Droga Do Piekła

382 11 2
                                    

Powtarza się jak w scenariuszu, niczym nie zmacona cisza, przytłacza mnie, miażdżąc mi płuca. Próbuje uspokoić oddech, lecz nie zatrzymuje się, nie mogę, za dobrze wiem co się wydarzy by teraz zawrócić. Moje drżące dłonie, chwytają się balustrady, która w obecnej sytuacji, wydawała się być jedyną wiadomą. Ruszam się powoli, jakby bojąc się, że jakikolwiek gwałtowniejszy ruch, zmąciłby iluzję chwilowego bezpieczeństwa. To złudne uczucie miało zniknąc, w momencie, w którym przekrocze ostatni stopień schodów. Z każdym kolejnym krokiem oddech wydawał się coraz płytszy, cenny tlen niemal uciekał mi z płuc. Chciałam przystanąc na chwilę, przymknąc oczy i ochłonąc, jednak czas nigdy nie był moim sprzymierzeńcem, tak więc i tym razem mnie poganiął, dysząc mi nad karkiem, odliczając... 

Jak mało czasu mi zostało? 

Krok.

Krok.

Krok.

Kolejne stopnie za mną, nawet nie wiem, kiedy a schody zaczynają się kończyć w zastraszającym tempie. 

Niżej...

Niżej...

Piekło czeka.

Ostatani schodek zatrzeszczał, oznajmiając tym samym moje przybycie. Ten dźwięk brzmiał niemal jak błagania, by już nigdy wiecej nie stawiać na nim stopy. Obawiam się, że raczej nie będzie mi to nigdy więcej dane.

Patrzę na jego wysoką sylwetkę odwruconą do mnie tyłem. Przez myśl przechodzi mi pytanie 'Jak mam wygrać z kimś takim jak on?', którego w życiu nie wypowiedziałabym na głos. Nie spiesznie odwraca się w moja stronę. Moja klatka piersiowa opada coraz szybciej nie nadanżając z nabieraniem powietrza.

- Tatuś, - wychrypiałam ironicznie, próbując w ten sposób zniwelować ciszę, która wżynała mi się w uszy -  jak miło cię widziec, nie spodziewałam się ciebie w tutaj.

- Daruj sobie Elisabeth. Sądzę że nie po to postanowiłaś się że mną skonfrontować.- zauważyłam, że gdy mówi nie zwraca się bez pośrednio do mnie, patrzy w punkt za moimi plecami. Dokładnie rozpoznaje jego donośny głos, takim jakim go zapamiętałam. Bez problemu mogę dojrzeć jego niesbieskie błyszczące oczy, po mimo półmroku panującego w kuchni. Są tak bardzo podobne do oczu mojej siostry, a mimo wszystko tak bardzo różne.

- Po pierwsze wystarczy El. Po drugie, masz rację nie przyszłam żeby cieszyć się spotkaniem po latach.- przerwałam na chwilę, bojąc się wypowiedzieć pytania od którego miały zależeć dalsze losy tego spotkania - Gdzie ona jest?

- Sama sprawdź.- Odsunął się od wejścia do salonu, ukazując w słabym świetle lampki postać mojej siostry bliźniaczki. Do delikatnej twarzy, mokrej od łez przylegały jasne włosy. Z przerażoną miną siedziała na niebieskim fotelu, z rozbieganym wzrokiem, błąkającym się po mojej twarzy. Za nią stał wysoki szczupły mężczyzna ubrany na czarno, twarz ukrywała kominiarka odsłaniając tylko oczy których nie dostrzegam w nikłym świetle. Ogarnął mną strach. On może posunąć się do wszystkiego, niezależnie od tego jak wysoka bedzie stanowiła cena.

- Wypuścić ją!- nie mogłam powstrzymać łez, napierających do moich oczu. Spojrzał na mnie uradowany, tak jakby ból który mi zadaje, spawiał że jego życie nabiera sensu. Najwyraźniej tak było.

- Ty możesz ją uwolnić.

- Czego ode mnie oczekujesz?- mruknełam opuszczając głowę.

- Proponuje wymiane. Jeśli zgodzisz się pójść ze mną twoja siostra wróci do ciotki, która was pożal się boże wychowała.

