Prolog

228 19 38
                                    

Elizabeth Stark uwielbiała walczyć bez używania żadnej broni. Musiała polegać tylko i wyłącznie na swoim ciele, a to oznaczało, że miała nad wszystkim kontrole. Swoje umiejętności nabywała już od kilku lat, bo agentka Romanoff zaakcentowała jej ojcu, że dziewczyna musi się bronić. Pepper na początku nie za bardzo podobał się ten plan, jednakże Stark musiał ją jakoś w końcu do tego namówić.

Teraz uciekała od pięści Nathaniela Bartona, który nie był dla niej nigdy łaskawy w walce. Ojciec nauczył go, żeby nie polegać na mocy tylko na swoich umiejętnościach. Tony oczekiwał od niej wykształcenia, a nie walki, by była jak on. Wolała jednak czegoś więcej, nie chciała polegać na technologii i udało się jej to. Schyliła się w ostatniej chwili przed pięścią chłopaka jednak ten w tej samej chwili podciął jej nogi, więc spadła na podłogę. Blondyn ostatecznie nachylił się nad nią, a na jego twarzy pojawił się uśmiech zwycięzcy. Ze Starkami jednak rzadko kiedy można wygrać, skarbeńku.

- Skupiłabyś się na ćwiczeniach — zacisnął nad nią, dłonie splatając na klatce piersiowej. Ruda uniosła się na łokciach do góry, a na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech.

- Trudno mi jest to robić, gdy jesteś tak blisko — już wiedziała, że wygrała, gdy jego ciało się trochę rozluźniło. Brnęła w to dalej, jego usta były już tak blisko jej szyi, a dłoń ułożył na jej policzku. W tej samej chwili dziewczyna gwałtownie obróciła ich tak, że tym razem to ona znajdowała się na górze. Docisnęła rękami jego ciało do parkietu. - Z wrogiem też będziesz chciał się całować jak będzie to jakaś dziewczyna? - spytała, a na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

- Jeśli będzie moją dziewczyną to, czemu nie — poluźniła swój uścisk na jego barkach, aby mężczyzna mógł podnieść się do góry. Już po chwili wplotła dłoń w jego włosy i zapomniała o ćwiczeniach. - Chyba nie możemy razem trenować — zaśmiał się, a później delikatnie ją pocałował. Podobało się jej to. Było przyjemnie i miło, zawsze mieli ze sobą dobry kontakt, a ludzie i tak śmiali się, że kiedyś będą razem.

- Ogoliłbyś się czasami. To Twój ojciec ma farmę, nie Ty — mruknęła mu do ucha i wtuliła się w niego. Może faktycznie nie powinni razem ćwiczyć.

Zaczęli się spotykać kilka tygodni temu. Jednego wieczoru po prostu zaproponował jej wspólne wyjście, a później następne i kolejne. Rzadko kiedy bywali sam na sam, a ten czas, który razem spędzili był wart wymykania się z Akademii. Pewnego wieczoru po prostu się pocałowali i zdecydowali, że mogą spróbować być razem ze sobą. Najzabawniejsze było to, jak Tony to przyjął. Od tamtego czasu śmiał się z Clinta, że zostaną rodziną.

- Nie mogę mieć zarostu? - podniósł jedną brew do góry, a kiedy ta zaprzeczyła ruchami głowy pstryknął ją palcami w nos. - Chyba będę sobie musiał znaleźć bardziej wyrozumiałą dziewczynę.

- Proszę bardzo, jak znajdziesz lepszą niż ja to będzie cud, ale możesz próbować, powodzenia — popatrzyła na zegar wiszący na ścianie i przypomniała sobie, że miała stąd wyjść 10 minut temu. - Cholera, dziewczyny mnie zabiją jak się spóźnię - wstała gwałtownie z jego kolan, a w ostatniej chwili nachyliła się i musnęła jego usta. - Widzimy się wieczorem? - zapytała, zanim zniknęła za drzwiami.

- Jak sobie nie znajdę lepszej dziewczyny to tak — odparł bardzo poważnym tonem, ale oboje wiedzieli, że to tylko żarty. - Jak wrócisz to napisz, mała.

- To do wieczora, Barton — odpowiedziała i wyszła z pomieszczenia, a następnie szybkim krokiem udała się do swojego pokoju.

HeroesDonde viven las historias. Descúbrelo ahora