Hania

2.7K 141 34
                                    

Tutaj macie pierwszy właściwy rozdział kontynuacji ,, Die Order ''. Pracowałam nad nim dość długo i mam nadzieję, że Wam się spodoba. Wiem, że długo czekaliście, więc chciałabym żeby ten rozdział zaspokoił Wasze oczekiwania i wynagrodził to jak długo musieliście czekać :D Miłego czytania!

11 maja 1945 roku
Obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwi. Otworzyłem oczy i spróbowałem usiąść. Podparłem się na prawej ręce i chwiejnie siadłem. Uniosłem wzrok. Stał nade mną znów ten sam chłopak. Musiał mieć około 20 lat. Jego przydługie jasnobrązowe włosy opadały mu na jasne oczy. Unikał mojego wzroku kucając przy mnie i szarpiąc za łańcuch, którym przypięty byłem do ściany.

- Trzyma dobrze - mruknął pod nosem bardziej do siebie niż do mnie.
Przetrzymywali mnie tu już od jakiegoś czasu. Długiego czasu. Nie potrafiłem go dokładnie określić, dni zlewały się w jedno. Może były to tylko dni, tygodnie, a może nawet miesiące. Nie wiem. Leżąc tu, ciągle w tym samym miejscu myślałem głownie o tym co było. Gdy wojna zbliżała się ku końcowi większość niemieckich urzędników stacjonujących w Warszawie zaczęła przygotowywać plany ucieczki. Nawet moi koledzy z pracy trzymali spakowane walizki pod biurkami na wypadek gdyby nagle przyszło im uciekać. Słyszeliśmy plotki o tym, że Rosjanie przyjdą odbijać Warszawę, a kiedy to się już stanie nie będziemy mieli szans na ucieczkę. 

Po powstaniu sytuacja w Warszawie była bardzo napięta. W powietrzu coś wisiało, coś co dla nas Niemców nie wróżyło dobrze. Zależało mi na tym żeby Wanda była bezpieczna dlatego też się spakowałem. W razie czego wiedziałem, że będziemy musieli uciekać. Nosiła pod sercem niemieckie dziecko i wątpiłem, by po wyzwoleniu Polski miała szansę na normalne, bezpieczne życie. Nastroje panujące w kraju były naprawdę nieciekawe, a ja na co dzień wręcz czułem niechęć do Niemców jaka emanowała od Polaków. 

17 stycznia Rosjanie wyzwolili Warszawę lewobrzeżną. Już wtedy była prawie doszczętnie zniszczona. Gruzy leżały wszędzie, z wielu budynków nie zostało kompletnie nic. Ludzie mieli zamiar ją odbudować, nieraz widziałem nawet dzieci uprzątające gruzy. Podnosili się z kolan, to chyba dobrze. Ja jednak wciąż na tych kolanach byłem i nic nie zapowiadało bym w najbliższym czasie miał wstać. 

- Czego ode mnie chcecie? - spytałem cicho z całej siły starając się brzmieć zdecydowanie. Chłopak skończył majstrować przy łańcuchu i spojrzał na mnie z rozbawionym wyrazem twarzy. 

- Chcemy sprawiedliwości - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Żaden sąd nie skaże was tak jak ludność, która doświadczyła upokorzeń i cierpień z waszej strony. Mieliśmy szczęście, że się napatoczyłeś. Reszta tych tchórzy uciekła. Jak szczury. 

Każde jego słowo wręcz ociekało gniewem i nienawiścią. Szczerze mówiąc wciąż dziwiłem się, że jeszcze żyję. Gdyby chcieli mnie tak po prostu zabić pewnie już by to zrobili. Im jednak chodziło o coś więcej. Podobało im się to, to że mieli nade mną taką władzę. Pamiętałem jak doświadczałem tego samego, cudownego uczucia mocy wynikającego z tego wpływu na czyjeś życie. Teraz mi się odpłacali. Wiedziałem, że nie mogę mieć im tego za złe. Z drugiej strony nie mogłem tak po prostu się z tym pogodzić. Tyle czasu już siedziałem w tej piwnicy. Było tu zimno, wilgotno, podłoga była twarda i tak naprawdę stanowiła dla mnie jedyne miejsce snu. Praktycznie codzienne bicie, plucie i wyzwiska w moim kierunku nie powinny stać się dla mnie czymś na porządku dziennym. Czerstwy chleb i chuda zupa nie powinny być tym co mnie cieszyło. To wszystko było nie tak. Wolałbym już zostać osądzony zgodnie z prawem, w sądzie, nawet jeśli miałoby to oznaczać śmierć. 

- Słyszałem coś, że waszych wyłapują - powiedział nagle chłopak. - Podobno ich łapią i wsadzają. Mają być jakieś procesy. 

,, I właśnie na takim procesie powinienem się znaleźć. '' pomyślałem.

Die SucheWhere stories live. Discover now