Wieczory w Nowym Yorku

112 17 14
                                    

George zaklął pod nosem czując, jak zimny wiatr wkrada się pod jego futrzaną kurtkę. Był mroźny zimowy wieczór, który Król spędzał na przedmieściach Nowego Yorku, czekając razem z Samuelem na Charlesa Lee. Chłopak rzekomo miał do nich jakiś wysoko opłacalny interes.
- Zaufaj mi, Królu. - Mówił jeszcze dzisiaj podczas rozmowy telefonicznej z George'em. - To ci się bardzo opłaci.
Czemu on się na to zgodził, do cholery? Lee był znany z tego, że nieczęsto dotrzymywał słowa i wycofywał się z pochopnie podjętych decyzji. Niestety, tyczyło się to również interesów.
- George...? - Blondyn odwrócił się na dźwięk głosu partnera. Samuel Seabury był nieco niższy od niego. Brązowe włosy chłopaka były teraz zmierzwione przez wiatr, a na twarzy widoczny był rumieniec powstały na skutek zimna.
- Samuel. - Odpowiedział swoim zwykłym, obojętnym tonem. Domyślał się, o co chłopak chciał go spytać. Gdy w grę wchodził Lee, brunetowi zawsze chodziło o to samo.
- Czy...czy jeśli Lee wystawi nas do wiatru...- Zaczął niepewnie.
- Spokojnie, włos mu z głowy nie spadnie. - Uciął Geo, zaciskając szczękę. Od ostatniego „zajścia" w klubie, Samuel sprawiał wrażenie, jakby się bał, że Król komuś coś zrobi. To strasznie irytowało szarookiego. I tak już większość ludzi uważało go za „szalonego socjopatę", który tylko czeka, by wyrżnąć ich całe rodziny.
George nigdy by się do tego nie przyznał, ale strasznie cierpiał z powodu faktu, że Sammy też zaczął go traktować, jak niebezpiecznego wariata.
Już to kilka razy przerabiał. Najpierw osoba uważa się za twojego przyjaciela, a w momencie, gdy mas zgorszy dzień  gorszy czas, tem sam człowiek się od ciebie odwraca, a nawet zaczyna używać informacji o twojej chorobie przeciwko tobie.
W takich sytuacjach, Król zwykle natychmiast zrywał wszelki kontakt z takimi osobami, jednak coś sprawiało, że nie potrafił tak po prostu porzucić Samuela. Zamiast tego, postanowił uczynić ich relację bardziej „profesjonalną".
- Łączy nas tylko biznes. Nic więcej. - Powtarzał sobie to kłamstwo za każdym razem, gdy przebywał w obecności chłopaka.
Serce mu się kraja za każdym razem, gdy odnosił się do niego w zimny, beznamiętny sposób, bo doskonale wiedział, jak paranoiczny potrafił być ten chłopak. Ale Król musiał trzymać fason, nie wolno mu było okazać słabości.
- Robi się późno. - Powiedział, przeczesując palcami swoje jasne włosy. - Nie ma sensu, żebyś się tłukł komunikacją miejską. Dzisiaj śpisz u mnie. - Zakomenderował, ruszając w stronę domu jego rodziców. Wiedział, że Seabury pójdzie za nim. Ten chłopak zbyt bał się zostać samemu w ciemnej uliczce, by mu się sprzeciwić.
- Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko? - Spytał brunet, doganiając go.
- To nie ich zasrany interes. - Odpowiedział, siląc się na uśmiech. - Nie musisz się tym przejmować.
Samuel popatrzył na niego niepewnie. Nie był głupi, wiedział, że jego przyjaciela coś trapi, ale nie odważyłby się go o to spytać. Wiedział, że Geo woli zachowywać pewne spawy dla siebie. Ale chłopak miał podejrzenia, że to on mógł być sprawcą złego samopoczucia partnera. Większość drogi pokonali w milczeniu, ciesząc się ze swojego towarzystwa. Obydwaj coraz bardziej się rozluźniali, mijając  coraz to bogatsze i większe domu. (Lin - Manuel Miranda; napisane przez przyjaciółkę na środku strony, dzięki Jefferson.) Samuel był nimi szczególnie zainteresowany. Jako ktoś, kto przez całe swoje życie mieszkał w blokach, przenosząc się z mieszkania do mieszkania. Zawsze musiał dzielić pokój z ojcem, co nie przeszkadzało mu jakoś bardzo...znaczy nie przeszkadzało mu to, dopóki nie pojawił się Geo. Przy nim, brunet zawsze czuł się, jakby był kimś gorszym, jakby wykorzystywał przyjaciela w sprawach finansowych.
A to nowe książki do szkoły, bo te stare zniszczył jego ojciec, rozrywając je w napadzie złości, a to nowa kurtka, bo wcześniejsza zdążyła się już podrzeć.
- Dziękuję. - Odezwał się nagle, czując, że jest winny mu podziękowania za wszystko, co ten dla niego robi.
George spojrzał zdziwiony na chłopaka. Co mu znowu strzeliło do głowy?
- Co masz na myśli?
- No...no dziękuję ci za to, że...że jesteś osobą, na której mogę polegać. - Odpowiedział, nieco zakłopotany Samuel, unikając spojrzeniem George'a. Teraz było mu głupio, że dał się ponieść emocjom i w ogóle się odezwał. Spojrzał ukradkiem na blondyna, który mu się przyglądał.
- Wiem, że to może zabrzmieć głupio...
- Ale?
- Ale poniekąd zastępujesz mi rodzinę, której od tak długiego czasu nie miałem. Serio. - Dodał brunet, widząc zdziwioną minę George'a.
Obydwaj przystanęli i patrząc na siebie, stali w milczeniu przez dobre kilka minut. W tym czasie z chmur nagromadzonych nad miastem, zaczął padać deszcz. Na ulicy, na której się znajdowali, nie było słychać nic, prócz uspokajającego bębnienia kropel o dachy budynków.
Samuel cieszył się, że zaczęło padać. Przynajmniej nie było widać, że płakał. Odetchnął głęboko. Nie wiedział, czy to ze wzruszenia, czy może z nadmiaru wrażeń minionego dnia.
Poza tym, taka pogoda przypominała mu o jego dzieciństwie, spędzonym w domku jego dziadków, w Anglii. Zawsze, gdy pogoda się psuła i nie pozwalała bawić się na dworze, siedmioletni Samuel siedział razem z babcią na werandzie i grał z nią w szachy przy niskim stoliczku. Babcia zawsze siedziała na bujanym fotelu, a chłopak zajmował poduszki na podłodze. Gdy grali, dziadek zawsze przychodził z gorącą herbatą i opatulał chłopczyka kocem.
- Sammy? - Spytał zaniepokojony George, widząc nieobecny wzrok przyjaciela.
Ten drugi nie odpowiedział. Popatrzył tylko na niego oczami pełnymi łez i rozłożył ręce.
Blondyn zrozumiał natychmiast o co chodzi. Przez chwilę się wahał, jednak zaraz szybko podszedł do Samuela i objął go rękami w pasie. Przymknął oczy, rozkoszując się ciepłem i miłym uczuciem, które towarzyszyło tej chwili bliskości. Czuł na swoich ramionach ręce chłopaka, które zacisnęły się na jego futrzanej kurtce, która teraz była cała przemoczona z powodu ulewy, która zdążyła rozpętać się na dobre.
- Powinniśmy się pospieszyć. - Usłyszał szept Samuela. - Nie chcę, żebyś się przeziębił...
- Racja. - Odpowiedział Król, odsuwając się niechętnie. Bez namysłu wyciągną rękę w stronę chłopaka.
Brunet uśmiechną się do niego i przyjął gest, dając się poprowadzić w stronę domu George'a.
Na samą myśl o nadchodzącej nocy, Samuel poczuł, że się uśmiecha. Nie mógł się doczekać aż chłopak, którego trzyma teraz za rękę, zrzuci swoje wszystkie maski i spędzi z nim czas, jak z przyjacielem. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 23, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

•Kingsbury• •one - shot•Where stories live. Discover now