Dzień jak codzień

35 3 0
                                    

Promienie słońca powoli oświetliły pokój, a dokładnie łóżko. Okno było otwarte i gwar miejski doszedł do uszu śpiącego mężczyzny. Ten jednak chciał jeszcze pospać. Nie było mu to jednak dane
-Ryby, ryby świeże ryby!-krzyczał sprzedawca ryb. Śpiący człowiek nałożył poduszkę na głowę starając się stłumić hałas jednak po chwili dobiegł jego uszom gruby głos.
-Świeże?, panie ty mi tu kitu nie wciskaj. Jak żona kupiła to pół dnia z wychodka nie wychodziła!-wydarł się inny głos a odpowiedział mu ten sam sprzedawca.
-Jak coś ci sie brudasie nie podoba to może opowiesz jakie to gówniane miecze wytwarzasz?-i tak oto rozpoczęła się kłótnia między sprzedawcą ryb a kowalem. Mężczyzna który zrozumiał że wszelkie próby stłumienia tego bez opuszczania wygodnego łoża nie dadzą nic. Z pewnym trudem wstał więc i przetarł oczy. Ubrany był o dziwo w wełnianą koszulę białego koloru i brązowe spodnie. Jego buty leżały gdzieś w rogu. On zaś rozejrzał się i zobaczył dużą ilość butelek, porozwalane meble i przewrócone lustro.
-To wyjaśnia ból głowy-odparł sam do siebie i powoli ruszył by podnieść lustro. Przedmiot ten zdobył na pewnej wyprawie z jego przyjaciółmi, to jednak inna historia. Tak czy siak lustro okazało się całe. Mężczyzna postawił je i spojrzał na siebie. Miał włosy czarnego koloru, średniej długości zarost oraz opaskę na prawym oku.
-Coś tak jakoś znajomo wyglądam-odparł mężczyzna sam do siebie a potem wychylił się przez okno. Gdyby był on stereotypowym herosem to pewnie wyskoczył by z gracją i siłą uciszył straganiarzy a każdy by mu klaskał. Ale on nie był kimś takim.
-Ile razy mam wam powtarzać sukinsyny żebyście nie darli się pod moją chatą?-wydarł się będąc prawdopodobnie na kacu. Kowal nie pozostał jednak dłużny.
-Słuchaj no pieprzony piracki wężu..-odparł ale zanim zdążył dokończyć sprzedawca ryb dał kowalowi w twarz rybą
-Co mi tu klienta numer jeden szkalujesz?-zapytał waląc kowala rybą. W końcu mężczyzna uznał że trzeba coś z tym zrobić. Wyszedł przez okno, mieszkał bowiem na parterze kamienicy, podbiegł do sprzedawcy ryb i zasadził mu kopniaka. Jednak kowal widząc to przywalił mu w głowę
-Słuchaj no Wężu czy inny tępaku. Zaraz ci wybije twoje durne pomysły z głowy-i tak oto mężczyzna znany jako Wąż wdał się w bójkę na targowisku. Raz atakował kowala, raz sprzedawcę. W konsekwencjii kilka lokalnych zawadiaków postanowiło się przyłączyć. Po kilku chwilach każdy uderzał każdego. Rozpętała się bójka, kilka kobiet zaczęło krzyczeć ale zagłuszył ich tłum kibicującej gawiedzi. Zawsze miło zobaczyć mordobicie. Tak więc Wąż był czynnikiem reaktywującym i na targu doszło do prawdziwej bijatyki. Rzucano w siebie czajnikami, pewien siłacz rzucał beczką a sam Wąż właśnie rozbijał melona na głowie agresora. I nie było widać końca gdyby nie to że nagle pojawiło się białe oślepiające światło.
-Panowie, zwijamy-krzyknął ktoś a tłum zaczął desperacko uciekać z miejsca zdarzenia. Wąż także. Albowiem oni wszyscy wiedzieli kto to. Wąż był człowiekiem wyjątkowym
Zaprzyjaźnił się z bóstwami tego świata. Chodził z nimi na przygody, spędzał czas. Czuł się dobrze. Ale coraz bardziej czuł że jest tylko śmiertelnikiem. A może, aż śmiertelnikiem? Więc coraz mniej pił z Sarielem, bogiem złodziejii. Coraz mniej czasu spędzał na trenowaniu z bogami wojny. Coraz mniejszymi uczuciami dażył Lilith-boginię śmierci. Nigdy jej tego nie powiedział. Wąż po prostu zaczął myśleć o przyszłości. Bogów czeka życie wieczne a on? On umrze ze starości. Albo zginie w jakiejś walce. Nie pamiętał jednak kiedy ostatni raz rozmawiał ze swoim enigmatycznym przyjacielem. Wąż więc coraz bardziej schodził w swoje stany społeczne. Miał teraz przyjaciół. Przyjaciół z którymi może sie zestarzeć. Przyjaciół którzy nie zetrą go na proch gdy wyleje na nich piwo.
Czuł też coraz większy żal do stworzycielki tego świata. Przez wojne wywołaną przez jej podobnych stracił wszystko. I był jedynym śmiertelnikiem który przeżył. Ale czym to przypłacił? Dlatego też nie zrobił zawadiackiego uśmiechu i nie wyszedł na spotkanie ze stworzycielką która łaskawie zobaczyła tą burdę. Biegł po prostu z całych sił aż krzyki kilku z zawadiaków nie ustały
