— Daleko jeszcze? — spytałam, stukając lekko w zamknięte drzwiczki kabiny pilota.
— Nie — lekko stłumiony głos Sipha dotarł do moich uszu. Buczenie maszyny zaczęło działać na mnie dziwnie kojąco.
Mimo to zmusiłam się do czuwania, gdyż kiedy tylko wylądujemy, musimy wraz z Blue szybko opuścić samolot i znaleźć zarezerwowany wcześniej hotel.
Odchyliłam głowę do tyłu, czując, jak zaczyna kręcić mi się w głowie. Moje drugie ja domagało się wypuszczenia na wolność. Dawno cię nie było, pomyślałam, zaciskając zęby po części z frustracji a po części z kiełkującego w moim ciele bólu.
— Elizabeth? Wszystko w porządku? — nie miałam pojęcia jak moja spięta sylwetka musiała wyglądać z boku, jednak zaniepokojony głos Blue orzeźwił mnie nieco.
Wdech, wydech.
Musiałam się opanować, jeśli nie chciałam zrobić nikomu krzywdy. Co, jak co, ale po tak długim czasie powinnam umieć już to opanować.
— Wszystko w porządku, młody — powiedziałam po dłuższym czasie, z ulgą przyjmując odejście bólu. Tym razem udało mi się zwalczyć chęć mordu i miałam szczerą nadzieję, że następna taka sytuacja nie pojawi się szybko.
Niespodziewanie helikopter gwałtownie skręcił, przez co razem z Blue spadliśmy z foteli na twardą posadzkę. Blondyn zaniepokojony wstrząsem, zawołał do Sipho:
— Co się dzieje, Dimka?!
Rzucił mi szybkie, przerażone spojrzenie. Chciałam mu powiedzieć, żeby się uspokoił, gdyż pilot za sterami jest jednym z najlepszych, jakich znałam, jednak mój otumaniony umysł nie pozwolił mi na wydobycie jakiegokolwiek dźwięku.
Przez nagły upadek czułam, jakby mój mózg przetwarzał za dużo danych. Przed oczami mignęły mi jakieś obrazy, jednak stało się to tak szybko, że nie zarejestrowałam ich detali.
— Zaraz lądujemy — głos Sipha odbił się w helikopterze, a ja dziękowałam w duchu za szybko wyrównany tor lotu.
— Przyjęliśmy — mruknął blondyn, zarzucając plecak na ramiona. — No, dalej, staruszko. Nie chcemy zostać w tej maszynie kolejną noc — ton, jakim się do mnie zwrócił utwierdził mnie w przekonaniu, że zdążył zapomnieć o turbulencji.
Bardzo chciałam mu się odgryźć, jednak wolałam oszczędzać siły na później. Nigdy nie wiadomo, na co natkniemy się po drodze.
— Jasne. Tylko nie zgub mi się po drodze — mruknęłam, sprawdzając paroma pociągnięciami, czy plecak na moich ramionach trzyma się wystarczająco mocno.
Kiedy po chwili usłyszeliśmy cichy syk i niewyraźny głos, mówiący powodzenia, podeszliśmy do drzwi. Pożegnanie z Siphem było długie i odbyło się jeszcze przed wylotem, ponieważ doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że kiedy wyruszymy, nie będzie na to czasu.
Przed wyskoczeniem z helikoptera, pomachałam w stronę kokpitu, jednak i tak nie byłam pewna, czy siedzący tam mężczyzna cokolwiek zobaczył. Upadając, wyuczonym ruchem ugięłam nogi i przeturlałam się po chłodnej ziemi.
Kiedy stanęłam na równe nogi, jeszcze przez chwilę obserwowałam oddalającą się maszynę. Następnie spojrzałam porozumiewawczo w stronę blondyna, który już zaczynał iść w stronę zabudowań. Zapewne zachwycałabym się pięknem Edynburga, gdybym miała na to więcej czasu.
— Blue! Cholero jedna, poczekaj na mnie, bo jak będziesz tak pędził, ktoś cię zauważy — syknęłam w stronę chłopaka, kiedy ten bezmyślnie chciał wejść na ulicę.
— Nie mam pojęcia o co ci chodzi — oznajmił beztroskim tonem, wzruszając ramionami. — Miasto śpi, a ty zachowujesz się, jakby ktoś nas śledził — jego jasne tęczówki błądziły przez chwilę po mojej twarzy. — Wyluzuj, Elizabeth. Masz nadzwyczajne zdolności, które umożliwią ci bezpieczne wejście do każdego miejsca.
Zdekoncentrowana, nie dałam rady wydusić z siebie słowa i bezmyślnie patrzyłam, jak blondyn obdarowuje mnie uroczym uśmiechem i raźno przechodzi przez jezdnię, by po chwili stanąć przed wejściem do hotelu. Pomachał w moją stronę i zniknął w środku. Przez chwilę miałam nieodpartą chęć pobiegnięcia za nim, pożegnania się jeszcze raz.
Powstrzymałam się, widząc jadący samochód i nie odwracając się za siebie, zniknęłam w ciemnościach między budynkami.
✽✽✽
Kiedy znalazłam się w dość dużej odległości od miejsca, w którym zostawiłam Blue, do moich uszu doszły ciche huki i okrzyki. Nie byłam w stanie rozszyfrować ich znaczenia, jednak zainteresowało mnie to na tyle, że ruszyłam w ich kierunku.
Ciężko mi było ocenić, jak daleko ode mnie odgrywało się wydarzenie, jednak po kilkunastu minutach marszu aż stanęłam jak wryta.
Widok Wandy walczącej ze stworem, przypominającym człowieka nie był zwyczajny. Moja dłoń automatycznie powędrowała do pistoletu i celnie oddała serię wystrzałów. Kiedy postać odwróciła się w moją stronę z lekkim uśmiechem, poczułam jak moja twarz tężeje.
Była to ta sama kobieta z rogami, którą widziałam na Węgrzech, w dłoni trzymała coś, co było zapewne marną imitacją włóczni.
— Przez chwilę myślałam, że nie przyjdziesz — wysyczała, rzucając się w moją stronę.
przepraszam, że tak długo
nic nie było,
ale wiecie
szkoła i te sprawy
YOU ARE READING
𝐃𝐄𝐀𝐃𝐋𝐘 𝐅𝐀𝐋𝐋
Fanfiction❝ᴛʏʟᴋᴏ ᴍᴀʀᴛᴡɪ ᴡɪᴅᴢɪᴇʟɪ ᴋᴏɴɪᴇᴄ ᴡᴏᴊɴʏ❞ ─ᵖˡᵃᵗᵒⁿ─ 𝐭𝐨𝐦 𝟐 𝐢𝐧𝐯𝐢𝐧𝐢𝐭𝐲 𝐰𝐚𝐫 𝐛𝐮𝐜𝐤𝐲 𝐛𝐚𝐫𝐧𝐞𝐬 𝐜𝐨𝐯𝐞𝐫♡➨ 𝐠𝐞𝐫𝐦𝐚𝐧𝐢𝐳𝐚𝐜𝐣𝐚
● 16 ●
Start from the beginning
