Rozdział 1

67 4 1
                                    

Wakacje dobiegały końca, a nowy rok szkolny zbliżał się nieubłaganie, co wcale nie było zadowalającą myślą. Pójście do liceum wiązało się z mnóstwem zmian, na które teraz nie miałam najmniejszej ochoty. Nienawidziłam starej szkoły i szybko z niej zwiałam, a teraz bałam się, że może być jedynie gorzej. Cały czas nie wiedziałam czy dobrze postąpiłam i czy nie będę żałować tej dość sporej zmiany w swoim życiu. Nowe środowisko, nowe twarze i musisz się zaaklimatyzować. W tym wszystkim byłam sama i pozostawała obawa co wydarzy się w najbliższej przyszłości.

Zawsze byłam niezłą uczennicą, natomiast nie siedziałam zbyt długo przy książkach, bo wszystko zawdzięczałam świetnej pamięci. Na tle szkolnych dzieciaków byłam po prostu zwyczajna, przeciętna.Zdecydowanie nie byłam w składzie popularnej grupki siejącej postrach w amerykańskich szkołach. Trzymałam się z boku z przyjacielem i tyle mi zwyczajnie wystarczało. Mimo, że nie natrafiłam na fajnych nauczycieli czy bardziej zażyte koleżeńskie relacje to był on. Czasami imprezowałam i lubiłam beztroską zabawę w towarzystwie fajnych znajomych

Byłam zwyczajną dziewczyną, rodzinną, kochającą muzykę i książki, tylko od jakiegoś czasu zwyczajnie się pogubiłam. Moje życie zmieniło się i nie miałam na to żadnego wpływu, a przez to stałam się kimś innym. Uśmiech przestał gościć codziennie na mej twarzy, popołudnia zaczęłam spędzać jedynie w czterech ścianach pokoju, a marzenia, z których zwierzałam się mojej bratniej duszy zniknęły i bałam się że już nigdy nie wrócą. Moje życie przestało mi dawać radość i miałam tego dość, bo to zdecydowanie już trwało dla mnie długo.

Siedząc na tylnym siedzeniu auta podziwiałam widoki mojego miasta. Po wielu tygodniach podróżowania wróciłam do San Francisco. Zazwyczaj cieszyłam się z powrotów, bo czułam, że mam do kogo wrócić. Żyłam ze świadomością, że ktoś tylko na mnie czeka, ale tym razem niestety było inaczej, bo przecież zmieniło się wszystko. Przemierzając znajome ulice wspomnienia wracały, zupełnie tak samo jak dawne uczucia, które niszczyły mnie od środka. Miałam ochotę jedynie uciec gdzieś daleko, udać się w kolejną podróż i zostawić te miejsca raz na zawsze za sobą, bo może właśnie to mogłoby mi pomóc.

-Babcia zaprasza nas w tej chwili na obiad i nie przyjmuje odmowy -odparła z uśmiechem mama chowając telefon do kieszeni-Chyba nie mamy wyboru

-No ja na pewno nie mam zamiaru zadzierać z twoją mamą. Z moją ukochaną teściową nie ma żartów-zaśmiał się tata rozglądając się na boki na skrzyżowaniu

-Serio musimy teraz tam jechać? Umówiłam się z dziewczynami-wywróciła oczami Mia-Tato zatrzymaj się. Wy pojedziecie do dziadków, a ja podjadę autobusem do centrum

-Mowy nie ma. To rodzinny obiad, więc jedziemy wszyscy i ani słowa sprzeciwu

-Ale ja nie chcę tam jechać. Będzie nudno w cholerę

- Jedziesz i bez dyskusji. Babcia i dziadek się za tobą stęsknili. Nie widzieli cię tyle tygodni-westchnęła-Najpierw był obóz sportowy, a teraz nasz wyjazd

-Ale mamo...

-Możesz przestać wreszcie jęczeć-westchnęłam. Jeżeli też tak stroiłam fochy mając czternaście lat to naprawdę moi staruszkowie zasłużyli na jakiś order narodów.

-Nie odzywałaś się całą drogę i akurat teraz musisz się wtrącać w nie swoje sprawy

-Po prostu się uspokój. To tylko obiad i nie rób afery, bo ta kłótnia nie ma sensu. Będzie tak jak zdecydują rodzice a ty spotkasz się z psiapsiółkami jutro-wzruszyłam ramionami

-Nie rozumiesz, bo w ogóle nie masz przyjaciół. Nawet Jake cię zostawił samą i wcale mu się nie dziwie-odparła na co aż mnie zmroziło.

-Mia! -uniósł głos ojciec. Spojrzałam na nią i przegryzłam wargę. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie dałam im spłynąć na policzki. Miałam ochotę ją uderzyć

Ostatnia scenaWhere stories live. Discover now