- Mówię poważnie. -oburzył się. - Nazywasz się Spencer. Masz dwadzieścia siedem lat. Twój starszy o dwa lata brat spalił dom, kiedy byliście mali. Ty leżałaś wtedy w szpitalu. Podczas zabawy z bratem złamałaś rękę. Bałaś się powiedzieć prawdę, żeby ojciec mnie nie stłukł. Wychowywała cię ciotka Alissa. Wysyłałaś mi listy do poprawczaka.

Wpatrywałam się w niego podejrzliwie. Wiedział o mnie rzeczy, ale czy to były jakieś tajemnice?

- Wrzuciłem twojego pluszowego misia do kominka. Tego paskudnego, różowego.

- To ty zabiłeś Pana Różka?! - oburzyłam się, pewnie bardziej niż powinnam.

Przyjrzałam się mężczyźnie. Był podobny do ojca. Może faktycznie miał coś z Micka. Ale ten tutaj był stary. Dawno nie widziałam brata, ale potrafiłam go rozpoznać. Pokazał mi bliznę za uchem. Pamiętałam, skąd ją miał. Bawiliśmy się na drzewie. Zahaczył głową o gałąź. Strasznie się z niego wtedy śmiałam.

- Dobrze... zakładając,że ci uwierzę... o co tu chodzi? - zapytałam po wypiciu na raz całego drinka. Nie dam rady prowadzić tej rozmowy na trzeźwo.

- Okej... Ten nocy,według mojej historii, zostałaś porwana i nigdy nie odnaleziono twojego ciała.

Wzdrygnęłam się na te słowa. Poprosiłam barmana o kolejnego drinka. Tego było za dużo.Jego historia? Utrzymywał, że jest z przyszłości, że superbohaterowie istnieli naprawdę. Pokazał mi bliznę. Niemożliwe, żeby komuś chciało się okaleczać tylko dla porwania mnie. Nie byłam nikim istotnym.

- Skąd mam wiedzieć, że nie wciskasz mi tego, bo to ty chcesz mnie porwać?

- Chcę żebyś ze mną poszła. Odstawimy cię za jakieś dwa lata. Będziesz bezpieczna.

Nie mogłam ułożyć sobie tego w głowie. Mężczyzna siedzący obok mnie wyglądał jak starsza wersja Micka. Ale podróże w czasie? To wydawało mi się tak bardzo absurdalne. Wahałam się, co powinnam zrobić. Równie dobrze mógł mi zrobić krzywdę gdzieś za rogiem. Albo przynajmniej próbować, umiałam się bronić.

- Czyli... chcesz żebym poszła z tobą do twojego statku kosmicznego?

- Tak. Im szybciej tym lepiej.

- No dobra, czemu nie...- westchnęłam.

Widziałam, że Mick od razu się rozluźnił po tym jak powiedziałam, że z nim pójdę.Założyłam kurtkę i ruszyliśmy do wyjścia. Mężczyzna wyprowadził mnie na skraj miasteczka. Zaczęłam się czuć głupio. Może to wszystko to po prostu jakiś chory żart? Na pewno wymyślił to ktoś z pracy. Teraz nie dadzą mi żyć bo uwierzyłam w podróże w czasie.

Zaraz jednaj poczułam jak nogi się pode mną uginają. Przed nami stał statek kosmiczny podobny do tych z filmów i komiksów. Mick złapał mnie za ramię i popchnął w stronę opadającej rampy. Byłam mu wdzięczna, bo sama chyba nie byłabym w stanie się ruszyć.

Weszliśmy do pomieszczenia wyłożonego metalowymi ścianami. Wszędzie stały pudła. Byłam w szoku. To naprawdę był mój Mick, który podróżował w czasie.

Usłyszałam zbliżające się kroki.

- Schowaj się! Szybko. -syknął Mick, wpychając mnie za jeden z kartonów.

- Mick, to ty? - ktoś wszedł do pomieszczenia. Podkuliłam nogi i starałam się nie wychylać. - Sara już się denerwowała. Zaraz wyruszamy.

