Obiekt nr 13 Agata Piętkosz

79 1 0
                                    


Legnica, ulica Sejmowa 5, sobota, godz. 21:32

To miało być kolejne rutynowe zatrzymanie. Imię i nazwisko osoby do zatrzymania otrzymaliśmy od ludzi związanych z tzw. projektem XYZ. Dowództwo oceniło, że 3 osoby wystarczą do wykonania tego zadania. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w wyznaczone miejsce. W momencie, gdy otrzymaliśmy rozkaz, coś we mnie drgnęło. Możliwe, że przez nazwisko osoby zatrzymanej, albo przez to, z czym była ona związana. A chodziło o wspomniany projekt XYZ, w którym na próbie 20 pacjentów testowano działanie leku pobudzającego skłonności dominacji umysłowej. I właśnie obiekt nr 13 był jednym z tych pacjentów, tylko skąd kojarzyłem jej osobę? Musieliśmy poznać się wcześniej, tylko przy jakiej okazji? Mózg nie mógł płatać takiego figla i co istotne nie mieliśmy okazji spotkać się oko w oko podczas udziału w projekcie XYZ. Pytanie, dlaczego teraz nasze drogi miały przeciąć się ponownie? Dlaczego obiekt nr 13 stała się tak istotnym podmiotem pożądania dla ludzi Galeona, że wydali dyspozycję jej niezwłocznego zatrzymania i doprowadzenia do ośrodka badawczego zlokalizowanego w poradzieckim szpitalu w Legnicy.

- Krzysiek, żyjesz? – rzucił pytaniem jeden z moich partnerów.

Nie odpowiedziałem mu. Jednie ponownie zajrzałem do teczki otrzymanej od Galeona, by jeszcze raz spojrzeć na zdjęcie obiektu o numerze 13, który mieliśmy zatrzymać. Zatrzymanie miało nastąpić w dość niewygodnym dla nas miejscu, bo na parkingu przed PWSZ im. Witelona w Legnicy, gdzie właśnie odbywały się legnickie juwenalia, gdzie Armin van Buuren miał dać swój popisowy koncert. Ale, że zatrzymanie miało priorytet pilny, nie mogliśmy narzekać na okoliczności. Należało zrobić swoje, niezależnie od czasu i okoliczności. Skąd wiedzieliśmy, że obiekt nr 13 tam będzie? Galeon śledził obiekt nr 13 od dnia, w którym dostał zastrzyk w ramach projektu XYZ. Bilingi, wyciągi z kart, Facebook, elektroniczna poczta, dziennik ocen na uczelni, wszystko to i inne było pod lupą Galeonu. Stąd wiedzieliśmy, że obiekt nr 13 zapłacił kartą za 4 bilety na sobotni dzień juwenaliów a z wysłanych do koleżanek SMS-ów dowiedzieliśmy się, że jest już na miejscu. Wystarczyło jedynie odnaleźć go w tłumie. Tak, jedynie odnaleźć pośród tysiąca osób. Na szczęście namierzanie satelitarne zawężało obszar poszukiwań do pola o średnicy zaledwie 5 metrów. Dochodziła godzina 22, za chwilę na scenę miał wejść Armin. Wszyscy niecierpliwie oczekiwali gwiazdy wieczoru. My natomiast po przekroczeniu bramy wejściowej, po okazaniu niezbędnych dokumentów, które to wymuszała broń przy naszych paskach, mogliśmy wejść na teren uczelni i przystąpić do poszukiwania obiektu. Rozdzieliliśmy się i posiłkując się aplikacją na naszych telefonach zaczęliśmy podążać w kierunku obiektu nr 13. Wyraz jej twarzy, bo obiekt nr 13 był płci żeńskiej, pamiętałem ze zdjęcia a także z jakiegoś wydarzenia z przeszłości, które uciekło gdzieś w niepamięć. I ta niewiedza na temat tego, czym to było, nie dawała mi spokoju. Obeszliśmy tłum bokami i zaczęliśmy przesuwać się w jego głąb od strony sceny, widząc wyraźnie twarze wszystkich uczestników zabawy. I nagle, po minięciu 3 rzędów imprezowiczów, ujrzałem twarz obiektu. Tą samą jak przed kilkoma laty. Dokładnie przed rokiem. Nagle pamięć zaczęła wracać. Przecież obiekt nr 13 a mówiąc po imieniu Agata była Darczyńcą dla jednej z moich rodzin w ramach projektu Szlachetnej Paczki. Dostarczyła wtedy paczkę tak wcześnie, że z wrażenia zapomniałem zabrać ze sobą dla rodziny moją wolontariuszkę towarzyszącą. Wtedy Agata urzekła mnie wyglądem. A właściwie to okulary, które korygowały jej sposób widzenia. Okulary. To było coś, co zawsze skupiało moją uwagę u kobiet. Obiekt, chrzań się Szpadek, Agata, tak, Agata mimo, że była zaspana, promieniowała taką pozytywną energią. Gdy rozmawialiśmy przez telefon, wydawała się być taką spokojną osobą o raczej stonowanym temperamencie. Lecz spotkanie na żywo zaburzało ten obraz. Agata poprzez swój wygląd sprawiała wrażenie kobiety o gorącym temperamencie, mogącym jednym spojrzeniem rzucić cały świat do swoich kolan. Ale jaki tak naprawdę miała charakter, co lubiła robić, jakie miała pasje? Tego nie dało się poznać po jednym sobotnim spotkaniu trwającym jedynie 30 minut. Lecz teraz nasze drogi ponownie się przecinały. Tylko czemu w tak beznadziejnych okolicznościach? Tym razem nie jako wolontariusz i darczyńca a agent i obiekt. Tak czy inaczej, należało zrobić swoje. I nagle w słuchawce odezwał się głos naszego dowódcy:

Tonąc w jej myślachWhere stories live. Discover now