Prolog

39 3 1
                                    

     Jak przez mgłę słyszę rytmiczne dudnienie muzyki. Łup, łup, łup. Krzywię się i zwijam z bólu na podłodze. Całą moją czaszkę wypełnia ogień. 

Boże, znowu przesadziłem z alkoholem. Wygląda na to, że nie tylko z nim.

Przewracam się na plecy, a po chwili czuję ciepłą ciecz spływającą po moim policzku. Otwieram oczy, a na moich palcach pojawia się krew. Tuż przy mojej prawej ręce leży roztrzaskana butelka. Nie pamiętam nic z ostatnich paru godzin, ale wygląda na to, że było grubo. W mojej głowie wirują pojedyncze fragmenty zeszłej nocy. Jazda na motorze, opróżnienie kilku kieliszków, jakiś facet zamachujący się butelką tuż nad moją głową...

     Biorę głęboki wdech i powoli wstaję. Kiedy tylko to mi się udaje, zataczam się na stojącą obok szafę. Przed oczami wirują mi kolorowe plamki, przez które nic nie widzę. Jęczę głośno, a zaraz po tym odpowiada mi jakiś głos :

-Jezu Adam, co tak zrzędzisz? Jeszcze parę godzin temu ze mną szalałeś, a teraz... - ktoś parska śmiechem.

-Zamknij się. Lepiej mi powiedz, co tu się właściwie stało. - wyrzucam z siebie przez zaciśnięte zęby.

Męski głos wybucha śmiechem, a po chwili pojawia się tuż przede mną. Taksuję go wzrokiem, a po chwili uświadamiam sobie, z kim mam do czynienia. 

Brad Maine. Jednocześnie mój najlepszy kumpel i największy pijak w historii.

-O cholera, nic nie pamiętasz? - Przerzuca wzrok na moje czoło i cmoka z dezaprobatą. - A, no tak. Ten gościu nieźle cię walnął. Miał cela...

Posyłam mu mordercze spojrzenie, a on wzrusza ramionami.

-Dobra nieważne, zapomnij. Wracając do  pytania, wszystko zaczęło się od twojego telefonu. Powiedziałeś, że ci się nudzi i spytałeś się mnie, czy możesz wpaść. Oczywiście się zgodziłem, bo kumplujesz się z największym imprezowiczem tego świata. Wpadłeś z kilkoma innymi osobami, i tak rozpoczęła się kolejna piątkowa impreza. Pamiętam, że późno w nocy przyszli jacyś dziwni goście i zażądali, że masz z nimi pójść. Ja, jako dobry kolega, cóż... - zaciął się.

-Jak już zaczynasz, to kończ. - warczę ze złością.

-Dałem mu w twarz. Potem rozpętał się istny horror. Zaczęli tobą szarpać, a kiedy zacząłeś się bronić, jeden z nich złapał za butelkę ze stołu i... - To mówiąc, wskazuje palcem na moją ranę. -  Zemdlałeś, a zaraz po tym jeden z tych facetów powiedział mi, że kiedy tylko się ockniesz, masz wyjść przed ten dom. Oni tam będą na ciebie czekać. - dodaje ze strachem w głosie.

     Marszczę brwi i usiłuję poukładać to sobie jakoś w głowie. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek komukolwiek aż tak podpadł. Skąd do cholery jakiś gang miał na mnie namiary? Czego oni ode mnie chcą?

 Cóż, nie mogę wiecznie chować się w domu Brada. Im szybsza konfrontacja, tym lepiej dla mnie. Tak przynajmniej twierdzi mój nie do końca trzeźwy umysł.

Odtrącam od siebie Brada i wychodzę z pokoju. Trafiam do długiego korytarza, w którym wszędzie walają się puste butelki, a w paru miejscach czyjeś ubrania. Słyszę, jak Brad woła, żebym na niego zaczekał, ale ja mam go gdzieś. Co za dużo, to niezdrowo.

     Trzaskam za sobą drzwiami i staję na werandzie. Na zewnątrz mocno świeci słońce, a w powietrzu roznosi się ostry zapach benzyny. Zamieram na widok pięciu mężczyzn stojących obok motorów.

W głębi duszy miałem nadzieję, że Brad po prostu nabrał się jakiś narkotyków i to wszystko mu się wydawało. Niestety, nie tym razem.

Mężczyźni podnoszą wzrok i zawieszają go na mojej twarzy. Obserwują mnie, a z każdą sekundą moje serce zaczyna bić coraz szybciej. Czuję, jak moje nogi zamieniają się w ołów.

Nagle stoją tuż obok mnie, a jeden z nich kopie mnie z całej siły w kolano. Upadam, nie mogąc się ruszyć.

-Myślałeś, że całe twoje życie będzie jedną wielką imprezą? - Słyszę wrzask nad uchem. - Jeśli tak, to grubo się myliłeś, Adamie! Nigdy o nikogo się nie troszczyłeś. Nigdy nikogo nie darzyłeś uczuciem. Zawsze myślałeś tylko i wyłącznie o sobie. Ale teraz to się zmieni. - Facet z blizną przecinającą mu twarz podnosi mnie za kołnierz kurtki i zatrzymuje na wysokości swoich oczu. - Twoje życie zamieni się w piekło. Będziesz ludzkim, upadłym aniołem. - Usiłuję mu się wyrwać, ale w tym samym momencie przykłada mnie do ściany domu, zapierając mi tym samym dech w płucach. - Od dzisiaj wszystko, co będziesz robił, będzie monitorowane. Twoim zadaniem stanie się ochrona ludzkiego życia, dopóki nie odpokutujesz swoich win. Jeżeli się nie zmienisz...Czekają cię straszne kary.

Moje myśli przypominają huragan. Kompletnie nic z tego nie rozumiem. Upadły anioł? O co chodzi...

Nagle moje ciało przeszywa paraliżujący ból. Ogień zaczyna płynąć moimi żyłami, a ja zsuwam się na kolana. Jeszcze przed utratą przytomności słyszę dwa słowa, które ktoś bezustannie powtarza :

-Evelyn Jackson, Evelyn Jackson, Evelyn Jackson...Znajdź ją.


Witam Was kochani w nowej odsłonie :) Mam nadzieję, że spodoba Wam się ta opowieść. Komentujcie i głosujcie :) Rozdziały będą pojawiać się nieregularnie, ale na 99% kolejny pojawi się za tydzień :) Do następnego !

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 03, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

"Pokuta" [FF Adam Lambert]Where stories live. Discover now