Rozdział 1

623 25 0
                                    

Czy oni mogą się wreszcie zamknąć? Drą się na dole, rozbijają naczynia i Bóg wie co jeszcze, kiedy ja próbuję napisać bardzo ważny referat. Kończę szkołę i nie mam siły na to, żeby powtarzać klasę. Ale przecież oni mają mnie totalnie w dupie. Pewnego dnia ojciec z matką się pozabijają, a ja nareszcie będę mogła się zająć swoim życiem. Właściwie to już się nim zajmuję od kiedy ojciec zaczął pić. Mama jest lekarzem, ale wciąż brakuje pieniędzy na cokolwiek, dlatego nie chcę jej obciążać. Chodzę do liceum, a popołudniu idę do pizzerii, bo tam zarabiam na studia. To jest rzeź. Dosłownie i w przenośni. 

Kończę pisanie. Mam cholernie dosyć i jestem potwornie zmęczona. Słyszę, że mama wyszła z domu i postanawiam zrobić to samo. Jutro urodziny mojej przyjaciółki Taylor, więc oczywiście potrzebny mi prezent. Nakładam na rzęsy tusz i szybko prostuję włosy. Pakuję do torebki wszystkie potrzebne rzeczy i schodzę.

- Alice kochanie, g-gdzie ty się w-wybierasz?- podchodzi do mnie ojciec i chwyta mój nadgarstek. Śmierdzi od niego alkoholem. A jakżeby inaczej. Tylko to potrafi robić.

- Nie twoja sprawa.- mówię, próbując uwolnić nadgarstek.

-Ooo n-nie, ty się n-nigdzie nie wybierasz.- Uderza mnie w przedramię. 

Kurwa jak boli!

- Co ty do kurwy nędzy wyrabiasz, kim ty jesteś?!- wrzeszczę na cały głos. 

Mama wyszła i nie dziwię jej się.

- Ciii.. zostajesz ze mną mała Sayle.- ucisza mnie przykładając rękę do moich ust. Adrenalina zaczyna we mnie buzować.

- Chyba sobie żartujesz. Nie jesteś warty niczego i nikogo. Nie jesteś moim ojcem!- powiedziałam szybko, po czym moje kolano powędrowało prosto w jego krocze. Kiedy zwijał się z bólu, wykorzystałam jego nieuwagę i z całej siły popchnęłam go na szklaną półkę. Szkło rozbiło się na ostre kawałki, raniąc przy tym głowę ojca.

- Nie jesteś warty niczego i nikogo.- powtórzyłam słowo w słowo i nie kryłam obrzydzenia. Zebrałam ślinę i splunęłam ją na jego twarz.

- Ty szmato! Jeszcze się policzymy!- krzyknął, wycierając krew z rozciętej głowy

- Idź do diabła.- dodałam i wyszyłam z pokoju.

Jaki ojciec tak traktuje swoją córkę? Tak bardzo

nienawidzę tej rodziny. 

Trzasnęłam drzwiami, zwracając uwagę przechodzących ludzi. Nie takie sceny widzieli i słyszeli w tym domu. A pewnego dnia dotarła do mnie plotka, że idę w ślady ojca, chodzę na imprezy by się upijać i pieprzyć. Tak naprawdę uciekam z domu do Taylor wtedy, gdy jest gorzej niż źle. Zawistni sąsiedzi. Nie dbam o to, niech myślą co chcą.

Łzy spływają mi po policzkach, rozmazując tusz na rzęsach. Ciepły wiatr rozwiewa moje blond włosy. Domyślam się, że wyglądam jak siedem nieszczęść.

                                                                                                           ***

To zdecydowanie nie mój dzień. Idę dość szybkim krokiem. Przechodzę przez ulicę. Następną i następną. Po piętnastu minutach trafiam do centrum handlowego i od razu kieruję się do łazienki, by wytrzeć rozmazany tusz na policzkach. Ugh. tak okropnie chyba nigdy nie wyglądałam. 

Udaje się do ulubionego sklepu Tay po czarną bluzkę, którą upatrzyła sobie na naszym ostatnim wypadzie do centrum.

