Stary obraz

18 4 0
                                    

Od kiedy pamiętam w naszym domu wisiał obraz. Nie było to jednak zwyczajne malowidło, matka opowiadała mnie i Howardowi że to obraz naszej dawnej rodziny. Tej sprzed 200 lat ma się rozumieć. Mama zawsze przywiązywała do niego dużą wagę, twierdziła że do świadectwo przeszłości...niewiele rozumiałem. Sam obraz przedstawiał mężczyznę stojącego na jakimś polu...trzymał on widły, podobno kiedyś używano ich nie jako broń ale jako narzędzie w rolnictwie. Nigdy nie interesowały mnie sprawy ogrodowe. Cała ta uprawa brzytwozboża czy mutowoców była diabelnie nudna. Ciągle słyszałem "Robert zbierz nasiona!" "Robert podlej krzaki!" i tak dalej. Wtedy tego nienawidziłem...teraz za tym tęsknię. Tak czy siak ojciec zdecydował że skoro rolnictwo mi nie idzie to mogę pomóc mu w polowaniach. I w wieku 15 lat dostałem karabin. Staruszek podobno przehandlował za niego dużą ilość zbiorów. Ale karabin był świetny..wymagał jedynie renowacji których ojciec bał się wykonywać gdyż twierdził "Jeszcze coś popsuje i nic ci z tego nie zostanie". Ojciec się bał, ja byłem młody i lekkomyślny..właściwe to nadal jestem. Tak czy siak zaniosłem broń do warsztatu ojca i wymieniłem komorę zamkową. Jak ją obejrzałem to się zastanawiałem jak do cholery ten karabin jeszcze działa. Ale się udało, broń była skuteczna. Wtedy też odkryłem moją smykałkę do majsterkowania. Potem modyfikowałem ten karabin a ten służy mi do dziś. Wracając do tematu polowań, zazwyczaj to były pospolite zwierzęta. A przynajmniej takie były w okolicznym lasku do którego ojciec pozwolił mi się zapuszczać samemu gdy skończyłem 16 lat. Wychowanie dziecka na pozostałościach cywilizacjii nie należy do łatwych, cholera..jak chcesz wyjaśnić dziecku że ten miły pan z sąsiedztwa nagle zaczął grozić matce bronią i domagał się zaspokojenia potrzeb? Takie coś mocno niszczy psychikę...i uprzedzę..nie doszło do takiej sytuacji..to tylko przykład. Dobrze...teraz chyba kolej by przedstawić mojego brata. Howard to dobry dzieciak. Mimo że było go wszędzie to był pomocny. Zawsze gdy prosiłeś go na przykład o przyniesienie torby zboża to ten szybko ruszał po to. Od jego narodzin trzymaliśmy się razem. Zawsze mógł liczyć na swojego starszego brata a ja mogłem liczyć na swojego młodszego. Nawet jeśli pomoc którą sobie dawaliśmy była trudna do porównania. Howard...cóż...jak na dziecko w tych czasach...był strasznie optymisyczny. Matka mówiła że to po dziadku. Dzieciak...cóż..nie rozumie jeszcze tych Pustkowi. Słyszałem kiedyś że chciał zanieść zboże okolicznym bandytom żeby ci nie głodowali. Z jednej strony to smutne. Młody rwie się każdemu do pomocy..nie rozumie tej sytuacji. Teraz ja mam 18 lat a on 9. On w wieku 9 lat przeszedł pół stanu ze mną. Pewnie myślicie "Czemu do wędrowałeś z dziewięciolatkiem po zniszczonym wojną kraju?" Cóż...pewnego dnia obudziliśmy się...ale wszystko było inaczej.

Droga BraciWhere stories live. Discover now