Jawa I

29 1 0
                                    

 W końcu. To była jedyna myśl jaka przeszła przez głowę Marka, w momencie, w którym znalazł się na świeżym powietrzu. 15 minut może zbawić. Jeszcze chwila i zabiłby, któregoś z tych lansiarskich, sukinsynów, z late i karnetem na crossfit, udających, że robią coś pożytecznego na tych gównianych, przepłaconych macbookach .Ale teraz już jest dobrze. Chłonie zimne powietrze, powodujące uczucie niemiłego pieczenia płuc. Teraz przestał być zębatką w mechanizmie do produkcji pieniędzy. Jest świadomą częścią świata. Znów świat jest wielką, różnorodną masą niezliczonych cudów, a nie szklanym potworem, który ma pożerać jego chęć do czegokolwiek. Gdyby ktoś był w stanie zmaterializować jego obrzydzenie tym miejscem, to zajęłoby ono całą powierzchnię planety.

Wziął papierosa do ust. Miał szczerą nadzieję, że dostanie raka. Kurewsko złośliwego raka, który wbije się w jego płuc całą swoją siłą. On odmówi leczenia i ostatnie swoje dni spędzi w jakimś małym, zrobionym z drewnianych bali, domków w Holandii, gdzie będzie rysować pejzaże i czytać, chłonąc przy tym kawę z mlekiem i z cukrem, lub herbatę. Też z cukrem. Umrze tak jakby chciał. Z dala od wszechobecnej głupoty. Nie będzie koło niego ani jednego przeklętego ignoranta, lansiarza, czy buca-podrywacza. Będzie go ogarniała cicha błogość. Jedna z tych smutnych błogości, które łaskoczą twoje serce i zwilżają oczy. Byłoby tam stare okno, które przecinały by równie stare listwy, od których odchodziła by biała farba. Na parapecie byłaby doniczka, na której mogłyby rosnąć czerwone maki. W salonie byłby duży bujany fotel, zaraz obok małego z stolika , na którym leżałby gramofon, wydający z siebie jazzowe dźwięki. O tym właśnie marzył. Gdyby pozostało mu parę miesięcy życia, tak by było. Wszelkie troski by zniknęły. Ale ma jeszcze całe życie. Ograniczające go i uwłaczające życie.

Wsłuchiwał się w gwar miasta. W dźwięki silników, ludzi i maszyny drogowych. Dźwięki ptaków, kotów i psów. Dźwięk dzisiejszej rzeczywistość. Miliony dźwięków. Miliony obrazów. Wszędzie ktoś coś mówi, ktoś chce ci coś przekazać. Czemu ma kupić tampony? Przecież jest facetem, a ostatnią dziewczynę miał pięć lat temu. Dlaczego ten proszek jest niby najlepszy? Po co mu wiedzieć o przecenie na Vansy? Nawet w nich nie chodzi. Wszyscy chcą mu coś wcisnąć. Nie ma spokoju, czy prywatności. Chociaż może wyrwać się od tych palantów. Ale nie zmienia to faktu, że z klatki, ucieka do klatki. Ale gdzie mógłby uciec? Nie ma już takiego miejsca gdzie człowiek mógłby czuć swobodę. O to konsekwencje pożarcia kolejnego jabłka wiedzy. Straciliśmy resztki swojego edenu. Czuł, że wraz z kolejnym zakończy się już wszystko.

Wibracja telefonu znów wybiła go z filozoficznego rytmu. Który to już raz? Ten obrzydliwy kawał plastiku, znów zepchnął go z toru prowadzącego do podstaw ludzkiej egzystencji.Powinien go wyrzucić. Tak zdecydowanie tak.Gdyby jednak go wyrzucił, co by przypominało mu, że przerwa właśnie się skończyła? Że musi iść, znów segregować nic nie mówiące mu dokumenty, do różnokolorowych teczek i wrzucać do ponumerowanych szuflad. Zostałby tu . Oddałby ostatnie pieniądze, żeby to zostać.Ale nie pomoże mu nic. Musi tam iść. Musi zarabiać, jak każda normalna osoba w tym kraju. Musi zapłacić za mieszkanie, zrobić coś z rachunkami za prąd, wodę i wszystko co jest niezbędne do życia, a da się z tego wyciągnąć pieniądze. Jak ci kolesie w ogóle mają pieniądze na takie głupoty? On musi kupować ciuchy z drugiej ręki, ograniczać liczbę imprez do jednej na kwartał, aby móc raz w roku wyjechać na Islandię, gdzie i tak mieszka w motelu i ogranicza się do chłonięcia widoków, a ci kupują markowe ciuchy, chodzą na siłownie, jedzą w drogich restauracjach i jeszcze mają pieniądze, żeby dwa razy do roku schlać się w trupa na Ibizie. Jak to jest, że jedni całe życie harują i nic z tego nie mają, a drudzy pracują tyle samo i żyją w luksusie? No cóż pewnie to on robi coś źle i w taki sposób chce zamaskować swoją niekompetencje.

1

Sosnowy blat był zabrudzony od zeschniętej kawy. Od dwóch dni wmawiał sobie, że je wytrze. W jego firmie, przyjęto, że pracownicy sami dbają o czystość swojego biura. Obejmując wzrokiem cały swoje biuro, musiał z pewnym wstydem przyznać, że przywiązał się do tego miejsca. To małe pomieszczenie, którego jedną trzecią powierzchni zajmowało biurko, z dużą, soczyście zieloną paprotką na czele, która swą władzą obejmowała wszystkie, różnokolorowe kubeczki po kawie i herbacie i laptop od lenovo, będący źródłem jego utrapienia, wciąż dostarczający mu nowych faktur, wezwań do zapłaty, załączników, zajmuje w jego sercu jakieś szczególne miejsce. Można by powiedzieć, że okres w firmie, ukształtował jego charakter. Może niezbyt w pozytywny sposób, ale czy miejsce przez, które poznałeś tylu ludzi, dowiedziałeś się tylu rzeczy i poniekąd stałeś się (choć nie chętnie) jego częścią, może nie zachować się w sercu człowieka? Nie. Może zachować się w sercu człowieka , jako wrzód, przepełniony ropą próżności i głupoty, jako najciemniejszy okres życia, ale w sercu pozostanie.

Ostatni myślący w Europie.Where stories live. Discover now