- Po tym jak ojciec, który zabił matkę zwiał, ktoś nas wychować musiał.- warknęł, lecz on dobrze wie, że ciągnę tę rozmowe, tylko i wyłącznie dlatego, że nie mam żadnego planu. Gram na czas, i to z dość mizenym skutkiem.

- Nazywaj to jak chcesz. Jak dla mnie było to pozbycie się zbędnego balastu.- błysnął zębami, ukazując je w uśmiechu - A teraz łaskawie, odpowiedz na moją propozycję. - czuję jak strach oblewa moje ciało. Nie wiem, co się stanie jak tylko przekrocze z nim próg tego budynku. Czy będzie miał zamiar powoli mnie zabijać? Torturować, w ten sam sposób w jaki robił to mamie? Nie chcę z nim iść, jednak nie wydam Anastazje na pewną śmierć. Ta myśl decyduję o tym, by znaleźć inne rozwiązanie. Muszę podejść do niego bliżej. Zrobiłam trzy kroki w jego kierunku, stając po chwili przed nim. Był o połowę wyższy, choć ja do niskich nie należę. Przy pasku mam sztylet schowany dzięki obszernej bluzie. Staram się uspokoić myśli. Muszę ustalić plan działania. Jak odwrócić jego uwagę?

- Na co jestem ci potrzebna?

- Dowiesz się w swoim czasie, gdy już zaprowadzę cię w miejsce z którego nie ma ucieczki.- przez krótki ułamek sekundy jestem w stanie dostrzec jak jego oczy błyszczą czerwonym płomieniem, jednak ta chwila trwa na tyle krótko, że nie jestem pewna czy mi się przewidziało.

-Twój przyjaciel chyba się nudzi.- Mimowolnie się odwrócił, by spojrzeć na swojego kompana. Wykorzystałam nikłą okazję, by obalić go na ziemię, wykorzystując ciężar jego ciała na moją korzyść. Podciełam jego nogi, przez co z hukiem wylądował na podłodze. Nie było to łatwe, głównie dlatego, że był to dorosły mężczyzna, i gdyby nie chwila nie uwagi z jego strony nie byłabym w stanie tego zrobić.  Zaczęła się walka. Szybko się podniósł i oddał mi ze zdwojoną siłą. Padłam na ziemię, w uszach usłyszałam rozdzierajacy krzyk Any. Oddech mi przyspieszył. Poczułam smak adrenaliny. Wstałam i zaczelam się bronić. Jego pociągiem nawet nie próbował nam przeszkadzać, zakładam, że mój ojciec wszystko przewidział.

Po kolejnych minutach walki, które dla mnie trwały wiecznośc, czuje jak krwawi mi warga. Obezwładnia mnie ból w żebrach. Kopie po nich, a ja leże bezradnie. Ból rozprzestrzenia się po moim ciele. Czekam, tylko to mi pozostało. Schyla się nad moją bezwładną postacią. Szepcze mi coś do ucha, ale nic nie słyszę próbuje skupić się na słowach, jednak nie potrafię. Łzy płyną mi po policzkach, czuje ogień wszędzie rozpalany cierpieniem nie tylko fizycznym. Jest dość blisko, widzę go z pod zmróżonych powiek.  Pochyla się w moją stronę, ale głowę ma zwróconą do swojego towarzysza. Mój moment wyciągnęłam nóż za paska. Zakrwawiony? Nawet nie zauważyłam kiedy sztylet wbił mi się bok w trakcie walki bezszelestnie uniosłam obolalą rękę z nożem i wybiłam w jego szyję przecinając tętnicę... 

Krew obryzgała mi twarz, jedyne co zdążyłam zobaczyć to biegnącą do mnie siostrę i uciekającego pomagiera ojca.

Obudziłam się, ale nie potrafię unieść powiek, nie panikuje. Wiem co się dzieje nie martwię się bólem, po dłuższym czasie życie mnie na niego przygotowało, ale nie uotporniło. Pode mną ugina się miekka struktura materaca. Wyczuwam postać, siedzącą obok mnie. Ana? Nie to nie ona za duży ciężar, moja siostra jest lżejsza. Kto siedzi obok mnie? Mimowolnie napiełam mięśnie powodując straszne cierpienie, rozlewające się po moim ciele, po mimo tego nie poruszyła się by dana osoba nie wyczuła, że się obudziłam. Leżę, czekając na ciąg dalszy tego co ma się wydarzyć.

Głos ElisabethWhere stories live. Discover now