Czerń jest zdecydowanie dla niej i nie dlatego, że słucha rocka czy metalu. Jej blada skóra idealnie kontrastuje z tym kolorem. Jednak muszę przyznać, że najbardziej podobają mi się jej niezaprzeczalnie piękne-czarne włosy. Taylor jest strasznie seksowna i wie jak się ubierać. Zazdroszczę jej praktycznie wszystkiego. Wspaniałej figury, wyglądu, domu czy kochającej rodziny. Jej rodzice traktują mnie jak ich własną córkę. I cieszę się z tego powodu. Z zadumy wyrywa mnie młoda kobieta.

- Czy mogę w czymś pani pomóc?- pyta z uśmiechem na twarzy.

Przynajmniej ona ma dobry dzień.

- Nie dziękuję, poradzę sobie.- staram się odwazjemnić uśmiech, ale zważając na mój stan emocjonalny, nie wychodzi mi to.

- W sumie mogłaby pani. Szukam czarnej luźnej bluzki.- tłumaczę i od razu podaje mi bluzkę dla Taylor. Idę do kasy i pięć minut później wchodzę ze sklepu.

- Hej! Alice!- obracam się za siebie i widzę biegnącą za mną Megan.

- Hej Meg! Przepraszam, ale cię nie słyszałam.- wymieniamy się przyjaznym uściskiem.

-Nic się nie stało. Co u ciebie słychać? Strasznie dawno się nie widziałyśmy!- śmieje się.

Megan jest rok starsza i wyjechała do innego miasta na studia. Przyznam, że brakowało mi jej śmiechu.

- Po staremu. A jak twoje studia?- staram się nie mówić o mojej 'sytuacji rodzinnej'.

- Świetnie! Musisz koniecznie mnie z Taylor odwiedzić.

Strasznie się rozgadałyśmy, więc poszłyśmy na kawę. Meg strasznie lubi rozmawiać. Opowiada mi o kampusie i jak wspaniałe są studia. Dowiaduję  się również, że ma chłopaka o imieniu Calum. Z jej opisu wnioskuję, że chłopak jest naprawdę przystojny i słodki. 

- Wybierasz się jutro na przyjęcie urodzinowe Tay?- pytam.

- Tak, właśnie byłam na zakupach i zobacz co jej kupiłam!- mówi z radością. Pokazuje mi czerwony, koronkowy stanik. Megan jest szalona. Można było się po niej tego spodziewać. Śmiejemy się obie, aż do łez. Miło z nią spędzać czas. Żegnamy się całusem w policzek.

- Do jutra Alice!- woła.

- Do zobaczenia Meg!- puszczam oczko na co ona się śmieje.

                                                                                                            ***

Minęły cztery godziny odkąd wyszłam z domu. Na dworze troszeczkę się ochłodziło. Mam gęsią skórkę na rękach. Nie mogę się doczekać jutrzejszej imprezy. Taylor jest królową imprez. Alkohol, chłopaki, zabawa, alkohol. I to mi odpowiada. 

Słyszę jak telefon dzwoni w torbie. 

- Słucham?

- Alice gdzie ty do cholery jesteś!?- mama krzyczy do komórki. Jej ton jest surowy, przepełniony gniewem i złością. Nic nowego. Po co w ogóle dzwoni?

- Nie powinno cię to interesować. Mówiłam ci wczoraj, ale widocznie byłaś zajęta kłótnią z ojcem nachlanym w trzy dupy!- warknęłam.

- Wyrażaj się młoda damo! Coś ty zrobiła ojcu? Masz natychmiast wracać do domu!- zignorowałam jej prośbę.

- Co ja mu zrobiłam?! Jakbyś mnie chociaż raz wysłuchała, może wtedy byś zrozumiała mnie i moje zachowanie. Nie mów mi co mam robić!- mówię i rozłączam się. 

Nie mam zamiaru wysłuchiwać jej kazań. Dzięki Megan zapomniałam o dzisiejszej kłótni, jakkolwiek można ją nazwać. Matka wiecznie mną rządzić nie będzie. 

Sprawdzam godzinę. Już dochodzi ósma. Chowam telefon do torebki. Głośny dźwięk klaksonu wyrywa mnie z zamyślenia, kiedy przechodzę przez pasy. Obracam głowę i zauważam jadące z wielką prędkością auto. Jest źle! Bardzo źle! Mówi mi moja podświadomość. Niestety pojazd jest zbyt blisko bym mogła uciec. Uderza we mnie z wielkim impetem, a ja tracę przytomność.

AmnesiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz