Rozdział 2

315 24 0
                                    

- Brakuję mi ciebie - usłyszałam głos w słuchawce.

- Mi ciebie też - odpowiedziałam. Rozmawiałam z Santaną, która wracała właśnie ze swoje nowojorskiej uczelni. Nie widziałyśmy się od miesiąca, tak to już miesiąc odkąd nie ma Abigail, miesiąc temu ją pożegnałam. Mało o tym myślałam, ograniczałam się od minimum. Nie chciałam, aby wspomnienia zbytnio zawracały mi głowy. Trzeba iść dalej, ona by tego chciała. 

Umówiłam się z ciotką, że sprzedam swoje mieszkanie, z początku nie pochwalałam jej pomysłu mówiąc 'Kto je będzie chciał kupić? Będziemy czekały na kupca całe wieki'. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, szybko udało się je sprzedać. Było mi trochę smutno, bo to tam najczęściej spotykałam się z Abi, ale lepiej, żebym odcięła się od przeszłości. Posłuchałam ciotki, teraz od dwóch tygodni mieszkam w jej mieszkaniu. Nie widujemy się często, ona zazwyczaj ciężko pracuję nad jakąś pilną sprawą, która jest absolutnie tajna. Próbowałam coś z niej wyciągnąć, ale moje starania poszły na marne. Tak, nie da się jej zmusić do ujawnienia tej tajemnicy. Może to i dobrze, nie chcę więcej problemów na głowie. 

- Muszę lecieć - Sani rzuciła mi tylko na pożegnanie ciche 'pa', a po chwili mogłam usłyszeć już jakieś pretensje nauczycielki. 

Santana bardzo się mną opiekuję, zachowuję się jak moja starsza siostra i podoba mi się to. Co prawda już dawno tak się zachowywała, ale teraz czuję, że nasza więź nieco się wzmocniła, przecież przechodzimy przez to samo.  Problem w tym, że mieszkamy daleko od siebie. Ona studiuje w Nowym Jorku, a ja jestem tu, w rodzinnym mieście.

W tym roku nie poszłam na studia z powodu środków finansowych, ciotka nie zarabia kokosów, a ja czasami dorabiam, ale nieduże sumy. Nie mam stałej pracy, raz porozdaję ulotki, raz popracuję tydzień w barze, a kiedy indziej zgłoszę się do sprzątania jakiegoś biura. Koszty utrzymania mieszkania były dzielone na dwa, więc nie było z tym jakiegoś wielkiego problemu, ale na studnia pieniędzy nie mam. Bardzo chciałabym kontynuować naukę, ale teraz to nie możliwe. Poczekam jeszcze ten rok.

San przyjedzie na ten weekend, więc może pomoże mi znaleźć jakąś pracę. Z dobrymi chęciami na pewno coś oszczędzę.

Był słoneczny piątek, więc postanowiłam, że posiedzę trochę w parku.

Grzechem byłoby siedzieć w domu i nie wykorzystać tej przyjemnej pogody. Byłam niedaleko, więc czemu by nie? Ruszyłam w stronę pobliskiego parku. Jest praktycznie w centrum i podejrzewam, że będzie tam dużo ludzi.

Nie myliłam się. Po lewej stronie dzieciaki zawzięcie kopały piłkę, po prawej pięciolatki zjeżdżały po kolorowych zjeżdżalniach, bujały się na huśtawkach i budowały zamki z piasku. Na ten widok lekko się uśmiechnęłam,przypomniałam sobie stare czasy, kiedy sama spędzałam tu całe dnie. Chcąc uniknąć tego całego hałasu ruszyłam dalej przed siebie.

Postanowiłam usiąść na zielonej ławce ustawionej między drzewami, które wygłuszały krzyki. Do tej części parku nikt nie przychodził, za to ja kochałam to miejsce. Kiedy pokłóciłam się z rodzicami, uciekałam z domu i chowałam się tutaj. Potem zazwyczaj znajdowała mnie tu Abi. Nie chciałam dalej drążyć tematu o śmierci najbliższej przyjaciółki.

