Rozdział 7

6.3K 421 21
                                    

Trzy dni później.

- To była twoja zemsta? Nieprzychodzenie tyle dni - usłyszałam jego ostry głos, gdy tylko weszłam na polanę - Czekałaś, aż będę na granicy życia i śmierci?

- Nie każdy jest tak podły jak ty - odparłam oschle, mając tego dnia wyjatkowo kiepski nastrój. - Nie mogłam przyjść, moja siostra wychodziła za mąż i...

- No tak - prychnął przerywając mi - Rzadko biedota ma okazję się zabawić, pewnie byłaś tak tym pochłonięta, że zapomniałaś o obowiązkach.

Tego było już za wiele. Coś we mnie pękło.

- Mało nie tracąc własnego życia, przyszłam tu w nocy po weselu, gdy tylko mogłam! - krzyczałam w myślach, specjalnie sprawiając mu ból. - Gdyby nie Serafina, oboje byśmy umarli tamtego dnia! Straciłam siostrę, miałam prawo na jeden dzień o tobie zapomnieć, ale nie miałam jak przyjść wcześniej!

- Serafina? - spytał zaskoczony, a jego oczy rozbłysły - Była tu? Rozmawiałaś z nią? - cały się nastroszył.

Tylko to go zainteresowało?

- Tak - odparłam ozięble i zaczęłam ucierać zioła.

- Co mówiła? Gdzie teraz jest? Wróci? - dopytywał nerwowo.

- Kim jesteście? Co się między wami wydarzyło? - zignorowałam jego pytania, nadal zła i urażona jego brakiem empatii.

- Nie twoja sprawa - wstrząsnął - Odpowiadaj! - machnął zdrowym skrzydłem, wytrącając mi z ręki miskę. Cała zawartość wylądowała na ziemi.
Wstałam.

- Kochasz ją, ale nie jak siostrę? To o to chodzi? - mówiłam cichym spokojnym głosem, patrząc ze smutkiem w jego oczy - Ona nie odwzajemniła twoich uczuć, nie chciała być z kimś tak wrednym jak ty?

W sumie to dopiero po ślubie siostry, zaczęłam dostrzegać w oczach innych, ten blask wywoływany miłością. Chciałam kiedyś też to poczuć, chciałam zrozumieć czym jest.

Patrzył przez chwilę w moje oczy, a gdy w jego złość zastąpiła bólem, odwrócił głowę i położył na ziemi nic nie mówiąc.
Pierwszy raz widziałam go przybitego. Jakby tracił chęć życia, walki. Poddał się.
Było mi go trochę żal.
Zebrałam wysypaną zawartość miski, dokończyłam ucierać zioła, a łza bez problemu spłynęła po moim policzku.
W ciszy powolnymi delikatnymi ruchami, zaczęłam wcierać w jego czarne pióra.

- Stałem się taki dopiero, gdy mnie odtrąciła - odezwał się nagle, spokojnym głosem. - Feniksy mają serce i odczuwają emocje, ale nie tak jak ludzie. Jest to im potrzebne tylko po to, aby zrozumieć i przewidzieć poczynania człowieka. One, nie kochają TAKĄ miłością.

Feniksy?
Byłam zszokowana jego słowami, ale bardziej tym, że zaczął mówić o sobie. Bałam się odezwać, aby nie zniszczyć tej chwili, aby ponownie nie zamkną się w sobie.

- Dlaczego mówisz tak, jakbyś nie był jednym z nich? To przez to, że ty jedyny potrafisz kochać? - spytałam najdelikatniejszym głosem jakim potrafiłam.

- Nie zostałem stworzony tak jak oni. Jestem czymś innym, ale nie wyjątkowym, jak to ludzie lubią mówić na odmienców - opowiadał dalej swoją skróconą historię, a ja próbowałam zrozumiec o czym mówi, nie przerywając mu - Były dwa kamienie, które mieliśmy strzec parami. Towarzyszyła mi Serafin, jako najsilniejsza z najsłabszym i niedoświadczonym. Po pewnym, dość długim czasie zrozumiałem, że ją kocham. Wtedy wyjaśniła mi, że oni nie są zdolni do takich uczuć. Zmieniłem się, a ona później odsuneła się twierdząc, że bez niej będę mógł się skupić na swoim obowiązku i że zapomnę o uczuciu. Wtedy poznałem ludzką kobietę, była niewidoma. Nie wiedziała z kim rozmawia. Uleczyłem jej wzrok, ale nie ujawniłem się. Tak sądziłem. Kilka dni później znów ją zobaczyłem. Wskazała do mnie drogę, wojsku króla. Byłem sam, kierowały mną emocje, nie myślałem racjonalnie. Opuściłem kryjówke. W efekcie zabiłem prawie wszystkich. Komuś udało się uciec i ukraść kamień. To był początek katastrofy. Ludzie znaleźli i zabrali drugi kamień, nasza moc osłabła. Dwa pozostałe feniksy zostały zabite, nie mogli się odrodzić. Wtedy ostatni raz widziałem Serafin, chciałem jej wszystko wytłumaczyć, ale ona stwierdziła, że to już nie ma znaczenia. Nie odzyskamy kamieni bo nie możemy ich dotknąć. Powiedziała "Nie szukaj mnie, jedno z nas musi przeżyć za wszelką cenę by nie dopuścić do całkowitej zagłady. Będąc zbyt blisko ciebie będzie to trudne. " Usłyszała na odchodne, kilka niemiłych epitetów z mojej strony. Najgorsze co może być, to żyć setki lat samemu z wyrzutami sumienia i nie móc przeprosić.

Stałam oszołomiona jego monologiem, z którego prawie nic nie zrozumiałam. Nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam wcierać zioła.
Pierwszy raz okazał inne emocje, niż gniew czy frustrację. Z jego tonu głosu, zrozumiałam jak bardzo cierpi i na prawdę żałuje.
Odruchowo przytuliłam się do niego, chwilę zastanawiając się co powiedzieć. Poczułam jak zadrżał pod wpływem mojego gestu.
Nigdy go nie dotykałam w ten sposób, nie licząc wcierania ziół. Jego pozostałe pióra były takie delikatne...

- Co ty robisz? - spytał jakby speszony.

- Chciałabym mieć materac zrobiony z twoich piór - nieświadomie powiedziałam na głos swoje myśli. - Eee... to znaczy... ja nie... - odsunełam się zażenowana, bełkocząc pod nosem.
Usłyszałam jego śmiech. Serdeczny, piękny dźwięk rozbrzmiewał w mojej głowie, powodując, że sama zaczęłam się śmiać.

- Wiem, są cudowne. Dlatego ani trochę, nie przeszkadza mi spanie na ziemi - odparł radośnie, po czym podniósł głowę i spojrzał na mnie z powagą. - Nie wracaj już do tematu mojej przeszłości, ani tym bardziej Serafiny. I tak usłyszałaś więcej niż powinnaś - pokręcił lekko głową. - Sam nie wiem dlaczego w ogóle z tobą rozmawiam. Może dlatego, że jesteś dzieckiem...

- Nie jestem już dzieckiem, ale... dziękuję za twoje zaufanie - uśmiechnęłam się delikatnie.

- Myśl co chcesz - odparł niby obojętnie - A teraz ty opowiedz, co miałaś na mysli mówiąc, że prawie oboje zgineliśmy.

Usiadłam na trawie na wprost niego i zaczęłam opowiadać. O Serafinie niewiele wspomniałam.

- Nie myliłem się, jesteś głupia - skwitował, gdy skończyłam. - Coś ty sobie myślała? Że odstraszysz wilki swoim wyglądem? - szydził.

No i wróciła mu wredota, a już miałam nadzieję...

- Ej, nie jestem taka brzydka - oburzyłam się i wstałam.

- No to czeka cię rozczarowanie, gdy nikt nie zechce cię wziąć za żonę i zostaniesz starą panną.

- Panieństwo jest gorszą perspektywą, niż spędzenie całego życia z osobą której nie kochasz? - spytałam.

- Rozmowa z tobą na takie tematy jest cholernie dziwna - nastroszył się, unikając mojego wzroku. - Idź już sobie - odwrócił głowę.

Wracając do domu, myślałam o jego historii. Co prawda były to tylko wybiórcze fragmenty, ale teraz rozumiałam dlaczego jest taki wredny.
Rozumiałam skąd ta gorycz w jego sercu.
Moje usta mimowolnie wygieły się w delikatnym uśmiechu. Nieopowiedziałby o sobie, niezwieżyłby się jeśli by mi nie ufał. Nie byłam mu tak obojętna, jak cały czas to powtarza. Byłam dla niego ważna.
Od tamtego dnia inaczej na niego patrzyłam. On chyba również.

Łzy feniksaWhere stories live. Discover now