chapter five. the one with lots of perfect timings

1.1K 57 6
                                    

Obudziłam się, czując ciepło bijące z bliżej nieokreślonego źródła.

Czyżby Krzysiek włączył ogrzewanie w prawie połowie maja?

Po chwili to bliżej nieokreślone źródło ciepła się nieznacznie pode mną poruszyło. I dokładnie w tym samym momencie uderzyła we mnie fala wspomnień z dzisiejszej nocy.

Jezus Maria, jak ja mu teraz spojrzę w twarz?

Podparłam się na łokciu i przetarłam zaspane oczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, na samym końcu spoglądając na szeroko uśmiechniętego, przypatrującego mi się uważnie Krzyśka. Speszyłam się, gdy tak na mnie patrzył, ale niestety nie mogłam już udawać, że śpię. Zrobiłam więc jedyne, co w obecnej sytuacji mogłam zrobić, a mianowicie odwzajemniłam jego uśmiech. Ale dopiero po tym, zorientowałam się w jakiej jestem pozycji.

Moja jedna noga przerzucona była przez Kondrackiego, a ręka znajdowała się pod jego koszulką, przy okazji podwijając ją do góry i eksponując jego bokserki i wyrzeźbiony brzuch. Co więcej, nasze twarze znajdowały się zaledwie parę centymetrów od siebie.

Krzysiek wplótł swoją dłoń w moje włosy i przybliżył się do mnie nieznacznie. Moje powieki mimowolnie zaczęły opadać, aż usłyszeliśmy kroki na schodach i nawoływania Agaty. Gwałtownie odsunęliśmy się od siebie, a ja chcąc wstać z łóżka, prawie się przewróciłam.

No cóż, zdążyłam się trochę zaplątać w nocy w tą pościel.

-Hej, Krzysiek, co chcesz na śniadanie?-wołała moja przyjaciółka wchodząc do pokoju bez pukania.

Perfect timing, girl.

Przynajmniej zdążyłam wyplątać się z tej przeklętej pościeli.

-O, Werka, cześć-uśmiechnęła się do mnie lekko, nie ukrywając jednak zdziwienia moją obecnością- Co tu robisz? I co chcesz zjeść?

-Obudziłam się wcześniej, więc przyszłam do Krzyśka na ploteczki, bo myślałam, że jeszcze śpisz-naprawdę miałam nadzieję, że mi uwierzy, nie miałam ochoty się jej tłumaczyć po drodzę- A zjem cokolwiek, co zrobisz.

Krzysiek uznał, że jemu również jest obojętne, co będzie na śniadanie, więc przyjaciółka wyszła zostawiając nas samych. Spojrzałam na chłopaka, który leżał na swoim łóżku wpatrując się intensywnie w sufit. W pomieszczeniu panowała niezręczna cisza.

-To ja już może pójdę...-zaczęłam niepewnie, mówiąc praktycznie szeptem.

Bałam się zakłócić ten spokój. Bałam się, bo nie wiedziałam nawet jak nazwać, a co dopiero wytłumaczyć to, co było między nami w nocy. Bałam się także, że zrobię sobie nieuzasadnioną nadzieję i będę musiała się z nią mierzyć przez całe 12 miesięcy. Nie chciałam niezręcznej sytuacji pomiędzy nami, bo Krzysztof jest naprawdę ciepłą i przyjazną osobą, dlatego chciałabym być z nim w dobrych stosunkach.

-Poczekaj-wypowiedział to w taki sposób, że serce mi stanęło, a krew odpłynęła mi z twarzy.

To jest ten moment, w którym mówi mi, że to wszystko nic nie znaczyło i każe ci odwrócić się, wyjść i siedzieć cicho.

To jest ten moment, którego tak bardzo się boisz, Werka.

No i widzisz? Co masz z tego słuchania głosu serca zamiast rozsądku?

Ból.

Ból był nieodłączną częścią mojego życia. Mam na myśli ból psychiczny, ten, którego nie dało się zagłuszyć żadnym rodzajem bólu fizycznego. Nie potrafiłabym zliczyć tych przepłakanych nocy, godzin, które spędziłam na wyżalaniu się kompletnie obcym ludziom z internetu, bo nikt z mojego otoczenia nie chciał mnie słuchać, w nikim nie miałam oparcia. Kolejne straty bliskich mi osób, poczucie odrzucenia, wyizolowania. Zamykałam się w sobie coraz bardziej i bardziej, aż całym moim światem stał się ten wyimaginowany, stworzony w moim umyśle.

I M P O N D E R A B I L I AOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz