first

386 24 78
                                    

Luty zjednoznacznie kojarzył mu się z nadchodzącymi Walentynkami. Sklepowe półki w tamtym czasie wypełniały się dużą ilością bombonierek w kształcie serca, tandetnego szampana, a kwiaciarnie bogaciły się na sprzedaży róż. Szykowano przyjęcia walentynkowe. W kinach rozpoczynały się premiery romansów lub komedii romantycznych, które grą aktorską i oklepaną fabułą mogły zabić nawet najmniej wybrednego amatora kina.

Ta miłość była taka sztuczna i przereklamowana, że Niall miał ochotę w tym dniu odciąć się od świata i zamknąć się w ciemnym pokoju, gdzie nikt mu nie będzie przeszkadzać. Kiedyś sądził inaczej; po prostu na własnej skórze przekonał się i zrozumiał, że nie ma żadnych szans na szczęście w miłości.

Jego odskocznią od atmosfery walentynkowej miała być podróż do Stanów Zjednoczonych, gdzie mógł nyć sam ze sobą. Od zawsze kiedy pamięta w swoich wspomnieniach, marzył o zwiedzeniu Wielkiego Kanionu, Disneylandu i zobaczeniu słynnej Statuy Wolności. Dopisał do tego kilka mniej ważnych miejsc i zarezerwował dla siebie bilet.

Jego pierwszym przystankiem było San Francisco. W nim wynajął samochód do swobodnego przemieszczania się po kraju. Planował przejechać dziewięć stanów, gdzie w każdym miał zamiar coś zwiedzić. Mimo że Niall należał do osób, które robiły wszystko spontanicznie, tym razem wolał mieć wszystko zaplanowane.

San Franisco opuścił wczesnym rankiem, kiedy słońce dopiero co zaczęło zachodzić. Wcześniej zatankował do pełna bak samochodu i kupił sobie przekąski na drogę. Podgłośnił radio i wystukiwał w kierownice opuszkami palców melodie grającą w radiu, czasami pogwizdując.

Około godziny popołudniowej niebo zasnuło się gęstymi, ciemnymi chmurami, z których zaczął padać deszcz. Dawał o sobie znać. Wycieraczki ledwo nadążały z poprawianiem widoczności na drodze, przez co całą swoją uwagę starał skupić na trasie, jadąc stosunkowo wolno. Na szczęście na drodze było tak mało pojazdów, że można było policzyc je na palcach jednej ręki.

Wtedy zaczął dzwonić telefon. Ściszył muzykę i po omacku szukał go po siedzeniu obok, lecz nie mógł go znaleźć, więc dał sobie z tym spokój. Po chwili telefon ucichł. Nie minęło jednak kilka sekund, gdy znów zaczął dzwonić.

— Czego ten ktoś chce?! — warknął sam do siebie.

Jeszcze raz sięgnął ręką na siedzenie obok, lecz i tym razem próba znalezienia telefonu  skończyła się niepowodzeniem. Myśląc, że urządzenie mogło spaść za siedzenie, Niall ostrożnie schylił się trzymając się jedną ręką za kierownicę, a drugą szukając urządzenia. Zajęty poszukiwaniem telefonu nie zauważył jak jakaś dziewczyna, a za nią mały chłopiec wybiega na jezdnie. W ostatniej chwili zdążył ją ominąć, ale stracił kontrolę nad samochodem i o mało nie wjechał w drzewo, gdyby nie to że zrobił manewr.

Kiedy uspokoił się trochę, zebrał w sobie siły, aby wyjść z samochodu i podejść do dziewczyny. Chciał się upewnić, że wszystko z nią w porządku. Otworzył drzwi i podszedł do dziewczyny, która próbowała wstać z ziemi.

— Palant! — wrzasnęła z pogardą w jego stronę i syknęła z bólu, kiedy wykonała mały ruch.

— Gdybyś nie wbiegała mi na jezdnie, to teraz nie miałabyś skręconej nogi — stwierdził fakty, na co dziewczyna w odpowiedzi przesłała mu zadziorne spojrzenie. — Coś was goniło w tym lesie?

— Um, nie — chwilowe zawahanie dziewczyny zbudziło w nim niepewność.

— Mogę zawieść was do pobliskiego szpitala, żeby usztywnili ci nogę czy coś, ale patrząc że jesteśmy na kompletnym bezludziu, to pewnie kawał stąd, ale potem nie będę miał jak was odwieźć, bo jadę dalej.

— Dzięki, ale nic mi nie jest — powiedziała to, wstając przy jego pomocy, ale widział na jej twarzy grymas bólu.

Mimo przyklapniętych od deszczu włosów, lekko rozmazanego tusz i przygarbionej od zimna sylwetki, była wyjątkowo piękną kobietą. Czuł jak dziewczyna trzęsie się z zimna; ubrania jej i chłopca były przemoczone do suchej nitki.

— Nie ma mowy. Wsiadajcie do samochodu, przy okazji ogrzejecie się.

Zagryzła tylko wargi i pozwoliła mu decydować za nią. Pomógł jej zająć miejsce z przodu, a jej towarzysz usiadł z tyłu. Jakie szczęście, że przed wyjazdem zapakował ciepłe koce, toteż wyciągnął je z bagażnika i dał im, aby dłużej nie marzli.

— Ta... No ja jestem Niall — zagaił, kiedy cisza potęgowała uczucie niezręczności. — A wy?

— Dianne — ponownie zagryzła wargę i robiła to tak uroczo, że Niall mógłby patrzeć, jak wykonuję tę czynność godzinami — a ten z tyłu to mój młodszy brat, Brad.

Spojrzał w lusterku na chłopca, który w tamtej chwili nerwowo spoglądał za siebie jakby czegoś lub kogoś się obawiał.

— Brad, wszystko w porządku? Czegoś się boisz, że spoglądasz co chwila za siebie? — zapytał zaciekawiony, ale i zaniepokojony.

— Nie — chłopiec od razu obrócił się.

Jednak jego odpowiedź nie była przekonująca, ale nie zamierzał nalegać. Niall wjechał na drogę szybkiego ruchu i pojechał przed siebie, w głąb bezludnych terenów.

***

Witajcie kochani! ♥

Publikuje pierwszy rozdział, który mam nadzieję że wam się spodobał.

Myślę, że opko będzie liczyć około 10 rozdziałów.

No to na razka! 💋❤

VALENTINE GIRL niall horan ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz