- Skąd wiesz jaka jestem? - zapytała, ale nie zabrzmiało to oskarżycielsko. Jej głos był delikatny, widocznie bała się wdawać ze mną w kłótnie. Na samą myśl miałem ochotę uderzyć głową w kierownicę, wiedząc do czego doprowadziłem swoim wcześniejszym zachowaniem. Zacisnąłem dłonie na kierownicy nieco mocniej. 

- Doskonale pamiętam jak zaczęłaś się ścigać. - Uśmiechnąłem się lekko, a Camilla zmarszczyła czoło, zapewne próbując przypomnieć sobie tamten dzień. Postanowiłem jej trochę pomóc. - Jess jak zwykle przyjmował zakłady. Przyszłaś wtedy z Andrewem, to był chyba Twój pierwszy raz na wyścigach... - zerknąłem na nią, ale miała spuszczoną głowę, więc nie widziałem wyrazu jej twarzy. -  Jess nie chciał, żeby brała udział dziewczyna, a w szczególności Ty, smarkula, która ledwo odrosła od ziemi...

- Ej! - zagroziła. 

- Ile miałaś lat? - parsknąłem śmiechem.

- Siedemnaście. - odpowiedziała bez zastanowienia. - Tego dnia miałam urodziny i to był prezent od Andrewa. - momentalnie zmarkotniała. 

- Przywaliłaś wtedy Jessowi, żeby pokazać mu, że jesteś za równouprawnieniem i dasz sobie radę z bandą facetów. - zaśmiałem się lekko. Zrobiła wtedy wrażenie chyba na wszystkich zebranych. Była mała, pyskata, ale prawego sierpowego nauczył ją jej brat. 

- Pamiętam. - również się uśmiechnęła, kiwając głową.

Żałowałem, że tak szybko dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowałem przed jej domem i poszedłem otworzyć jej drzwi. Sama próbowała to zrobić, ale miała zablokowane drzwi. Zaśmiałem się z jej zdezorientowanej miny, ale posłała mi gromiące spojrzenie, więc zacisnąłem usta, żeby nie zacząć szczerzyć się jeszcze bardziej. 

- Ym... Dzięki. Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać. - powiedziała. 

- Miałaś odpoczywać, a zachciało Ci się spacerków. Musiałem. - powiedziałem z naciskiem. Staliśmy przez chwilę w ciszy, ja wpatrując się w nią, ona w swoje buty.- Nie zaprosisz mnie? 

- Mama jest w domu. - na jej słowa, rozbawiony uniosłem wysoko brew.

- Wolała byś być ze mną sam na sam? - zapytałem opierając się o maskę samochodu. 

- Co? Tak, znaczy nie! - powiedziała podniesionym głosem. 

- Nie ma sprawy. Mogę przyjść jak pojedzie na dyżur. - uśmiechnąłem się szeroko. Wiedziałem, że tego nie chciała. I tylko dlatego to powiedziałem. 

Stała chwilę w szoku, zarumieniona, po czym odwróciła się i ruszyła w kierunku drzwi. Szedłem tuż za nią i wszedłem zaraz po niej do jej domu. 

- Camilla? Zaraz wychodzę. Zrobisz sobie obiad? Jestem spóźniona! - krzyknęła pani Harrison z kuchni.

- Jasne, mamo - powiedziała dziewczyna delikatnie całując kobietę w skroń.  

Camilla wzięła szklankę z blatu i napełniła ją wodą. Przypatrywałem się temu oparty o framugę drzwi kuchennych. Postanowiłem powiadomić je o swojej obecności. 

- Dzień dobry, pani Harrison. - powiedziałem uprzejmie i uśmiechnąłem się. Na moje słowa, Camilla upuściła trzymane w ręku szkło, które rozbiło się na białych płytkach w kuchni, a jej mama odwróciła się w moją stronę. 

- Oh... William. Jak dawno Cię nie widziałam. Cam nie mówiła, że ma gościa...  - spojrzała podejrzanie w stronę córki, która wzruszyła ramionami i posłała jej zakłopotany uśmiech. -  No nie ważne, bądźcie grzeczni. Uciekam do pracy. - mówiąc to zakładała płaszcz i buty. - Nie skalecz się. - powiedziała, wskazując na odłamki i zniknęła za drzwiami. 

- Co Ty robisz? - zdołała wydusić dziewczyna. 

