17. Jak zostać razem za wszelką cenę

Start from the beginning
                                    

~~*~~

      Klacz biegła szybkim kłusem, a wóz podskakiwał na wybojach, razem z siedzącymi w nim chłopakami. Z każdym kamieniem i wypukłością, które pokonywały koła, jedyna pozostała śrubka jednego z nich wysuwała się niebezpiecznie.
      Aż w końcu – kiedy pojazd wpadł w wąski rów, zaraz z powrotem z niego wyskakując – wypadła zupełnie. Koło poszło w jej ślad, jak tylko dotknęło ziemi. Krzyknęli, gdy pozbawiony oparcia wóz przechylił się na prawo, orząc ziemię samym wystającym drągiem, a klacz spłoszyła się nie na żarty, znów próbując dębować.

      Wysiedli, jak tylko ugrzęźli zupełnie, na szczęście się nie wywracając.
      Gorg najpierw uspokoił konia, a potem przyjrzał się powodowi tej małej kraksy.

      – Pięknie – rzucił po podejściu do leżącego nieopodal koła, podnosząc je i stwierdzając, że jest połamane. 
      – Musiał popsuć się akurat teraz!  Cisnął trzymanym gratem o ziemię. – Pewnie to kara za to, że go ukradliśmy.

      Pilipix tylko wzruszył bezradnie ramionami, z dziwną miną. Szatyn spojrzał na niego, uspokajając się i podchodząc, by położyć rękę na niebieskim policzku.
      – Nic ci się nie stało?

      – C-co? Ee... N-nie, tylko... Tylko się trochę wystraszyłem.  Niebieski policzek w mig zgranatowiał, a posiadacz sam nie wiedział, czy to z powodu okazanej mu troski, czy jednak ze wstydu. W końcu to on doprowadził do niebezpiecznej sytuacji.

      – No nic, ważne że wszyscy cali. Chodź, odepniemy ten wóz i dalej pojedziemy na niej. 
      – Na niej? N-na... Na tym koniu?  Chochlik spojrzał na zwierzę z przestrachem, a wilk zrobił coś, co tylko pogłębiło jego rumieńce, pochylając się i mówiąc:
      – Spokojnie. Nie pozwolę ci spaść  po czym podszedł do uprzęży. – No chodź, pomóż mi to zdjąć. 

~~*~~

      Gorg ustawił konia przy małym pagórku i najpierw posadził na jego grzbiecie Pilipixa, a później sam usadowił się za chochlikiem. Złapał za skrócone wcześniej wodze, tym samym zamykając duszkowi możliwe drogi wysunięcia się z "siodła", po czym pogonił zwierzę.

      Między przejściem ze stępa do kłusa Pixiego wybiło trochę z siedzenia, więc odruchowo złapał dłonią za udo wilka, bardziej opierając się o niego plecami.
      – W porządku?  zapytał ten, a topik pokiwał energicznie głową na tak. Z zaciśniętymi ustami i przerażonymi oczami co prawda, ale szatyn ich oczywiście nie widział, toteż pogonił tylko jeszcze trochę konia.

      Po jakimś czasie chochlik przyzwyczaił się jednak do jednostajnego rytmu kopyt i rozluźnił, podczas gdy wilkor cały czas mocno go trzymał. Przejechali tak spory kawałek, aż zarówno klacz, jak i oni musieli chwilę odpocząć.
      Gorg zatrzymał konia i zszedł z niego, następnie wyciągając ręce do Pilipixa, który przełożył nogę i zsunął się z grzbietu wprost w jego ramiona. Odstawił niziołka na ziemię, po czym przełożył wodze przez głowę klaczy tak, by trzymać je pod jej pyskiem jak smycz. Podprowadził zwierzę do drzewa, chcąc przywiązać do jego gałęzi. Przedtem jednak miał zamiar zsunąć mu ogłowie na szyję, tak aby bez przeszkód mógł zapiąć na pysku owsiak, który razem z kilkoma bułkami słodkimi zabrał z wozu dostawcy.

      – Potrzymaj.  Podał wodze Pixowi, sam zdejmując plecak z ramion i otwierając w poszukiwaniu specjalnej torby z owsem pośród znajdującego się tam pieczywa.
      Podczas gdy on był zajęty, przytrzymujący klacz chochlik zauważył w krzakach wyglądające na nich małe zwierzątko. W kędzierzawej głowie zrodził się kolejny szatański plan.

      Zerknął na patrzącego do plecaka Gorga, a potem kamyk u swoich stóp... i kopnął go w stronę królika, który wyskoczył z krzaków, przebiegając przed klaczą. Ta się spłoszyła i stanęła dęba, a diablik – zamiast chociaż spróbować ją przytrzymać – puścił wodze.

      Kobyła odwróciła się i ruszyła galopem w stronę, z której przyjechali, zapewne kierując się do wioski i swojego poprzedniego właściciela, a Gorg – który z zaskoczenia aż upuścił torbę – na marne próbował ją złapać.
      Po ich kolejnym środku transportu zostało tylko pełno kurzu, który osiadł na wypadłych z plecaka bułkach.

      – A...!  Wilk wydał z siebie zaskoczony odgłos, jeszcze nie do końca ogarniając, co się właśnie stało. – Pixie! Miałeś ją trzymać!
      – Wyrwała mi się!  Topik uniósł ręce w obronnym geście, ale Gorg był tak zaskoczony, że nawet nie miał siły się na niego wściekać.
      Zamiast tego spojrzał na uwalone ziemią, nienadające się do spożycia pieczywo.

      Westchnął, podnosząc plecak i patrząc do środka. Zostało w nim jeszcze kilka nietkniętych bułek oraz nieszczęsny owsiak, z którego wysypało się trochę obroku.
      Wyrzucił torbę z nieprzydatnym już jedzeniem dla konia w diabły i westchnął ponownie, siadając przy pniu drzewa, do którego miał przywiązać nieobecne zwierzę.

      – Zły los się na nas uwziął. Nigdy więcej nic nie ukradnę.
      – Yep. To musiał być zły los.  A nazywa się Pilipix  dodał w myślach diablik, siadając obok i strzelając oczami to na wilka, to w przeciwną stronę, z miną pełną poczucia winy.

      Szatyn to poczucie pogłębił, głaszcząc granatową głowę i mówiąc:
      – Nie przejmuj się, nie miałeś szans go utrzymać, to ja nie powinienem dawać ci wodzy.

      Pilipix czuł się jak śmieć, jednocześnie czując się też uszczęśliwiony faktem, że załatwił sobie więcej czasu spędzonego na wędrówce z Gorgiem.
      Cooo czyniło z niego chyba jeszcze większego śmiecia...

      – No trudno, trzymaj. – Wilkołak podał mu jedną z pozostałych słodkich bułek, z jak największą ilością lukru na grzbiecie. – Zjemy, prześpimy się, i dalej idziemy o własnych nogach. 

~~*~~

      Pilipix upewnił się, że jego towarzysz mocno śpi, nim wyciągnął mapę, żeby zobaczyć, gdzie doprowadzi ich wskazana przezeń droga. Okazało się, że kawałek dalej koń i tak przestałby być im potrzebny, gdyż skierował ich na wielkie pasmo górskie, ale jego uwagę bardziej przykuło to, co było za nim. Nie wierzył w swojego farta...
      Bagna.

      Oczywiście nie te, na których zwykł widywać namiot Althei, kiedy przelatywał nad nimi z innymi chochlikami. Na szczęście nigdy nie musieli przelatywać nad górami. Na tych zapewne czarownica nie tak często się pojawiała, o ile w ogóle miała tam czego szukać.
      Ale Gorg o tym nie wiedział...

      Na twarzy chochlika zaczął formować się iście diabelski uśmieszek... Szybko z niej znikł, gdyż wilk poruszył się przez sen, a on machinalnie obrócił ku niemu głowę.
      Stracił na chwilę oddech, jednak szatyn tylko wymamrotał coś pod nosem, po czym przewrócił się na drugi bok, znowu nieruchomiejąc.
      Odetchnął i schował mapę, podchodząc na czworaka, by wtulić się w ciepłe ciało.

      Kiedy jego futrzak machinalnie go objął, wyrzuty sumienia co prawda nie znikły, ale uciszyły się na tyle, by dać złośliwemu duchowi zasnąć.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now