Najwyraźniej znów odleciałem myślami w siną dal spoglądając na jej duże oczy ozdobione podkręconymi rzęsami, gdyż dotarł do mnie słodki śmiech.

- A ty, marzycielu, masz jakieś imię?

- Ekhm, Luke. Przepraszam… chyba trochę przesadziłem z alkoholem. – Wskazałem na prawie pustą szklankę, którą opróżniłem w zastraszającym tempie. Przy niej nie panowałem nad swoim zachowaniem. Ona za to zdawała się być w pełni świadomą swoich słów i czynów. Czułem się taki małym, takim głupim, a jednocześnie największym szczęściarzem.

- A więc, Luke. Co cię sprowadza do deszczowego Londynu? – Szatynka zmniejszyła między nami dystans tworząc namiastkę intymności. Gdy skupiała na mnie swój wzrok, cały świat zdawał się rozmywać, tracić na znaczeniu. Zdziwiłem się jej pytaniu, gdyż nie wspominałem, że jestem przyjezdny.

- Festiwal. Akcent mnie zdradził? – Zaśmiałem się pod nosem nerwowo.

- Troszeczkę. – Brunetka puściła zalotnie oczko. Chciałem już odpowiedzieć na jej pytanie, gdy ta przysunęła się blisko kładąc rękę na moim kolanie, po czym szepnęła do ucha.

- Chodź ze mną chłopcze. Potrzebuję przyjaciela.

…A spod moich nóg osunął się grunt.

*

Czy ja śniłem? Czy to mogło się dziać naprawdę? Przecież takie rzeczy dzieją się jedynie w filmach. W jednej chwili siedzę samotnie sącząc tanie piwo, w następnej piękna dziewczyna wyprowadza mnie z baru z zamiarem… z oczywistym zamiarem!

Chłodne od deszczu powietrze przyprawiało o zawroty głowy. A może był to efekt dużej ilości alkoholu? Czułem jak cały świat wokół mnie wiruje. Wyraźnie widziałem jedynie kroczącą przede mną Angie - jej powiewające na wietrze, lekko spuszone od wilgoci włosy, kołyszące biodra, długie nogi, delikatną dłoń, która trzymała moją…

Szliśmy chodnikiem prowadzącym na parking, a droga przed nami błyszczała odbijając światła ulicznych latarni i neonów klubowych witryn. Otoczenie przesycone było dudnieniem basów z otaczających nas budynków, jednak do moich uszu docierał jedynie stukot niebotycznie wysokich obcasów o betonowy chodnik. W końcu szatynka wyjęła z kieszeni skórzanej Ramoneski kluczyki do auta. Odwróciła się w moim kierunku i uśmiechnęła się zalotnie. Znacie to uczucie? „Motylki w brzuchu”? Tak, właśnie w moim brzuchu buszowało ich z tysiąc.

- Wyglądasz na spiętego. – Usłyszałem uwagę dziewczyny.

- Ja? Skądże. Nie wydaje mi się jednak, by jazda samochodem w naszym stanie była wskazana. Nie lepiej wezwać taksówkę? – Próbowałem wybrnąć jakoś z tematu. Angie zaśmiała się lekko i przysunęła bliżej. Trochę zbyt gwałtownie nabrałem powietrza do płuc, gdy ta zbliżyła usta do mojego ucha i wyszeptała:

- A kto mówił, że dokądś jedziemy? – Po czym delikatnie musnęła chłodnymi wargami jego płatek.

Zmieniłem zdanie odnośnie motylków. To słowo nie oddawało uczucia, jakiego przy niej doświadczałem. Był to raczej zawrotny huragan targający całym mym ciałem przy każdym, choćby najdrobniejszym geście, jaki wykonywała. Angie pociągnęła mnie dalej, po czym zatrzymała się w końcu przy czarnym audi.

- To twoje auto? – Spytałem, gdy oparła się plecami o jego bok. Dziewczyna kiwnęła twierdząco głową. Przysunąłem się bliżej pozostawiając między nami minimalną przestrzeń. Następnie włożyłem dłonie do kieszeni, chroniąc je przed chłodem i rozejrzałem się po okolicy próbując uspokoić oddech. Angie filtrowała mnie wzrokiem. Miałem wrażenie, że znała każdy mój sekret, każdy szczegół mojej osobowości, choć praktycznie nie rozmawialiśmy.

Falling (Luke Hemmings short story)Where stories live. Discover now