Autor - Henryk Sienkiewicz
Tytuł - Latarnik
Opracowanie - Marek Dankowski
Opowiadanie to osnute jest na wypadku rzeczywistym, o którym w swoim
czasie pisał J. Horain w jednej ze swoich korespondencyj z Ameryki.
Pewnego razu zdarzyło się, że latarnik w Aspinwall, niedaleko Panamy,
przepadł bez wieści. Ponieważ stało się to wśród burzy, przypuszczano, że
nieszczęśliwy musiał podejść nad sam brzeg skalistej wysepki, na której stoi
latarnia, i został spłukany przez bałwan. Przypuszczenie to było tym
prawdopodobniejsze, że na drugi dzień nie znaleziono jego łódki stojącej w
skalistym wrębie. Zawakowało tedy miejsce latarnika, które trzeba było jak
najprędzej obsadzić, ponieważ latarnia niemałe ma znaczenie tak dla ruchu
miejscowego, jak i dla okrętów idących z New Yorku do Panamy. Zatoka
Moskitów obfituje w piaszczyste ławice i zaspy, między którymi droga nawet w
dzień jest trudna, w nocy zaś, zwłaszcza wśród mgieł podnoszących się często
na tych ogrzewanych podzwrotnikowym słońcem wodach prawie niepodobna.
Jedynym wówczas przewodnikiem dla licznych statków bywa światło latarni.
Kłopot wynalezienia nowego latarnika spadł na konsula Stanów Zjednoczonych,
rezydującego w Panamie, a był to kłopot niemały, raz z tego powodu, że
następcę trzeba było znaleźć koniecznie w ciągu dwunastu godzin; po wtóre,
następca musiał być nadzwyczaj sumiennym człowiekiem, nie można więc było
przyjmować byle kogo; na koniec w ogóle kandydatów na posadę brakło. Życie
na wieży jest nadzwyczaj trudne i bynajmniej nie uśmiecha się
rozpróżniaczonym i lubiącym swobodną włóczęgę ludziom Południa. Latarnik
jest niemal więźniem. Z wyjątkiem niedzieli nie może on wcale opuszczać swej
skalistej wysepki. Łódź z Aspinwall przywozi mu raz na dzień zapasy żywności
i świeżą wodę, po czym przywożący oddalają się natychmiast, na całej zaś
wysepce, mającej morgę rozległości, nie ma nikogo. Latarnik mieszka w latarni,
utrzymuje ją w porządku; w dzień daje znaki wywieszaniem różnokolorowych
flag wedle wskazówek barometru, w wieczór zaś zapala światło. Nie byłaby to
wielka robota, gdyby nie to, że chcąc się dostać z dołu do ognisk na szczyt
wieży, trzeba przejść przeszło czterysta schodów krętych i nader wysokich,
latarnik zaś musi odbywać tę podróż czasem i kilka razy dziennie. W ogóle jest
to życie klasztorne, a nawet więcej niż klasztorne, bo pustelnicze. Nic też
dziwnego, że Mr Izaak Falconbridge był w niemałym kłopocie, gdzie znajdzie
stałego następcę po nieboszczyku, i łatwo zrozumieć jego radość, gdy
najniespodzianiej następca zgłosił się jeszcze tegoż samego dnia. Był to