Opowieść starego Drzewa

73 11 6
                                    

Drzewo stało na Rozdrożu, odkąd sięgało swoją niezawodną, acz wybiórczą pamięcią; jego rozłożyste, przywodzące na myśl wyciągnięte w dziwacznej pozie szpony gałęzie zwieszały się nad bujającymi przy ziemi zaroślami, rzucając tym samym doceniany przez mieszkańców okolicznych pól i łąk cień. Zwierzęta szukały schronienia w jego listowiu, wśród majestatycznej korony, pod pokrytą siecią zmarszczek korą i w labiryncie wiekowych korzeni – ale nie tylko one doceniały olbrzymie Drzewo.

Nierzadko widywało się w jego pobliżu także duchy i widziadła; zmęczone po łowach południce przysiadały pod baldachimem jego liści, by odpocząć po ciężkim, upalnym dniu w polu; borowy, który od czasu do czasu opuszczał pobliski Las, chętnie opowiadał Drzewu barwne historie o zbłąkanych wędrowcach i psotnej przyrodzie; płanetnik, na co dzień hulający wśród chmur, pogrywający z deszczem i wiatrem, opuszczał raz na jakiś czas Niebieskie Królestwo i szeleścił cicho w koronie Drzewa, igrając z zanoszącymi się srebrzystym chichotem liśćmi.

Drzewo nie narzekało na nudę, ciesząc się każdym kolejnym dniem, jakby ten miał być Dniem Ostatnim. Choć nikt nie wiedział, czy ten był tylko wytworem krążącej w przyrodzie pieśni – znanej pod wdzięczną nazwą Ballada traw – czy też tkwiło w nim ziarnko prawdy, to każdy czekał na niego z wytęsknieniem lub dorównującą mu obawą. Żadne ze stworzeń nie wiedziało, czego się po owym dniu spodziewać, a już zwłaszcza, co nastąpi potem. Słowa Ballady były piękne, ale i niejasne, co nie ułatwiało interpretacji pieśni.

Tego poranka Drzewo usłyszało, jak jeden z przesiadujących na jego gałęziach ptaków nuci cicho jej fragment. Łagodny, czerwcowy wietrzyk uniósł słowa i towarzyszącą im melodię ku ciągnącym się aż do linii Lasu polom, sprawiając, że Ballada dotarła do uszu wszystkich znajdujących się w okolicy stworzeń. I choć nikt nie wiedział, kto zaintonował pieśń, to ci, którzy znali słowa – a oznaczało to wszystkich, nie wyłączając kwiatów, mrówek i motyli – przyłączyli się do maleńkiego wróbla. Już po chwili cała przyroda nuciła pod nosem Balladę traw. Drzewo poczuło, jak jego korzenie drżą poruszone przyjemnym tembrem i samo dołączyło do harmonii głosów.

Spowija kraj nasz słońca blask

Ku pokrzepieniu serc

Niebawem już nadejdzie Czas

A z nim Ostatni Dzień

...tak właśnie zaczynała się Ballada traw. Gałęzie Drzewa, które sięgały najdalej i najwyżej ze wszystkich, dojrzały pracujących w polach wieśniaków. Ludzie ci zamieszkiwali rozsiane po okolicy chatki; niewielkie domki na wiosnę bielone wapnem, a na zimę kryte świeżą strzechą. Oni także dosłyszeli śpiew otaczającego ich świata, i choć nie mogli rozróżnić melodii ani słów, intuicja podszepnęła je co wrażliwszym na otaczającą ich przyrodę. Teraz wszyscy śpiewali pieśń radosnymi, silnymi głosami, wsłuchując się jednocześnie w jej słowa z wymalowanym na twarzach utęsknieniem.

Do chóru głosów dołączył zapierający dech w piersiach wokal wodnych rusałek, które nuciły Balladę na mokradłach i wśród toni jezior. Obok nich pojawił się kolejny głos; ten był niższy, skrzeczący i kojarzyć się mógł z rechotem żab – to utopce i wodniki wtórowały siostrom. Tego dnia wszystkie wodne upiory czekały przyczajone na swych stanowiskach, mając nadzieję na wyjątkowo obfity łup. Było przecież powszechnie wiadomym, że kąpiel przed zmrokiem w przypadającą dziś Noc Kupały mogła okazać się tragiczna w skutkach. Osoby, które chciały zanurzyć się w szemrzących cicho wodach okolicznych jezior i stawów, musiały poczekać, aż słońce zniknie za bezkresną linią horyzontu.

Ludzie, którzy przez cały rok ciężko pracowali w polach, trzymając się przy tym niezmiennego, cyklicznego schematu żmudnych robót, tego dnia wykonywali swoje zadania z większym entuzjazmem, a uśmiech sam cisnął się na ich spierzchnięte, popękane usta. Wieśniacy prostowali zgarbione plecy, a zmęczone oczy nabierały młodzieńczego blasku. Kobiety zdejmowały chustki, uwalniając starannie zaplecione, złote warkocze; ogorzałe twarze sprawiały nagle wrażenie młodszych i piękniejszych, a malująca się na nich radość skutecznie maskowała zmarszczki. Noc Kupały zdarzała się przecież tylko raz do roku. Tego dnia głosy wieśniaków rozbrzmiewały euforią, która dodawała Balladzie siły.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 03, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Opowieść starego DrzewaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz