Czy chcę wiedzieć?

Start from the beginning
                                    

Pamiętała jak kiedyś starł jej szminkę jeszcze przed tym, jak zaczął ją całować. Nigdy nie wytłumaczył, dlaczego to zrobił – dlaczego starł i dlaczego pocałował.

- I byłoby na tyle, jeśli chodzi o miły wieczór i miłe posiedzenie na skąpanym w świetle księżyca balkonie. Gdzie są moje papierosy, Malfoy?

To chyba on nauczył ją palić. Zaczęło się niewinnie. Wyszli ze stołówki podczas paru przerw obiadowych, dał jej spróbować. Na początku cholernie się jej to nie podobało, nie umiała tego robić poprawnie i ciągle się krztusiła, niczym trzynastolatka. Ostatecznie po tym wszystkim zostały jej już tylko papierosy i możliwość śmierci na raka płuc.

- Wiesz, Granger, w zeszłym roku, kiedy mieliśmy to śmieszne świąteczne losowanie prezentów w naszym departamencie, modliłem się, żeby cię wylosować i kupić ci grzebień. Albo szczotkę, bo grzebień mógłby się na tych kudłach złamać.

Jej włosy zmieniały swoją fakturę i porowatość razem z położeniem słońca. Kiedyś powiedział jej, że najlepiej wyglądają zaraz po przebudzeniu. Na drugiej pozycji uplasował się moment zaraz po seksie.

- To miłe słyszeć, że naprawdę dojrzałeś. Oddaj mi moje papierosy. Leżały na stoliku.

- Sądzę, że to jakaś złośliwa sowa mogła je zabrać i...

- Czuć je od ciebie na kilometr, płomykówko. Przywiozłam je z konferencji w Dubaju. Z daleka czuć tę nutkę wanilii i mięty.

- A bierz je sobie. I tak są dla mnie zbyt babskie.

Kiedy się denerwował, miał w zwyczaju odgryzać filtry od swoich Natural flavor. Mówił, że papierosy są symbolem męskości i pewności siebie. Wiedziała, że tak naprawdę nie potrafi radzić sobie ze stresem w inny sposób.

- Weasley pozwala ci jeździć do Dubaju?

W zeszłym miesiącu wróciła do pustego mieszkania. Nie spodziewała się żądnego przyjęcia powitalnego, nigdy tego nie robili, ale oczekiwała, że po prostu będzie. Wrócił trzy godziny później. Śmierdział glebą i trawą, brudny strój do gry zostawił na podłodze w łazience. Udawała, że śpi.

- Każde z nas ma swoją pracę, swoje obowiązki.

Ron nienawidził swojej pracy. Nie mówił o tym wprost, ale takie rzeczy się po prostu wie, gdy zna się kogoś paręnaście lat. Wracał skonany, wypruty z chęci do czegokolwiek. Siadał przy telewizorze i tam najczęściej zasypiał, wcześniej całując ją w policzek na wypadek, jeśli nie zdążyłby zrobić tego rano. Zebrała już takich pocałunków kilkadziesiąt i pewnie zbierze drugie tyle.

- No tak, on pewnie też czasem musi wyskoczyć z Potterem do Dubaju. To zadziwiające, że nigdy nie podejrzewałaś ich o romans...

Harry i Ginny starają się o dziecko. Nigdy nie rozmawiała o dziecku z Ronem. Ron sam monologował. Rozmawiała za to z nim. Oczywiście nie o ich dziecku. Potem, już po ślubie, przy każdej możliwej okazji żartował, że Wesley pójdzie w ślady ojca i zrobi jej tyle samo potomstwa. I, że (jak na niego) to genialny plan, bo przy okazji straci figurę. Będzie rozlazła, wielka i karmiąca, a Weasley będzie zadowolony, że jest już tylko jego.

- Czasami starasz się być tak bardzo zabawny, że nie da się nie słyszeć w tym desperacji.

Kiedyś wystawał w środku nocy pod jej drzwiami. W rocznicę tego piekła. Nie mogła go wpuścić, bo Ron był u niej, ale była pewna, że stał tam do wschodu słońca. Chyba płakał.

- Po tych słowach jednak potrzebuję twojego pedalskiego papierosa, Granger... Dzięki. Więc? Skąd u ciebie dzisiaj ta szminka?

Ron kupił jej kiedyś szminkę. Była różowa i zadziwiająco przypominająca jedną z rodzaju tych, którymi smarowała się w Hogwarcie Lavender. Czasami zastanawiała się, czy naprawdę go wtedy (na szóstym roku) kochała, czy po prostu potrzebowała któregoś z nich tylko dla siebie. Nie zrobiła żadnej awantury, przyswoiła w niepokoju i zapamiętała.

Czy chcę wiedzieć?Where stories live. Discover now