Mój brat warknął coś w odpowiedzi. W co ja się wpakowałam? Mogłam jednak nie pić tak szybko. Zaczęło mnie kręcić w żołądku.

- Chodź, schowam cię do mojego pokoju.

Skradaliśmy się z Mickiem przez korytarze. Dbał o to, żeby nikt mnie nie widział. Chyba nie powinno mnie być na statku. Najwyraźniej porywanie krewnych nie wchodziło w zakres obowiązków podróżników w czasie. Zaprowadził mnie do siebie. Pokój wyglądał zdecydowanie tak, jak wyobrażałam sobie sypialnię mojego brata, bez zbędnych dekoracji.

- Połóż się. Może trochę trząść jak ruszymy.

Mick postawił kosz naśmieci przy łóżku. Zapowiadało się wesoło. Usiadłam na twardym materacu. Mój brat po chwili wyszedł, zostawiając mnie samą. W sumie nawet bez większego żalu zostawiałam wszystko za sobą. Moje życie nie było jakieś specjalnie wyjątkowe, raczej przeciętne. Dalej jednak zostawiałam sobie opcję, że po prostu jest to bardzo dziwny sen.

Rozmyślanie przerwało mi szarpnięcie. Poczułam się bardzo dziwnie. Ciężko znaleźć słowa, żeby to opisać. Położyłam się na łóżku i złapałam ramy. Mocno zacisnęłam powieki, starając się nie zwymiotować. Miałam wrażenie, że to uczucie nigdy nie minie. Zaczęłam nucić,żeby się uspokoić.

Skończyło się tak szybko, jak się zaczęło. Odetchnęłam z ulgą. Dopiero po kilkunastu sekundach odważyłam się otworzyć oczy. Okej. Dalej żyłam. Wyglądało też na to, że nadal miałam wszystkie kończyny.

Podniosłam się i poczułam, że strasznie kręci mi się w głowie. Docisnęłam dłoń do skroni. Miałam wrażenie, że moja czaszka zaraz eksploduje. Po policzkach zaczęły mi płynąć łzy.

Drzwi otworzyły się iw progu stanął Mick. Widząc w jakim jestem stanie od razu podszedł i posadził mnie na łóżku. Kucnął naprzeciwko.

- Spenc, co się dzieje?

- Głowa mnie boli. Tak bardzo. - ledwo wypowiedziałam te słowa. Miałam ochotę krzyczeć z bólu.

- Poczekaj, zaraz coś z tym zrobię. - ledwo zaobserwowałam jak wychodzi z pokoju.

Kiwałam się na łóżku.Czułam potworny ból. Co mi się stało? O co chodzi? Mick zachowywał się normalnie, nic go nie bolało.

- Pomóż jej, doktorku.- mój brat wepchnął do pokoju mężczyznę, z którym widziałam go wcześniej w mieście. Miałam wrażenie, że czas strasznie się dłuży. Jakby ból towarzyszył mi całe moje życie.

- Kto to jest?

- Nie czas na zadawanie pytań. - Mick wycelował dziwną broń w swojego kolegę. Chciałam mu zwrócić uwagę, ale ból był zbyt przytłaczający.

- Jestem Ray Palmer. Chcę ci pomóc, dobrze?

- Nie traktuj jej jak upośledzonej.

Ray posłał mojemu bratu dziwne spojrzenie. Zadawał mi pytania, ale miałam wrażenie, że coraz mniej do mnie dociera. Obraz zaczął się rozmazywać a dźwięki były bardzo niewyraźne. Ból osiągnął punkt kulminacyjny. Krzyknęłam.

Ray, Mick i wszystkie przedmiotu uniosły się na chwilę w powietrze i uderzyły w ściany.To było ostatnie, co pamiętałam. Chwilę później wszystko zrobiło się czarne a ja zemdlałam.

A better time [ Spencer x Harrison Wells ]Where stories live. Discover now