i.

908 115 30
                                    

[ ᵖᵉʳˢᵖᵉᵏᵗʸʷᵃ ᵗᵒᵈᵈᵃ ]

Neil był wspaniały. Nigdy nie miałem wątpliwości, co do jego aktorskich umiejętności, a teraz tylko utwierdziłem się w tym przekonaniu. On naprawdę arcyświetnie grał! Wszyscy uważali tę sztukę za udaną, ale nie to było, według mnie, najważniejsze. Bardziej cieszyłem się ze szczęścia, jakie malowało się na twarzy mojego współlokatora, gdy wygłaszał swoje kolejne kwestie. Jego oczy się tak ładnie iskrzyły.
Och, oczywiście do momentu, w którym nie zobaczył swojego ojca. Wtedy, jakby momentalnie zgasły.
Spojrzał na mnie z obawą, ale ja uśmiechnąłem się do niego, dodając mu tym samym otuchy. Niesłyszalnie wypowiedziałem "Będzie dobrze!". Neil w to uwierzył, bo potem grał tak samo, jak wcześniej.
Było mi bardzo przykro, gdy wcale nie okazało się tak być.
Nie mogłem usiedzieć w miejscu, na myśl o tym, jakie jego ojciec może wyciągnąć konsekwencje. Chodziłem w tę i z powrotem po akademickim pokoju, próbując nie wymyślać najgorszych scenariuszy. Co chwila spoglądałem na łóżko Neila z nadzieją, że zobaczę tam siedzącego, roześmianego bruneta, uradowanego z powodu świetnie zagranej roli — za każdym razem się zawodziłem. Łóżko pozostawało puste.
Chciałem się czymś zająć, więc wziąłem antologię poezji, która akurat leżała na biurku. Usiadłem przy nim i otworzyłem książkę na losowej stronie. Widniał na niej wiersz, który Neil czytał na spotkaniu "umarłych poetów". Przed oczyma od razu ujrzałem obraz bruneta, stojącego w grocie.
Stwierdziłem, iż to na nic i nie dam rady dłużej tutaj usiedzieć. Miałem okropne przeczucie, że z Neilem może stać się coś złego.
Wstałem zdenerwowany i z zamachem zasunąłem krzesło. Wyszedłem z pokoju i udałem się do jedynej osoby, z którą miałem w tym momencie chęć rozmawiać — Profesora Keatinga. Po chwili stałem przed drzwiami do jego gabinetu. Zawahałem się przez chwilę, ale szybko wyzbyłem się tego uczucia. Zapukałem i w drzwiach ujrzałem nauczyciela angielskiego. Jak zwykle był pogodny, ale na jego twarzy można było dostrzec cień zmartwienia.

— Witam cię, Todd — Profesor zrobił mi miejsce w drzwiach.

— Dobry wieczór, Kapitanie — wszedłem i zająłem miejsce we wskazanym, przez niego, starym fotelu. — Pan wybaczy, że przeszkadzam, ale nie daje mi spokoju pewne zmartwienie. Pomyślałem, że moglibyśmy zamienić o nim parę słów.

Odwróciłem głowę i zarumieniłem się, lekko zawstydzony. Nie było mi łatwo mówić o tym, co leży mi na sercu. Nigdy nie byłem w tym dobry.

— To nic złego. Dobrze, że chcesz o tym rozmawiać. — Keating nie zmienił wyrazu twarzy, nadal przyjaźnie się uśmiechał, co pozwoliło mi się w jakimś stopniu odprężyć.

— Obawiam się tego, co ojciec Neila może zechcieć z nim zrobić.

Keating patrzył się na mnie, nic nie mówiąc, jakby doskonale wiedział, że coś jeszcze we mnie siedzi. Och, dlaczego on mnie tak dobrze znał? Kiedy cisza stała się niezręczna — zacząłem mówić, już pewniej.

— Neil z pewnością nie zasługuje na takie traktowanie. On nie zrobił niczego złego, chciał tylko spełnić swoje marzenie. Nikogo tym nie krzywdząc. Dlaczego ten — zrobiłem pauzę, by oszczędzić Profesorowi wysłuchiwania epitetów, które moim zdaniem idealnie określałyby Pana Perry'ego — człowiek nie jest w stanie tego zrozumieć?!

Przestraszyłem się, gdy dotarło do mnie, jak bardzo straciłem panowanie nad sobą. Większy niepokój, jednak wzbudziła we mnie reakcja Pana Keatinga, a raczej jej brak. Wszystko co mówiłem, przyjmował ze stoickim spokojem.

— Mój Kapitanie, bo ja się po prostu bardzo martwię o Neila — powiedziałem bezradnym głosem, już niczego nie ukrywając. — Nie wyobrażam sobie, żeby... — zaciąłem się.

Słowa, które miały przejść mi przez usta, uporczywie siedziały w gardle i za nic nie chciały wyjść. Nie byłem w stanie wymówić ich na głos. Za bardzo obawiałem się, że się spełnią. 

— Rozumiem, co czujesz, Todd — odrzekł.

Spojrzałem mu w oczy i rzeczywiście miałem wrażenie, że rozumiał. Nie tylko to, z czego mu się zwierzyłem. Pewnie domyślał się nawet tego, co nie zostało przeze mnie wypowiedziane.
Nie czułem z tego powodu wielkiego dyskomfortu, bo wiedziałem, że Keating z pewnością mnie nie wyśmieje, nie wyjawi mojej tajemnicy, nie będzie się na mnie patrzył dziwnym wzrokiem i nie pozwoli mi się przez to wstydzić. Wiedziałem, że John Keating jest dobrym człowiekiem.

— Wiesz co, Anderson? — Zamyślony Profesor patrzył się przez okno. — Nie ignoruj tego co podpowiada ci serce, tylko dlatego, że masz obawy. Każdy człowiek je ma, ja również — zaśmiał się. — Staw im czoło, a w przyszłości będziesz sobie za to wdzięczny.

— Dziękuję, Kapitanie. Bardzo dziękuję za te słowa.

Podniosłem się z fotela, a odwaga powoli się we mnie zbierała. Wyszedłem, pewnym krokiem, z pokoju i zamknąłem za sobą drwi. Teraz byłem już absolutnie pewny, tego co powinienem zrobić.

𝐰𝐞'𝐫𝐞 𝐠𝐨𝐧𝐧𝐚 𝐛𝐞 𝐫𝐨𝐨𝐦𝐦𝐚𝐭𝐞𝐬. todd anderson x neil perry ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz