W końcu sam na sam ze swoimi myślami, ale nie chcę robić uników, muszę  w końcu dogonić je i uwiązać na smyczy, by nie pogryzły Agi, ani nikogo na kim mi zależy. Zbyt długo biegały swobodnie,  szalone i terroryzując wszystkich napotkanych przechodni, cholernie wściekłe (psy) myśli. 

  Muszę się uwolnić, muszę... zrobić coś ze sobą, zanim obejrzę się i zamiast rodziny i bliskich zobaczę pogorzelisko, wtedy naprawdę nie będę miał już gdzie wracać. A chyba o to chodzi, że za każdą ucieczką mogłem i miałem gdzie wrócić. Mam dom.

  Stresuję się i myślę o ucieczce, ale kiedy wstaję z miejsca, widzę Agę, która uśmiecha się nieśmiało. Podchodzę do niej i otwieram ramiona, a ona wtula się we mnie. W końcu puszcza mnie, oboje unikamy przez chwilę kontaktu wzrokowego, trochę zmieszani. Jednak chwila ta nie trwa długo i zaczynamy rozmawiać.

  Sam nie wiem czy zatrzymaliśmy czas, przytrzymaliśmy skubańca, czy wręcz przeciwnie - uciekł nam, przepłynął przez palce. Kiedy spojrzałem na zegarek był już wieczór.

– Musisz już iść? – pyta łagodnym głosem.

   Wszystko co mówi właśnie takie jest. Dobre, pogodne, spokojne. Moje przeciwieństwo. Ale słuchała, kiedy tak się żaliłem, kiedy opowiadałem jej moją historię, nie całą oczywiście. Przecież jeszcze nie było ostatniego rozdziału, jeszcze nie skończyło się - to moje życie.

– Nie. W zasadzie tak. Ale nie chcę iść. – Aga uśmiecha się.

– Idź. Spotkamy się jeszcze? – Ostatnie słowo wypowiada pytająco i z nadzieją.

   Dziwne. Dlaczego jej tak zależy, skoro jestem takim, no nie wiem... egoistycznym skurwielem? Myślę o sobie, o sobie i tylko o sobie. Więc dlaczego? Może ma jakiś kompleks, chce ratować złych chłopców, poturbowanych przez los (i współpasażerów metra)? A może po prostu mnie lubi?

– Filip? – Jej głos wyrywa mnie z gonitwy myśli.

– Tak, spotkamy się. Aga..

– Tak? – Unosi jedną brew. Ciekawe czy jest tego świadoma.

   Albo, że kiedy jest zawstydzona to zakłada włosy za ucho. A kiedy się śmieje, jej oczy błyszczą i są takie szczere.

– Chyba muszę iść. – Tchórz! Najgorszy ze wszystkich!

Dziewczyna wzdycha. Ponownie uśmiecha się wyrozumiale.

– Jasne, oczywiście – mówi cicho, wstaje i zaczyna się ubierać.

– Aga! Chciałem tylko... – Nerwowo podnoszę się z fotela, potrącam filiżankę, która momentalnie roztrzaskuje się na podłodze, rozlewając przy tym resztki niedopitej kawy – ... cię przeprosić!

  Rzucam się na serwetki i zbieram odłamki szkła. Aga również się pochyla i ściera rozlaną kawę. Ciekawski tłum spogląda na nas, wraz z pracownikami kawiarni - ci piorunują mnie wzrokiem. Jeden z nich podchodzi do nas ze zmiotką.

– Przepraszam, to moja wina.

– No, oczywiście, że pana! – mówi wściekły barista, zgarniając miotłą porcelanę.

– Powinien był ci to wcześniej powiedzieć. – Kaleczę się jednym odłamkiem szkła i syczę z bólu. – I że się chyba zakochałem.

Barista spogląda na mnie spod byka, a Aga wybucha śmiechem.

– W tobie – mówię, wciąż wycierając plamy kawy, chociaż podłoga jest już czysta. – Chyba.

– Wiem. Ja w tobie też. Chyba. – Mruga do mnie okiem i ubrana wychodzi z kawiarni.

    Reguluję rachunek, zakładam kurtkę i wychodzę, żegnany wrogim spojrzeniem. Na zewnątrz, spoglądam na szyld kawiarni, w której wyznałem jej miłość.
                                   
                               * * *

   Nie byłbym sobą, gdybym nie żałował mojego wyznania, które obnażyło moje uczucia, moje wnętrze. Teraz stoję całkiem nagi i bezbronny.

Powoli kończy się ten dziwny, letni dzień - trzeba iść do domu, a więc wracam.

  W metrze nie ma zbyt dużo osób, nareszcie  mogę oddychać. W przydziale siedzą dwie młode dziewczyny, identyczne na pierwszy rzut oka. Słuchają wspólnie muzyki, przytulone do siebie, jak kiedyś w brzuchu ich mamy. 

  Obok nich siedzi mężczyzna, grubo po sześćdziesiątce, wysila swój wzrok z nad okularów, czytając sportowe ciekawostki w gazecie, potem przechodzi do nekrologów, na ostatniej stronie.

   Kiedy spojrzę w lewo widzę małolatę, pewną trzynastkę, zrobiona na szesnastkę. Mocny makijaż zakrywa dziecięcą twarzyczkę. Nastolatka przegląda telefon, smsuje zawzięcie i z poważna miną. Może kiedyś zastanawiałbym się z kim tak pisze, czy czeka na nią ważna wiadomość (powrót brata!), ale dziś nie obchodzi mnie to ani trochę. Mogłaby być napiętnowana przez los - tak jak ja - przeżywać podobne katusze, ale dzisiaj to zupełnie bez znaczenia, bo jestem wolny.

Nie wiem  na jak długo, ale będę podsycał ten ogień, bo nie chcę, by znów ogarnął mnie chłód wygaszonego ogniska.

Nieznajoma rozpaliła we mnie płomień i teraz płonę, a moje ciepło w sercu jest przyjemne i kojące.

   Uśmiecham się do dziewczyny, ale ta nie zaszczyca mnie spojrzeniem, wciąż wlepiona w komórkę. W końcu i ja wyciągam swój telefon, podłączam słuchawki i zatracam się w dźwiękach muzyki, pierwszy raz od nie wiem jak dawna.

Jadę metrem wraz z podróżnymi i rozkoszuję się jazdą, bez żadnych gonitw myśli, bez zażartych walk wściekłych psów.

W końcu wolny.

Miasto bez ciebie / Taco HemingwayWhere stories live. Discover now