"Przykład dać trzeba"-pomyślał sobie po czym skierował się do karczmy. Wszedł do środka i nie uwierzył własnym oczom. Okazało sie że w karczmie trwała walka ale jakaś zupełnie inna. Oczom Węża rzucił się w oczy czarnoskóry mężczyzna stojący na stole. Trzymał on dziwny miecz, z zakrzywionym ostrzem i najwyraźniej mówił coś ważnego albowiem otoczyła go grupa słuchaczy. A mówił on tak.
-Jam jest Abdul, syn Abuyina i powiadam ci rozpustniku że zapłacisz za swoje czyny!-wtedy na drugi stół wskoczył inny mężczyzna, blond włosy i broda. Dobył miecza który miał nieco nadłamane ostrze
-Powiadam ci Abdulu synu Abuyina że ja, Beltram potomek Jaherada nie ugnę się przed twoimi fałszywymi oskar-nie zdążył dokończyć. Drzwi otworzyły sie z dużym hałasem a właściwie to wyleciały i trafiły jednego z klientów. Wąż odruchowo rzucił się za jakiś stół, wcześniejsi przeciwnicy myśleli tak samo. Skończyło się na tym że Abdul, Beltram i on znaleźli się za jedną osłoną. Zaś do karczmu wkroczyła ona. Kobieta o enigmatycznym wyglądzie ale każdy wiedział kim jest. Raven. Ponoć stworzycielka wszystkiego co stawia ją w pozycjii boga. Tak czy siak kobieta zaczęła iście gromowym głosem wydzierać się ku przerażeniu wszystkich. No prawie wszystkich. Bo gdy Abdul spojrzał na Węża a potem na Beltrama doszło do czegoś ciekawego. I dziwnego.
-Pański przyjaciel polecił nam przekazać by był pan przygotowany na niespodziewane konsekwencje-szepnął mu Blondyn i zanim Wąż zdołał zapytać dwójka rozmyła się w powietrzu. I wtedy też poczuł on jak ktoś szarpie go za ramię.
-Hej, wstawaj nie śpimy-odparł pewien mężczyzna. A był to bóg oszustw i kradzieży. Sariel, osobiście przyjaciel Węża.
-Sariel? Co ty robisz tutaj?-zapytał Wąż patrząc na niego.
-Widząc jak nasza szanowna bogini dostaje gorączki uznałem że trzeba by zobaczyć co sie dzieje. I znowu spotykam ciebie! Przyjacielu, masz talent do wpakowywania sie w kłopoty-odparł Sariel i pomógł mu wstać. Raven zaś musiała już opuścić karczmę. Wąż odparł
-Sariel, chodź się przejść. Potrzebuje powietrza.-jak powiedział tak i zrobił. On i bóg oszustw ruszyli spacerem przez ulicę miasta. Sariel zainicjował rozmowę
-Co u ciebie? Dużo minęło od naszego ostatniego spotkania.-Sariel rzadko interesował się czyimś losem, więc musi być naprawdę ciekawy co Wąż porabiał przez ten czas.
-Jakoś tak..trzymam się. Skarbów od czasu tej naszej wyprawy nie wydałem za dużo. Więc spędzam dnie na..spaniu.-odparł.
-Spaniu? Cholera, kiedyś byłeś pełnym energi...
-Człowiekiem. Ta, ale ja zaczynam się męczyć. Tak czy siak...to nie temat na spacer. Jak tam w wielkim..a raczej wysokim świecie?-zapytał w "kontrataku".
-Wiesz jak jest. Każdy niby ma do spełnienia rolę a jednak..-tu Sariel nie dokończył albowiem wpadł na mieszczanina.
-Najmocniej przepraszam-odparł bóg oszustw, a gdy sie oddalili to ten podrzucał sakiewkę.
-Sariel-odparł sceptycznie Wąż.
-O co chodzi?-spytał on równie sceptycznie.
-Ja wiem że jesteś znany z bycia oszustem, no i że oszukałeś śmierć..no i że jesteś patronem złodzieji, ale słuchaj. Ten mieszczanin to mógł być ja-odparł poważnie.
-Nie rozumiem-odparł Sariel patrząc na niego.
-Patrz, ty jesteś bogiem a ja? Jestem jakkolwiek by nie patrzeć tylko człowiekiem. Oznacza to że jeśli ty możesz bezkarnie kogoś okraść to potężniejszy bóg może mnie po prostu zabić.-odparł poważnie jednooki weteran.
-Dramatyzujesz. Przecież..-tu Sariel nie wiedział co powiedzieć. Jego przyjaciel mógł mieć rację. Niestety.-Przecież kręciłeś z samą boginią śmierci. To chyba powód do spokoju, prawda?-Sariel myślał że to dobry argument ale Wąż stał sie teraz dramatycznym dziadem.
-Kręciłem to dużo powiedziane. Bo widzisz, to że ja przeżyłem zniszczenie świata to jest cholerny cud. I gdybym dostał w głowę mocniej to nigdy by Lilith mnie nie wspomniała. Ani ty, ani twoja żona ani nikt. Sariel cholera-w tym momencie Wąż spojrzał na niego poważnie-Ja jestem pieprzonym śmiertelnikiem. Nieważne ile potworów pokonałem, co zrobiłem i tak jestem cholerny-Wąż nie dokończył. Usłyszał ryk. Sariel także go usłyszał. Mężczyźni ruszyli i zobaczyli coś co tylko przybiło łatkę "dzień trafił szlag" do podsumowania.
W mieście pojawił się wielki potwór. Przypominał cyklopa ale miał widocznie pewne płytki na skórze.
-O cholera...znowu to samo-odparł Sariel i Wąż niemal jednocześnie.

Per Aspera Ad AstraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz