1

6K 61 10
                                    

- Jezu, znowu muszę iść do tej patologii - powiedziałam śpiącym głosem i ciężkim krokiem ruszyłam w kierunku łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wciąż zaspana poszłam do kuchni zrobić sobie poranne tosty z serem. Rzadko kiedy chce mi się jeść rano, no ale skorzystam z sytuacji, że obudziłam się godzinę wcześniej.

Matka jak zwykle od rana siedzi w pracy...a jakby inaczej? Nigdy nie ma tej kobiety gdy naprawdę jej potrzebuję. A no tak zapomniałam, praca jest ważniejsza ode mnie.

Gdy zjadłam poranny posiłek zadzwonił do mnie telefon.

- Kto do cholery dzwoni do mnie o tej porze? - pomyślałam. - Czego? - rzuciłam oschle.

- Anastasia? - no jasne, to prawie to samo co Rose.

- Chyba się pomyliłeś kochany. - odpowiedziałam i odłożyłam telefon. Minutę później znów zadzwonił ten sam numer.

- Anastasia? - co za upierdliwy typ, wyraźnie dałam mu znać, że nie jestem tą dziewczyną.

- No chyba mówiłam, że pomyłka...czego kurwa nie rozumiesz?

- Prze-przepraszam - nagle głos mu się załamał. - Moja siostra zmieniła numer i po prostu zniknęła. Od ponad dwóch tygodni nie mam z nią żadnego kontaktu, słuch o niej zaginął... Jeszcze raz bardzo przepraszam za to, że zająłem Twój cenny czas. - rozłączył się.

Po co mi o tym mówił? Mam ważniejsze sprawy na głowie, idę do szkoły bo się jeszcze spóźnię, wtedy już nie będzie tak miło.

Znowu jestem w tym miejscu... Pluję na tą szkołę, mam nadzieję, że przetrwam ten ostatni rok.

Muszę przyznać, że większej patologii w życiu nie widziałam, czternastolatki szlajają się nocami po klubach dając dupy na lewo i prawo, norma. Ostatnio jakaś dziewczyna przyszła do szkoły z brzuchem, przecież każdy w tym wieku chciałby mieć dziecko, idealny czas. Chłopcy ze szkoły znęcali się nad nią psychicznie. Po miesiącu nie wytrzymała presji ze strony rodziców i chłopaków, popełniła samobójstwo. Powiesiła się w szkolnej łazience, a parę minut wcześniej zraniła się szkłem i napisała na lustrze swoją krwią napis "Wszyscy prędzej czy później zostaniecie ukarani". Niektóre osoby po zobaczeniu jej wiszącej zwymiotowały. Widziałam to i nie było w tym nic obrzydliwego. Trup jak trup, krew jak krew. Mike, bo tak nazywał się jeden z chłopaków znęcających się nad nią miał niedługo po jej śmierci wypadek. Jechał na motorze, hamulce przestały działać i wpadł pod tira. Co dziwne świadkowie tego wydarzenia widzieli, że z jego ciałem działo się coś bardzo dziwnego. Nikt nie powiedział dokładnie o co chodziło. Przez pewien okres czasu zastanawiałam się czy to miało jakiś związek z tym napisem na szkle. Nie wiem co było ze mną nie tak, duchy i inne tego typu zjawiska paranormalne nie istnieją.

W depresyjnym nastroju weszłam do klasy i zajęłam swoje miejsce w ławce, siedzę sama, kto by chciał przyjaźnić się z kimś takim jak ja. W sumie śmieję się z tamtych czternastolatek, a sama nie jestem lepsza.

- Moi kochani, w dzisiejszym dniu do waszej klasy dołączy nowa uczennica, przywitaj się. - Jakim cudem wcześniej nie zauważyłam jakiejś nowej twarzy? Chyba pora jednak zainwestować w te okulary.

- Nazywam się Alex Anderson. - liczyłam, że wygłosi co najmniej jakąś rozprawkę na swój temat, a tu takie coś.

- Usiądź obok Rose. - a tak dobrze siedziało mi się samej...

- Miło mi Cię poznać, Rose. - no tak nie za miło.

- Mi również, Alex. - wymusiłam uśmiech, był tak cholernie sztuczny, że nawet ślepy by to zauważył. Dziewczyna próbowała nawiązać ze mną jakąś sensowną rozmowę, ale nie za bardzo jej to wychodziło. Odpowiadałam jej pojedynczymi wyrazami lub ignorowałam. Muszę dać jej jakoś znać, że nie mam ochoty się z nią kolegować.

Po skończonych lekcjach poszłam do pobliskiej kawiarni napić się czegoś gorącego. Uwielbiam jak jest tak szaro i ponuro na dworzu. Czerpię satysfakcję z tego, że wszyscy narzekają na pogodę i mają depresję, śmieszy mnie to.

- Hej...mogę się dosiąść? - oderwałam wzrok z telefonu i spojrzałam na chłopaka, był dość wysokim blondynem o niebieskich oczach. W sumie co mi zależy, niech siada. - Jak Ci minął dzień? Chyba nie za dobrze skoro siedzisz sama w kawiarni. - zaśmiałam się pod nosem.

- Tak się składa, że zajebiście mi minął bo mam bardzo dobry humor. - napiłam się swojej ciepłej latte.

- Cieszę się Twoim szczęściem, ja za to nie mam aż tak dobrego humoru, szkoda gadać. - posmutniał.

- Nie ma co się przejmować przeszłością jeżeli o to chodzi, najważniejsze jest to co się dzieje tu i teraz. - trochę żal mi się go zrobiło.... matko jest już osiemnasta, jak ten czas leci.

- Tu nie chodzi o przeszłość...

- Muszę już iść, bo matka będzie zła. - wstałam i zaczęłam zakładać kurtkę.

- Poczekaj, masz mój numer telefonu - podał mi karteczkę. - Jestem David, może jeszcze kiedyś się spotkamy? - uśmiechnął się.

- Kiedyś... - przewróciłam oczami i wyszłam z kawiarni.

FRIENDS with benefitsWhere stories live. Discover now