To miała być zwyczajna impreza na rozpoczęcie wakacji. Impreza, jak wiele innych, na których byłam. Trochę alkoholu, najlepsza przyjaciółka przy boku, wygłupy i tańce. Nic wielkiego, po prostu dobra zabawa. Gdybym tylko wiedziała, że ten jeden wieczór wywróci moje życie do góry nogami, nie wystawiłabym nogi poza próg własnego domu.
To totalnie bez sensu wzdychać do chłopaka numer jeden w szkole, największego ciasteczka otaczającego się wianuszkiem dziewczyn, prężąc swoje muskuły i podbijając tym swoje ego, który traktuje cię jak powietrze. Za każdym razem, kiedy mijałam go na szkolnym korytarzu, modliłam się, by odwrócił wzrok i choć na chwilę spojrzał mi w oczy, ale on przechodził obok, pozostawiając po sobie intensywny zapach perfum, który tak dobrze znałam. Nie miałam u niego żadnych szans, byliśmy ulepieni z całkowicie innej gliny, otaczaliśmy się innymi ludźmi, dlatego porzuciłam wszelkie nadzieje na kontakt z chłopakiem, którego nie potrafiłam wybić sobie z głowy.
Aż do dnia imprezy rozpoczynającej wakacje, na której dorwał mnie w swoje szpony. I zniszczył.
YOU ARE READING
Gdybyś nie istniała... - korekta
Fanfiction... nigdy nie sądziłam, że los jeszcze bardziej ze mnie zadrwi, stawiając go na mojej drodze dwa lata później. Wtedy, kiedy myślałam, że otrząsnęłam się po koszmarze, który mi zafundował.