Na granicy planów

Start from the beginning
                                    

     Mężczyzna spojrzał w zamglone tęczówki i cienie pod oczyma. Jej ciemne włosy znacznie się wydłużyły – widział to, mimo iż były ciasno splecione w warkocz. Uśmiechnął się delikatnie, widząc zaczerwienione z zimna uszy.

     - Nie przywykłaś do południowego klimatu –zauważył.

     - Jestem tutaj po raz pierwszy – odparła. – Nigdy nie dopuściliście tak blisko żadnego z nas. 

     - Dobrze wiesz Upadła, że pozwalają na to tylko z jednego powodu...

     - Od kiedy nazywasz mnie Upadłą? Czyżby twoi...pobratymcy zmienili moje oblicze w twoich oczach aż tak bardzo? – spytała z oburzeniem. 

     Mężczyzna pogładził palcami jasny jelec i spojrzał na szereg nieruchomych postaci w bieli.

     - To bardzo ciekawa historia – zaśmiał się – szkoda, że mogłem poznać ją dopiero z ust Aarona. Pamiętasz go? To on nadał ci ten przydomek.

     - Tylko dwóm osobom pozwoliłam odejść wolno spod mojego ostrza. Jedna stoi przede mną, a Aaron był zbyt młody na śmierć, zbyt przerażony i zagubiony, aby chociażby zrozumieć, dlaczego kazano mu zabijać odzianych na czarno jeźdźców.

     - Dopiero po rozmowie z nim zrozumiałem, jak niewielu miało okazję ci grozić – zaśmiał się.

     - Zapamiętaj więc tą chwilę bardzo dobrze, bo była ostatnią – odpowiedziała spokojnie. – Podobnie jak ta.

     - Tak po prostu? – spytał z lekkim zawodem. –Zatopimy wszystko, co wydarzyło się zanim dotarliśmy tutaj, na kraniec świata? 

     Kobieta westchnęła i spojrzała prosto w stalowe oczy mężczyzny.

     - Co nas tutaj doprowadziło? – zadała powoli pytanie.

     - Wybory, które dokonali za nas inni moja droga.

     - Kiedyś tacy nie byliśmy – mruknęła cicho. 

     Mężczyzna uśmiechnął się groteskowo rozciągając bliznę na wargach. Skinął głową i zamknął oczy. Wiedziała, że prosi ją o to samo, więc poszła w jego ślad.

     Gdy otworzyli oczy znajdowali się w ciemnym pomieszczeniu w którym jedynym źródłem światła była jasna łuna. W tym stłumionym świetle widać było drobinki kurzu, błyszczące niczym diamenty. Kobieta zmrużyła oczy i przyzwyczaiła się do otulającej ją ciemności. Po kilku sekundach dostrzegła, że nie ma na sobie czarnej peleryny, podobnie jak zniknęła biel jej towarzysza. Żadne z nich nie miało blizn, broni, ani ukrytych zamiarów. Stali naprzeciw siebie w bezruchu i milczeniu.

     - Pamiętasz? – spytał, przerywając ciszę.

     - Nazbyt dobrze – odparła z ironicznym uśmiechem. Mężczyzna wybuchł śmiechem na wspomnienie spędzanych w wykreowanej świadomości sekund. 

     - Staliśmy się strasznie sentymentalni – mruknął i zbliżył się do niej. Pochylił się nieznacznie, chcąc spojrzeć w niezmącone niczym źrenice. Przed oczyma przebiegły mu bardzo odległe momenty życia, które przekreślił mimo, iż były żywe, gorejące.

     - Jest już stracone – wyrwała się z otępienia i cofnęła gwałtownie do cienia.

     - Tego właśnie chcesz? – spytał z nieukrywanym smutkiem.

     - Kończmy to. Im szybciej, tym lepiej.

     - Jak sobie życzysz – odparł i zamknął oczy. 

Na granicy planówWhere stories live. Discover now