- Niestety, muszę was zasmucić. Przyjechaliście tu z kompletnie innym zadaniem. A niniejszym witam was pierwszy raz na Obozie Strażników. Nawa może wam wydawać się dziwna, ale niedługo zrozumiecie o co chodzi. Przydzieliłem wam odpowiednie domki i pokoje i mam nadzieję, że się tam zadomowicie. 

  Wszyscy popatrzyli na siebie zdziwieni. Brunet kontynuował. 

   - Nazywam się Clarkson Bass i jestem jednym z organizatorów.    Teraz przychodzi najtrudniejsza część : to nie jest zwykły obóz. To obóz potomków Bogów Olimpijskich. 

Niektórym opadły szczęki. Tylko Brooklyn siedziała znudzona. 

   - Wiedziałem! - krzyknął za jej plecami chłopak z zielonymi pasemkami. - Wiedziałem, że coś się dzieje. Od kilku dni coś się ze mną działo i nie wiedziałem o co chodzi. Ale zajebiście. 

   Brooklyn zaskoczyło to, że tak szybko uwierzyli Clarksonowi. Ale... jej też ostatnio zdarzyło się coś dziwnego. Ta latająca szczotka nie mogła być przypadkiem. Spojrzała na Clarksona, który zaczął tłumaczyć kim ktoś jest. Kiedy stanęło na Brooklyn, mężczyzna na chwilę się zatrzymał i zmrużył oczy. 

   - Ty jesteś wyjątkowa. 

   Brooklyn parsknęła i założyła ręce na piersi. 

   - Słabe. 

   Wszyscy w pomieszczeniu roześmiali się. Lecz nie Clarkson. 

   - Czyżbyś mi nie wierzyła?

   Pokiwała mu głową. 

   Clarkson odwrócił się i zamachnął ręką. Woda ze szklanki uniosła się i zawirowała w powietrzu. Wszyscy patrzyli na to z rozszerzonymi oczami. Teraz do Brooklyn opadła szczęka. Nie było mowy o żadnej iluzji, czy sznurkach. Woda naprawdę się unosiła. 

   - I co wierzysz mi? 

   Brooklyn zaschło w gardle i tylko pokiwała głową. 

   - Jesteś wyjątkowa dlatego, że jesteś ostatnią córką boga Apolla. 

   - J-j-jak to ostatnią córką?

   Clarkson zaśmiał się widząc jej minę. 

   - Szczerze powiedziawszy, dzieci Apolla są bardzo narwane i chętne do walki. I to może okazać się ich zgubą. 

   Dziewczyna przez moment analizowała to co do niej powiedział, a potem spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem. 

   - Czy ty uważasz, że moja matka związała się z greckim bogiem? 

   Mężczyzna pokiwał głową. A potem klasnął w dłonie. 

   - No, to na dzisiaj wszystko. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić i przyjdźcie dzisiaj na ognisko zapoznawcze. A teraz dam wam klucze do domków i pokoi. Tylko ich nie zgubcie. 

Brooklyn dostała domek 23 i pokój drugi. Wszyscy pożegnali się z Clarksonem i wyszli. Dziewczyna nie wiedziała. w którą stronę się udać i przez dziesięć minut chodziła w tę i z powrotem. Na pomoc przyszła jej, już znajoma szatynka. Podeszła do Brooklyn i wyciągnęła do niej rękę z jej bluzą. 

   - Bardzo dziękuję za bluzę. Nie powinnam się tak ubierać w taką pogodę. 

   Brooklyn uśmiechnęła się do niej i zabrała od niej bluzę.

   - Nic nie szkodzi. A tak w ogóle mogłabyś mi pomóc. 

   Szatynka rozpromieniła się.

   - Jasne. Jestem Cassandra, ale wszyscy mówią do mnie Cassie. 

   - Miło mi. Jestem Brooklyn, ale mówią na mnie Brookie. 

   Dziewczyny uściskały sobie dłonie. 

   - W czym mogę ci pomóc? - zapytała Cassie. 

   - Szukam mojego domku. 

   - Czyli jesteś tu nowa?

   Brooklyn pokiwał głową. 

   - A kim jesteś? - ciekawość Cassie nie znała granic. 

   - Pan Bass powiedział, że jestem ostatnią córką Apolla. 

   Cassandra wyszczerzyła na nią oczy. 

   - Nie gadaj. 

   Okej, robi się dziwnie. - pomyślała Brookie. 

   - No, tak... przynajmniej tak powiedział. 

  Cassie otrząsnęła się z transu i stanęła prosto. Po chwili uśmiechnęła się tak szeroko, że Brooklyn bała się, że połamie sobie szczękę. 

   - Jaki masz numer domku. 

   - Dwadzieścia trzy.

   - Och, wiem gdzie to jest! - Cassie podskoczyła i pociągnęła za sobą Brooklyn.

~~*~~

   Jak się okazało Brookie ani razu nie zbliżyła się do odpowiedniego domku. Cassandra co chwilę trajkotała o tym, jak na obozie jest fajnie, że są tu fajni ludzie itp. Kiedy wreszcie znalazły się przy odpowiednim domku, ze środka zaczęła dudnić muzyka. 

   No fajnie, mam współlokatorów imprezowiczów.

   - Nie przejmuj się, to normalne - spróbowała pocieszyć ją Cassie. 

   Brookie zrzedła mina. 

   - No, to ja idę do siebie. Do zobaczenia na ognisku! - i już jej nie było. 

   Brooklyn z wahaniem otworzył cicho drzwi i wsadziła głowę do środka. W sekundę poczuła się jak intruz, który ogląda gody na Animal Planet. Na  w p r o s t  niej, na białym fotelu, siedział chłopak z półnagą blondynką na kolanach. Brooklyn nie była pewna czy ją zauważyli, ponieważ siedzieli do niej tyłem, ale do pomieszczenia wszedł blondyn z piwem w ręki i stanął jak wryty, kiedy zauważył kasztanowłosą. 

    - O kurwa. 

Wybory StrażnikówWhere stories live. Discover now