Postanowiłam trochę poczytać. Wyciągnęłam książkę z mojej torby. Oczywiście zakładka wypadła w którymś momencie, kiedy tu szłam i musiałam od nowa szukać strony od nowa. Zajęło mi to kilka minut, ale się udało. Wpatrzona w litery wodziłam oczami po kolejnych wyrazach, linijka po linijce. Druk stawał się coraz bardziej nieczytelny, każda następna litera rozpływała się jeszcze bardziej, aż w końcu zamknęłam oczy.

Zasnęłam.

*

Nowy Jork, godzina 18:03

Czułem się trochę poddenerwowany, dzisiaj miałem oświadczyć się mojej dziewczynie.

Chodzę z nią od  roku i uważam, że to już ten czas. Umówiłem się z nią w tym hotelu, najlepszy na jaki było mnie stać. Nie są to może luksusy, takie jakich doświadczają biznes-owcy, ale to jest o dużo razy lepszy niż te durne motele porozsiewane po całym świecie. Pogładziłem miękki materiał mojej marynarki stojąc pod wielkim lustrem.

Jeden głęboki wdech, jeden głęboki wydech.

Przesunąłem ręką w stronę mojej kieszeni, pod opuszkami poczułem coś twardego, był tam, nie zapomniałem go. Wyjąłem go i obróciłem pierścionek w rękach. Był niesamowity. Kosztował mnie trochę, ale nie żałuję, że kupiłem właśnie ten. Prezentuje się pięknie - jak ona. Moja królewna powinna zaraz tu być. Postanowiłem sprawdzić wszystko jeszcze raz, wszystko musi być na swoim miejscu, bez żadnych wyjątków. Poprawiłem delikatnie sztućce, tak aby stały równo, chcę, żeby wszystko było perfekcyjne.

Na kolację zamówiłem tutejszy specjał - kurczak balsamico. Ludzie doradzali mi, abym to zamówił, według nich to danie jest przepyszne. Mam nadzieję, że to prawda, bo jak nie to będzie katastrofa. Wino dostarczą zaraz po jej przybyciu, czyli wszystko gotowe. Obejrzałem się za siebie.

Tak, wszystko gotowe.

Zapadła cisza, tylko ja i moje myśli. Usłyszałem pukanie do drzwi. Podskoczyłem i natychmiast ruszyłem do drzwi. Nareszcie przyszła. Dotknęłam klamki, a chwilę potem drzwi ustąpiły, jednak ku mojemu zdziwieniu był to jakiś mężczyzna w garniturze z ponurym uśmiechem.

-Wino dla pana - na jego twarzy zawitał szczerszy uśmiech. Skinąłem i podziękowałem za napój.

 Jeszcze jej nie ma.

Postanowiłem, że w tym czasie, kiedy na nią czekam naleje do kieliszków wina. Kiedy przechyliłem butelkę, usłyszałem ponowne pukanie. Szybko napełniłem obydwa naczynia i ponownie pognałem do drzwi i wtedy zobaczyłem ją.

Ubrana w czerwoną miniówkę, prezentowała swoje zgrabne nogi. Jej uśmiech wyglądał jakby wygrała na loterii milion dolarów. Pocałowałem ją na powitanie i nagle cały świat wokół nas zniknął. Złapałem ją za rękę i poprowadziłem w stronę dużego pomieszczenia.

Nie chciałem dłużej czekać, najpierw się oświadczę. Pościłem jej dłoń na co odpowiedziała mi zdziwionym spojrzeniem, skinąłem uspokajająco. Głęboki wdech. Teraz albo nigdy.

- Kochanie, czy wyjdziesz za mnie? - uklęknąłem na jedno kolano w dłoniach trzymając pierścionek.

W jej oczach zauważyłem łzy, skinęła całą zapłakana. Założyłem na jej palec pierścionek, uśmiechałem się od ucha do ucha jak głupi. Przyciągnąłem ją do mocnego uścisku.

Nie chciałem jej puścić, ale w końcu jest jeszcze kolacja. Chciałem uczcić nasze zaręczyny wznosząc toast. Podałem mojej ukochanej kieliszek.

- To za nas!

Poczułem mocny ból w klatce piersiowej, więcej nic nie pamiętam.

____________________________

P.S. Obserwujcie konto ff na Twitterze - ask.fm/ashsdrumsticks

Zadawajcie pytania na ask'u - twitter.com/zmrokfanfic

Zmrok [Michael Clifford]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant