Czy to prawda?

45 2 0
                                    

-Na początek chciałbym dowiedzieć się czegoś w sprawie, która od wczoraj cały czas znajduje się na ustach uczniów i pracowników Hogwartu. Chyba domyślasz się o co chcę spytać. - Byłabym głupia gdybym nie wiedziała co takiego tak bardzo wszystkich intrygowało. Na szczęście byłam przygotowana. Miałam scenariusz odpowiedzi, na najprawdopodobniej wszystkie pytania, które chciał mi zadać. Mój ojciec dobrze znał Dumbledore'a i sam uczył mnie jak się zachowywać i co mam odpowiadać, aby ten mi uwierzył. 

-Ma pan najprawdopodobniej na myśli moje późne przybycie do Hogwartu. W wieku szesnastu lat zamiast jedenastu. - Spojrzałam mu w oczy, jednak tylko na chwilę. Dłuższy kontakt wzrokowy nie był w mojej sytuacji najrozsądniejszym posunięciem. 

-W rzeczy samej, Roxanne. Proszę, wytłumacz mi dlaczego to wszystko tak się potoczyło. -Położył dłonie na biurku, lekko splatając palce. 

-Nie jest to jakoś szczególnie zawiła historia, jak zapewne niektórzy podejrzewają. - Urwałam na moment. Miałam to do siebie, że bardzo dbałam o styl swojej wypowiedzi. Ojciec zawsze powtarzał, że takie elementy są niesamowicie ważne podczas okłamywania, manipulowania i innych podobnych zabiegów. - Wszystko zaczęło się jeszcze przed moimi urodzinami. Wiem to jedynie z opowieści ojca. Był rok 1927, a więc dwa lata zanim się urodziłam. Mój ojciec, który jak zapewne pan wie, jest aurorem, został oddelegowany do Paryża w sprawie Grindelwalda. - Po raz kolejny zrobiłam przerwę. Moja twarz wyraźnie spoważniała, jakbym nadal uważała tę historię za niebyt szczęśliwą, mimo tych wszystkich lat, które minęły. Dumbledore, słysząc znajome nazwisko spojrzał na mnie uważniej. - Mój ojciec zawsze był jednym z bardziej uzdolnionych aurorów. To on przerwał to słynne zebranie zwolenników Grindelwalda i aresztował wielu z nich. Właśnie wtedy Grindelwald poprzysiągł zemstę na Campbellu i jego rodzinie. Z tego powodu ojciec obawiał się wysłania mnie do Hogwartu. Zresztą... Nie muszę chyba tłumaczyć jak ciężkie były te czasu. Kto jak kto, ale pan chyba jest świadomy, że zwolennicy Grindelwalda byli dosłownie wszędzie. Ojciec przeczuwał, że są również tutaj. - W mojej wypowiedzi praktycznie nie było żadnego kłamstwa. Pomijając fakt, że to nie Campbell był moim ojcem. Cała sytuacja została wcześniej wymyślona i dokładnie zaplanowana przez mojego prawdziwego rodzica. Zgodnie z tym planem Campbell przerwał spotkanie, a ja pod pretekstem groźby byłam od urodzenia ukrywana w domu, w tajemnicy przed całym światem. -Tak to już jest z jedynaczkami. Rodzice zawsze traktowali mnie jak oczko w głowie. - Wzruszyłam ramionami i delikatnie a zarazem uroczo uśmiechnęłam się do Dumbledore'a. Moja fałszywa postawa była jednak bardzo wiarygodna w połączeniu z moimi słowami.

-Rozumiem. Ale dlaczego niczego o tobie nie wiedzieliśmy? Na każde dziecko od dnia jego urodzenia w Hogwarcie czeka list. A twojego listu nigdy tu nie było. - Mimo mojej nienagannej podstawy nauczyciel widocznie miał jakieś podejrzenia. Ojciec ostrzegał mnie, że rozmowa z jego byłym przyjacielem nie będzie należała do najłatwiejszych. I miał rację. Jednak i na to pytanie miałam wytłumaczenie. 

-Nie wiem w jaki sposób, ale ojciec osobiście załatwił to w Ministerstwie Magii. Miał tam wielu przyjaciół i duże względy ze względu na to kim był. - Odparłam bez zająknięcia. W tym zdaniu nie było ani jednej nieprawdziwej informacji. Nie musiałam kłamać. Dumbledore już wcześniej został wprowadzony na błędną ścieżkę. - To samo dotyczy mojego Namiaru. Został zdjęty wraz z moim urodzeniem. Dzięki temu ojciec mógł uczyć mnie magii na własną rękę. - Uprzedziłam jego pytanie, którego spodziewałam się jako następne. W tym momencie naprawdę zamyśliłam się nad przebiegłością mojego ojca. Zaplanował wszystko. Wydawało się, że kontrolował każdą minutę mojego życia. To właśnie dlatego swego czasu był taki niebezpieczny. Rzadko kiedy mylił się w swoich przewidywaniach. Teraz również nie mylił się, pokładając we mnie swoje nadzieje i oczekiwania. Miałam zamiar za wszelką cenę wypełnić swoje zadanie, a w konsekwencji uwolnić go z więzienia. 

-Pan Campbell był jak widzę bardzo przewidujący i zapobiegliwy. Można by rzec, że jego plan sprawdził się idealnie. 

-Jak widać, skoro przybyłam do Hogwartu żywa i do tego bardzo utalentowana. - Znów się uśmiechnęłam, a mężczyzna siedzący na przeciwko to odwzajemnił. Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę uwierzył w moje słowa. Może nadal się wahał, ale utrudniał mu to fakt, że moje zeznania w niesamowicie dużej części były prawdą. Właśnie w ten sposób najłatwiej okłamywało się ludzi. -Przy okazji chciałabym panu podziękować. 

-Mi? - Dumbledore był zaskoczony, w wyniku czego uniósł jedną brew i spojrzał na mnie uważniej. 

-Tak. To przecież pan, profesorze, pokonał Grindelwalda i to dzięki panu trafił on do więzienia. Dlatego mogłam w końcu pojawić się w Hogwarcie. Niesamowicie się z tego cieszę, bo nauka na własną rękę z pewnością nie może równać się zajęciom w tej wspaniałej szkole. - Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego co powinnam powiedzieć by nieco zjednać sobie nauczyciela i zdobyć jego zaufanie chociaż w małym stopniu. Mimo że było to kłamstwo. Tak naprawdę szczerze nienawidziłam mężczyzny za to co zrobił. Ale wiedziałam, że na koniec sprawiedliwości stanie się zadość. 

-Wypełniłem tylko swój obowiązek. Zrobiłem coś, na co wcześniej nie było mnie stać. To bardzo miłe co mówisz Roxanne. Ale nie musisz mi dziękować.- Profesor uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam to, zerkając przelotnie w jego oczy.

-No dobrze. Ale po prostu chciałam to zrobić. -Odparłam. - Czy ma pan jeszcze jakieś pytania? - Dodałam po chwili. O wszystkich najważniejszych kwestiach już wiedział i być może to miało mu wystarczyć. 

-Na obecną chwilę chyba nie. - Odpowiedział i po raz kolejny spojrzał na kartkę z moimi ocenami. Najwyraźniej wynik z mugoloznawstwa za bardzo odstawał od reszty i niesamowicie go intrygował. -To wszystko. W razie czego zaproszę cię na kolejną rozmowę. - Powiedział, podnosząc na mnie wzrok. Skinęłam głową. Nie miałam przed tym żadnych obiekcji. Skoro udało mi się przejść przez te rozmowę, która najprawdopodobniej była tą najtrudniejszą, to poradzę sobie i z kolejnymi. 

-Dobrze, profesorze. - Uśmiechnęłam się i wstałam z krzesła, delikatnie wygładzając spódniczkę, która była częścią szkolnego mundurka. - W takim razie, do widzenia. 

-Do zobaczenia na lekcjach, Roxanne. 

Skierowałam swoje kroki do wyjścia z gabinetu. W pewnym momencie mój wzrok trafił na coś, co sprawiło, że momentalnie się zatrzymałam. Poczułam jak po całym moim ciele przechodzi dreszcz. Na moment wstrzymałam oddech. Doskonale kojarzyłam ten przedmiot. Ojciec nigdy się z nim nie rozstawał. Teraz moim zadaniem było go odzyskać, a miałam go na wyciągnięcie ręki. Nie mogłam jednak okazać większego zainteresowania niż każdy przeciętny uczeń. -Czy... Czy to jest ta słynna Czarna Różdżka? - Oderwałam wzrok od przedmiotu w gablocie i spojrzałam na Dumbledore'a przez ramię. Nie musiałam zadawać tego pytania, gdyż doskonale znałam odpowiedź. Tak. To była Czarna Różdżka, należąca jeszcze nie tak dawno do mojego ojca. Tak blisko, a jednak tak nieosiągalna... Miałam jedynie nadzieję, że moje zachowanie nie ściągnie zbytniej uwagi nauczyciela. Moje pytanie było w gruncie rzeczy normalne. Mógł zadać je każdy uczeń, który znał legendę o trzech braciach. Teraz byłam już pewna, że pożądany przedmiot znajdował się w szkole. Musiałam jednak wymyślić jakiś plan by go zdobyć. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe. Różdżka ta zmieniała właściciela tylko wtedy, gdy poprzednik został rozbrojony lub... zabity. Dumbledore słysząc moje pytanie spojrzał na mnie, jak mi się wydawało, nieco podejrzliwie. Po chwili wstał z fotela i stanął obok mnie, na przeciwko gabloty. 

His daughterWhere stories live. Discover now