Rozdział pierwszy

1K 18 6
                                    

Krzyk. Zderzenie. Ból. Utrata świadomości. Cisza. Ciepło. Spokój.

Nicole usiadła na łóżku, wyrwana ze snu kojenym koszmarem. Zgarnęła z twarzy niesforne kosmyki włosów i rozejrzała się po swoim pokoju, jakby czegoś się obawiała. Na przeciwko jej posłania znajdowało się szkolne biurko, a obok niego szafa i komoda z jasnego drewna. Na sąsiedniej ścianie swoje miejsce miała półka z książkami i drzwi. Okno znajdujące się z lewej strony było otwarte. Z zewnątrz Nicole słyszała szum wiatru i dźwięk padającego deszczu.

Próbowała uspokojić przyspieszone bicie serca.

Dziewczyna zapaliła lapkę stojącą nie daleko jej łóżka, na szafce. Zdała sobie sprawę, że przed snem zamykała okno. Ogarnął ją niewyjaśniony strach. Wstała i w pośpiechu je zamknęła. Zasunęła żaluzje i z powrotem okryła się ciepłą, fioletową pościelą. Ułożyła się w wygodnej pozycji czekając na sen, który mimo upływających minut nie nadszedł. Zrezygnowana, z powrotem usiadła i oparła brodę o dłoń.

Myśli Nicole podświadomie powędrowały w stornę koszmaru. Dziewczyna znała go na pamięć- prześladuje ją każdej nocy odkąd zmarła jej babcia. Od dwóch tygodni. Sen ani razu nie ukazał swojej pewnej wersi. Nicole jest pewna że takowa istnieje. Za każdym razem dziewczyna słyszy krzyki- być może swoje własne, czuje silne uderzenie, ból i straci świadomość. Gdy się budzi jest na słonecznej łące, gdzie panująca cisza i spokój jest niemal namacalna.

Postanowiła nie zakrzątać sobie myśli takimi bzdurami i podeszła do okna. Otworzyła je i natychmiast uderzyła w nią fala świeżego powietrza po ulewie. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Wsłuchiwała się w śpiew skowronków i innych ptaków. Słońce już zdąrzyło unieść się nad linię horyzontu i lekko ogrzewało twarz Nicole. Zrelaksowana i ze znacznie wolniejszym oddechem opuściła swój pokój i zeszła po schodach, ominęła salon i weszła do kuchni. Nalała sobie szklankę soku pożeczkowego, który jej babcia przygotowała na kilka dni przed śmiercią. Nicole uśmiechnęła się smutno na wspomnienie staruszki. Przypomniała sobie jej siwe włosy i zmarszczki na twarzy. Wyobraziła sobie babcię stojącą w kuchni w swoim zielonym fartuchu, gotującą najróżniejsze potrawy. Kobieta prawie nie opuszczała kuchni. Nosiła długie spódnice i sweterki, które zawsze wydawały się Nicole wyjątkowo obrzydliwe, jednak nie zwracała na to uwagi, bo sprawiało to, że jej babcia była jedyna w swoim rodzaju. Pamiętała, jak będąc mała, podglądała ją czytającą książki. Pamiętała, że uwielbiała słuchać opowiadań babci o dawnych czasach, które nigdy nie przestały jej fascynować. Pamiętała, że to babcia zapoczątkowała jej miłość do czytania.

Pamiętała o wszystkim.

Teraz jednak jej babci nie było już na tym świecie i Nicole musiała się z tym pogodzić.

Dziewczyna starła pojedynczą łzę spływającą po policzku. Włożyła szklankę do zlewu i wróciła do pokoju. Okryła się kołdrą. Tym razem jej powieki same się zamknęły i Nicole pogrążyła się w głębokim śnie.

* * *

Nicole, mimo że zasnęła, spała zaledwie dwie godziny. Jęknęła z niezadowoleniem i wstała z łóżka. Doskonale wiedziała co ją dzisiaj czeka- razem z rodzicami i starszym bratem mieli jechać w odwiedziny do cioci i wujka. Dziewczyna obiecała sobie, że wstanie, ubierze się i będzie udawała, że ma wspaniały humor i wytrwa do końca tego dnia. Ciocia Mandy oraz wujek George nigdy nie wzbudzali u Nicole sympatii. Nie wiedziała co było powodem tej niechęci. Być może fakt, że mimo upływu lat w dalszym ciągu traktowali ją jak małe dziecko. Nicole miała siedemnaście lat. W ich obecności nie miała chwili spokoju- ciągłe wypytywanie o szkołe, plany na przyszłość oraz czego szczególnie nienawidziła- o chłopaka.

Między życiem, a śmierciąWhere stories live. Discover now