Rozdział 2 - Szybka droga do złego

8 0 0
                                    


Ciekawe czy dzisiaj będzie ze mną lepiej niż w poprzednich dniach. Znowu nie mam ochoty wyjść na spacer, spotkać się ze znajomymi. Nie rozumiem, czemu wciąż denerwuje mnie śmiech młodszego brata i spokojny głos mojej mamy. Nikt na mnie nie krzyczy, nikt mi nic nie zrobił, a ze mną jest coraz gorzej. Do cholery jasnej, czy Ci sąsiedzi nade mną mogą łaskawie wyłączyć tę muzykę?! Oczywiście, że można jej słuchać , ale czy moje ściany z tego powodu muszą się trząść? Nie dość, że jestem wykończona po wczorajszym pożarze na klatce schodowej, to dzisiaj jeszcze to. Idealna droga do tego, aby zwariować we własnym domu, ratunku!

- Weronika, ja wychodzę z młodym na spacer, idziesz z nami? - dobiega mnie pytanie z dużego pokoju od mamy. 

Zastanawiam się, czy iść. Paradoks polega na tym, że nie chcę nigdzie wychodzić, ale boję się siedzieć sama w domu. Przecież może zacząć boleć mnie głowa, zasłabnę, to kto mi pomoże? 

- Dobra, pójdę z wami. Daj mi tylko pięć minut na ogarnięcie się, nawet nie mam umalowanych rzęs. - odpowiadam w miarę spokojnym tonem.

Włosy ułożone, makijaż zrobiony, gotowa do wyjścia.

- Mamo, poczekaj, wejdę najpierw do tych sąsiadów. Rozumiem, że jest dzień, ale czy muszę znać dokładnie każdą osobną nutę z ich playlisty? 

- Dobrze, poczekam na Ciebie na klatce, ale pospiesz się, nie będę czekać godzinami.

Zatrzaskując za sobą drzwi, podbiegłam na wyższe piętro i zapukałam do drzwi. Otworzyła mi tęga blondynka o najdziwniejszym wyrazie twarzy, jaki widziałam w życiu.

- A czego tu? - chamsko zadała pytanie.

- Nie czego, tylko łaskawie proszę przyciszyć muzykę, a jak nie to wyprowadzić się gdzieś na wiochę, tam do woli będzie pani słuchać! 

Po tych słowach dziecinnie wystawiłam jej środkowego palca i poszłam do windy. Kątem słyszałam, że mama już zjechała z bratem na dół. Jadąc na parter, spojrzałam w lustro znajdujące się w windzie i nie mogłam przestać na siebie patrzeć. Nie poznaję swojego zachowania kompletnie. Ja taka spokojna osoba, która jest nieśmiała, właśnie poszłam zrobić awanturę ludziom, których nie znam. Moje nerwy są chyba już na wyczerpaniu, nie poznaję swojej osoby. 

- Rany, jak jest gorąco. Gdzie my w ogóle idziemy mamo? 

- Nie wiem, przejdziemy się do lasku, chodź najpierw po jakieś picie.

Szliśmy w trójkę wolnym tempem. Nagle zawirował mi cały obraz przed oczami, poczułam duszność w klatce, nie mogłam złapać oddechu.

- Mamo, strasznie ciężko mi się oddycha, znowu mam to samo, chyba muszę wrócić do domu.

- Wera, spokojnie, to pewnie te pogody tak na Ciebie działają, dobrze wiesz, że jesteś meteopatą. Masz tu klucze i idź.

Do mieszkania pobiegłam najszybciej jak mogłam. Zdjęłam buty, otworzyłam szeroko okno w pokoju i wystawiłam przez nie głowę, łapczywie łapiąc głębokie oddechy. Powoli przechodziły objawy duszności, uspokoiłam się. Wyglądało to trochę tak, jakbym dostała ataku paniki z powodu znalezienia się na dworze wśród ludzi. Pierwszy raz złapało mnie coś takiego, a jeżeli to coś poważnego? Dobrze, że moje biurko jest przy oknie, to usiądę przy nim, włączę laptopa i przestanę o tym myśleć. 

- Już jestem! - woła mama z przedpokoju. - Jak się czujesz? - pyta.

- Teraz już dobrze, trochę przeszło. Nie wiem co mi jest, nie chcę powtórki, to okropne. Mam tak pierwszy raz, ale nie chce szukać objawów na internecie. - mam tendencję do wpisywania swojego stanu zdrowia w przeglądarkę, a później wychodzą mi jakieś wymyślne choroby, o których nawet wybitni nie słyszeli. 

- Nie przeglądaj tylko tych głupot kochana. Nabawisz się jeszcze większego stresu czytając to, a teraz może zaparz melisę i zajmij się czymś - podsumowała mama, ale ona ma rację, pogram w coś.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 13, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Kiss the anxiety/Pocałuj lękWhere stories live. Discover now