3. Jak wkurzać większych od siebie

Start from the beginning
                                    

      – Argh, czy nie możesz iść krzyczeć gdzie indziej?! 
      – Jakbyś zapomniał to owszem, nie mogę! 
      – To może się na coś przydasz i pójdziesz sprawdzić, na ile metrów możemy się od siebie oddalić nim bransoleta zacznie świecić, hmm? Zajmij się czymś pożytecznym, albo przynajmniej cichym, i daj mi łowić w spokoju. 
      – Pff, wilki i te ich łowienie. Jakby w lesie było mało owoców...  wymruczał elfik pod nosem, lecz posłusznie się odwrócił i zaczął powoli odchodzić, licząc kroki. Przeszedł za wielką skałę zaraz za jeziorkiem, zostawiając skupionego wilkołaka w spokoju, i zobaczył za nią coś, przez co szybko zapomniał o liczeniu.

      Z ziemi wystawała zakopana w niej mała główka o całkowicie łysej czaszce. Była szara i lekko pofalowana na środku, a gdyby nie otwarte, chrapiące usta, Pilipix wziąłby ją za kamień.

      Parsknął cichym śmiechem, zastanawiając się, co to za dziwne stworzenie, nieposiadające oczu czy nosa (o ile ten guzek na środku nim nie był), a tylko wielkie usta, zostało zakopane w ziemi.
      Każdy o ludzkich odruchach pewnie postanowiłby je obudzić i pomóc się wydostać, ale nie Pilipix. Pilipix był chochlikiem. A każdy szanujący się chochlik najpierw myślał o żartach, dopiero potem o jakichkolwiek konsekwencjach czy innych bzdetach.
      Choć on również postanowił stworka obudzić.
      Tylko po swojemu, żeby móc się wpierw z niego pośmiać, a dopiero później ewentualnie mu pomóc. 

      Nasamprzód z knującym coś uśmieszkiem spojrzał za siebie, gdzie wielka skała oddzielała go od oczu i tak skupionego na czym innym wilkołaka. Potem na gałąź nad sobą, na której uwite było gniazdo. Podleciał tam i dostrzegł w jego środku trzy jaja; całkowicie zimne, surowe i nieinkubowane.

      Idealnie. Łysa, błyszcząca dyńka w roli patelni, to jest to.

      Wziął jedno jajko i... upuścił z dużej wysokości wprost na chrapiącą głowę. Gdy tylko się rozbiło, rozlewając po niej białko, zaczął straszliwie chichotać, łapiąc się za brzuch i z zamkniętymi oczami schodząc powoli na ziemię.
      Fałda pośrodku "kamienia" się poruszyła. Stwór uniósł powiekę, po której spływało białko, i odsłonił pojedyncze, wielkie oko. Pierwszym co zobaczył była właśnie lejąca mu się przed nim maziowata substancja, a potem, kiedy jego małych uszu dobiegł chichot, uniósł gałkę oczną i spostrzegł chichrającego się Pilipixa.
      Szara głowa poczerwieniała ze złości i dziwoląg zaczął wygrzebywać się z ziemi. A z każdą odgrzebaną częścią ciała, jak tak wyrastał przed chochlikiem – wielki i tłusty, rzucając na niego cień, który spowodował, że dowcipniś otworzył oczy – sprawiał, że chichot coraz bardziej cichł.

      Naturalnie zagrzebujący się w ziemi do snu potwór o małej główce i wielgachnym cielsku okazał się być cyklopem.
      Bardzo rozgniewanym cyklopem. 

~~*~~

      Maksymalnie skupiony na zadaniu i czający się cicho nad wodą Gorg już miał złapać rybę, gdy spłoszył ją wrzask:
      – AAAAAAAAAAAAAAAAaaa...!
      Zacisnął pazury tuż nad szklaną powierzchnią, rezygnując, i obrócił się z westchnieniem w stronę dźwięku, nie mając wątpliwości, kto po raz kolejny tego dnia pozbawił go szansy na obiad.

      Zza skały wyfrunął właśnie Pilipix i złapał go za ramię, ciągnąc do lasu. 
      – Gorg wstawaj, trzeba wiać!
      Wilkołakowa łapa była jednak cięższa od bodaj całego lotnego ciałka i sama ledwie ruszyła się z miejsca. 

      – Coś znowu narozrabiał?  zapytał względnie spokojnie, niespiesznie podnosząc się z kucek, mimo że diablik wciąż ciągał go za rękaw. 
      – Później ci powiem, a teraz zarywajmy stąd zanim... Iik!  pisnął, chowając się za wilczymi plecami, kiedy zza skały wyszedł cyklop z rozbitym jajkiem na głowie.
      Gorg wzniósł oczy do nieba, widząc w co wpakował się jego mały "przyjaciel" – aktualnie obejmujący go w biodrach i wyglądający mu zza nogi na potwora – gdy tylko spuścił go na chwilę z oczu.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now