.

— Wykonać rozkaz — powiedział dyktatorskim tonem blondyn, uśmiechając się przy tym zadziornie.

— Pierdol się... — przeklął już nie wiadomo który raz Zawadzki, ale posłusznie odwrócił się, żeby zlokalizować śmiecia, którego przed chwilą wyrzucił.

Francuski piesek [boyxboy]Where stories live. Discover now