- Stoję w Twojej kuchni. I niestety Twoja mama powiedziała, że mamy być grzeczni, więc raczej nie zrobimy tego, co bym chciał. - Uśmiechnąłem się szeroko, a ona zarumieniła się. Chyba odgadła o co mi chodzi. 

        Camilla podeszła do szafki i wyjęła z niej szufelkę. Później schyliła się i zaczęła zbierać potłuczone szkło. Schyliłem się i zacząłem jej pomagać. 

- Po co za mną przylazłeś? - zapytała Camila.

- Erick się martwi, i przyszedłem przypilnować Cię, żebyś się nie przemęczała i zjadła coś sensownego. 

- Będziesz mi gotował? - zapytała ze śmiechem. 

- Podobno seksownie wyglądam w samym fartuszku. - szepnąłem blisko jej ucha. Tego się nie spodziewała. Była w szoku. Okazuje się, że znalazłem temat, który ją krępuje.

        Po posprzątaniu, bez skrępowania zajrzałem do lodówki. I zastanawiałem się co zrobić... Hm..

- Wygląda na to, że będzie spaghetti. - powiedziałem i spojrzałem na nią. Siedziała na wyspie kuchennej, wciąż ubrana w czarną spódniczkę, w której wyglądała seksownie. Cholera jasna. 

- Ok. Może być. A co z tym fartuszkiem? - zapytała. Nie powiem, zaskoczyła mnie, chociaż zawsze była pyskata. 

        Jednym krokiem znalazłem się przy niej, rozchyliłem jej nogi i stanąłem między nimi. Pochyliłem się do przodu, a ona zrobiła to samo. Byle tylko nie znaleźć się przy mnie za blisko. 

- Musiałabyś mi pomóc. - mruknąłem i spojrzałem jej w oczy. 

- Chyba śnisz. - odepchnęła mnie, kładąc ręce na mojej piersi. - wracaj do kuchni, gosposio.  - i wybuchnęła śmiechem. 

       Pogroziłem jej tylko palcem i zabrałem się za gotowanie. Co chwila sprawdzałem, co robi Camilla, ale było to nie potrzebne, bo obserwowała każdy mój ruch. No cóż. Podobam się praktycznie każdej kobiecie. Nagle zadzwonił jej telefon. Uśmiechnęła się do wyświetlacza i odebrała. 

- Derek?.. Jasne... jutro mam czas, pewnie. Ok. Pa. - rozmawiała chwilę. Umówiła się z kimś. Jasna cholera. Od razu wyjąłem swój telefon i napisałem wiadomość.

Do: Ash

Sprawdź mi Dereka. To chyba ten barman z klubu.

Odpowiedź przyszła natychmiastowo. 

Nie wiem po co, ale ok stary. Wpadnij  do mnie za godzinę.

         No. Prześwietlę go i znajdę coś na niego. Danie było już gotowe więc, nałożyłem je na talerz i postawiłem go obok Camilli, która była widocznie uradowana nadchodzącą randką. Szkoda by było gdyby coś im ją zepsuło. 

- Nie dosypałeś tam czegoś? - zapytała patrząc na mnie rozbawiona.

- Nie chcesz to nie jedz. - mówiąc to odebrałem jej talerz i zacząłem jeść.

- O nie! Jestem głodna! To miało być moje. Wypad. - zaczęła wyciągać rękę a ja odsunąłem naczynie jeszcze dalej. 

- Przeproś. - powiedziałem z chytrym uśmieszkiem. Wiedziałem, że to dla niej coś, co wymaga wysiłku. 

- Od kiedy to jesteś taki miły dla mnie, i gotujesz i to wszystko... co ? - zapytała zamiast tego.

- Od kiedy uratowałem Twój tyłek. Po co się fatygowałem, żebyś teraz umarła z tak prowizorycznego powodu jakim jest głód. Więc jak? 

- Ok. Sorry. - no cóż... musiało mi to wystarczyć. 

        Po przypilnowaniu jej, żeby zjadła i położyła się, wyszedłem cholernie zadowolony z siebie. Od razu skierowałem się do domu Asha. Muszę sprawdzić tego gościa. W sumie, nie powinien mnie interesować, ani to, z kim się spotyka. Ale... jest siostra Andrewa... więc... Tak to sobie przynajmniej próbowałem wyjaśnić.

What was onceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz