2. To mnie odpręża.

11.2K 491 4
                                    

Will

- Drążek? Odłóż to, bo zrobisz sobie krzywdę. - powiedziałem spokojnym, lekko rozbawionym głosem. Na moje słowa dziewczyna gwałtownie odwróciła się. Miała szeroko otwarte oczy, a jej kłykcie pobielały od siły z jaką ściskała narzędzie. Nie wyglądała nawet odrobinę groźnie.

Na prawdę myśli, że mogłaby mi tym coś zrobić? Że komukolwiek mogłaby coś zrobić? 

- Bena nie ma, a warsztat jest już zamknięty. - powiedziała szybko bez zająknięcia. Nie ruszyła się nawet o krok, patrząc bezradnie jak siadam na zniszczonej, czerwonej kanapie pod oknem.

- To zadzwoń do niego. - podrzuciłem niemiło, unosząc brew w oczekiwaniu. Dziewczyna nerwowo rozejrzała się po garażu. - Powiedz mu, żeby tu przyjechał i... 

- Nie możesz sam tego zrobić? - przerwała, irytując mnie jeszcze bardziej. Nie miałem czasu rozmawiać z jakąś tam małolatą, nawet jeśli to siostra Harrisona.

- Nie - prychnąłem, opierając łydkę o kolano, i rozkładając ręce na oparciu kanapy. Gdybym chciał zadzwonić, to chyba bym to zrobił? 

Dziewczyna westchnęła cicho, ale posłusznie sięgnęła po telefon, nie spuszczając ze mnie swoich dużych oczu tak, jakbym był złodziejem. 

Korzystając z chwili rozejrzałem się po garażu. Gdzieniegdzie walały się części, klucze i przeróżne nakrętki. Za plecami Harrison stał samochód z wyjętym silnikiem. Z braku innych obiektów, powróciłem spojrzeniem do dziewczyny. Nigdy wcześniej tak na prawdę nie zwracałem uwagi na jej wygląd. Była średniego wzrostu, włosy związane miała w jakieś wielkie gniazdo na środku głowy. Miała na sobie spodenki zakończone przed kolanami i luźną koszulę z podwiniętymi rękawami, która - swoją drogą - wyglądała na męską. Przez niemalże cały policzek ciągnęła się smuga smaru, podobnie wyglądały jej dłonie i kolana. Tak na prawdę nigdy nie brałem pod uwagę faktu, że jest dziewczyną. Przez te kilka dobrych lat zdążyła wyrosnąć i stała się niezłą dziewczyną, jak i nie kobietą.

- Ben, tak wiem, która jest godzi... - przez chwilę słuchała tego co mówił w słuchawce - Tak jeszcze tu jestem. - Zerknąłem na zegarek, który wskazywał kilka minut po północy. Powinna już dawno być w domu. Zmarszczyłem brwi wracając spojrzeniem do jej twarzy. Zauważyła, że się jej przyglądam, więc zacisnęła oczy i odwróciła się bokiem. - Przyjedź do warsztatu. Nie, nie wiem, ja raczej nie... Tak, przyjechał. - powiedziała już nieco mniej przyjaznym głosem.

- Będzie za pół godziny. - odparła nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem i wróciła do otwartej maski samochodu. 

Dziewczyna pochyliła się nad nim, chwyciła jakąś szmatę i wsadziła ją sobie w tylna kieszeń.  Przez moment skupiłem na niej swoją uwagę, a raczej na jej tyle. Obserwowałem dziewczynę z uniesioną brwią, drapiąc się w zamyśleniu po brodzie. Gdyby Andrew usłyszał w jakich kategoriach myślę o jego siostrze, zapewne dostałbym po mordzie. Ale gdyby dowiedział się też, jak zachowywałem się w stosunku do niej przez ostatni rok, z pewnością miałbym połamane żebra, a wybite zęby mógłbym wypluwać na otwartą rękę. 

Nigdy nie byłem osobą silnie odczuwającą jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Przez lata pracy nauczyłem się wyzbywać ich z własnego umysłu. Najczęstszym, czym skrupulatnie leczyłem się przez ostatni rok był alkohol, a czasami narkotyki. W większości przypadków po zmieszaniu obu substancji urywał mi się film, a następnego dnia budziłem się w obcym miejscu - najczęściej z półnagą kobietą przy boku.

- Może Ci pomogę? - rzuciłem, poprawiając się na miejscu. 

- Próbujesz być miły? - zapytała i uniosła jedną brew. Nie, nie chciałem być miły. Chciałem udowodnić samemu sobie, że potrafię kontrolować się przy siostrze Harrisona. Na samo wspomnienie o nim zalewa ogień złości. Braci nie zostawia się z dnia na dzień, nie okłamuje się ich i nie podrzuca nikogo pod opiekę. 

Podniosłem się z kanapy, która zaskrzypiała i stanąłem obok Harrison. Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, po czym bez słowa wróciła do odkręcania kolejnej części.

- Co mam robić? - Zatarłem ręce, wpatrując się w tył jej głowy z oczekiwaniem. Usłyszałem jak wypuszcza powietrze ze świstem. 

- Przynieś tamtą butlę. - rozkazała. Nie lubiłem jak stawia mi się żądania, dlatego zacisnąłem usta w cienką linię. Camilla widząc to od razu zakłopotała się i otworzyła usta, jednak ubiegłem ją kiwając głową i ruszyłem po niebieską butlę z azotem. Czy każda małolata zna się na samochodach wyścigowych? Z pewnością nie, jednak czego można się było spodziewać po takim rodowodzie? 

- Co robisz tu tak późno? - zapytałem po dłuższej chwili ciszy. Byłem na prawdę zaciekawiony. Do warsztatu - tak jak zrobiłem to ja - mógł wejść zupełnie każdy. Nie było tu tak na prawdę żadnego środka bezpieczeństwa, ani niczego czym mogłaby się obronić, włączając w to łom. Wątpię, że znała jakąkolwiek sztukę walki. Andrew starał się trzymać swoją księżniczkę z dala od naszego świata. 

- Nie widać? - zapytała lekko zirytowana, marszcząc zabawnie nos. - To mnie odpręża. - mruknęła nie odrywając wzroku od klucza w ręku, którym odkręcała nakrętkę. Szło jej na prawdę sprawnie. Wiedziała co robi. 

- Grzebanie w silniku? Nie powinnaś raczej robić rzeczy, które robią dziewczynki w Twoim wieku? - spojrzała na mnie z niezrozumieniem. - Nie wiem, malować paznokcie? - prychnąłem, ale zaraz zaśmiałem się, kiedy uniosła do góry ubabraną po sam łokieć rękę. 

Przez chwilę patrzyła na mnie zamyślona, ale po chwili znów pochyliła się tym razem montując butlę pod maską. Nieświadomie wypięła w moją stronę tyłek. Zakrztusiłem się własną śliną i zacząłem kaszleć, próbując złapać oddech. Dziewczyna podniosła na mnie wzrok, prostując się gwałtownie. 

- Może lepiej poczekaj na Bena na kanapie. - powiedziała chłodno, po czym wróciła do przerwanej pracy.

Na przekór niej, oparłem się o bok samochodu i dalej w ciszy lustrowałem ją wzrokiem. Niechętnie odwróciłem wzrok dopiero, kiedy do warsztatu wpadł zdyszany Ben. Podałem mu rękę i skierowaliśmy się do jego gabinetu. 

- Czemu tak późno? Co jest Will? - zapytał od razu po zamknięciu drzwi.

- Ten młody, któremu ostatnio robiłeś furę na mój koszt, rozpierdolił auto. 

- Cholera. Z taką ilością azotu, mógł wylecieć w powietrze....

- Spokojnie, żyje, ale samochód ma się gorzej. 

- Przywieź go rano. To nie mogło zaczekać?

- Zobaczyłem zapalone światło w warsztacie, pomyślałem, że od razu go podrzucę.

- Camilla często zostaje do rana. - Kiwnął głową. Zauważyłem jak jego twarz przybiera zmartwiony wyraz.- Mogłeś zostawić jej samochód.

- Tak, ale chciałem mieć pewność, że Ty się nim zajmiesz, a nie jakaś tam...

- Jest najlepszym mechanikiem w tym warsztacie. Oczywiście zaraz po mnie. - uśmiechnął się i podał mi dłoń wstając z miejsca - Jeśli to wszystko stary, to jadę do domu. Moja żona wróciła z dziewczynkami od matki i bardzo się za nimi stęskniłem.

- Jasne, dzięki - powiedziałem. Zrobiło mi się trochę głupio, że przerwałem rodzinną sielankę i nie przyjechałem następnego dnia. Podałem mu rękę i wszedłem z powrotem do warsztatu kierując się w stronę wyjścia.

Kątem oka zobaczyłem jak Camilla zbiera się do wyjścia, rozmawiając przez telefon. Zwolniłem kroku, chcąc usłyszeć z kim i o czym rozmawia. Tak na prawdę nie widziałem dlaczego. Nie obchodziło mnie ani to, co robi, ani z kim.

- ...ale muszę iść do domu się ogarnąć, przecież nie pójdę tak prosto z warsztatu. Tak, nadal tu jestem. - widziałem jak wywraca oczami, skubiąc brzeg koszuli. Podniosła wzrok i przyłapała mnie na gapieniu się. Uniosła brwi, a ja kiwnąłem jej na pożegnanie i niechcący trzasnąłem drzwiami. 

Wsiadłem do samochodu i odchyliłem głowę do tyłu, opierając ją o zagłówek. Przekręciłem kluczykiem w stacyjce, a komputer pokładowy i wszystkie kontrolki zaświeciły się. Moją uwagę przykuła dzisiejsza data. 

Kompletnie zapomniałem o imprezie urodzinowej Asha, mojego kumpla. Przyjadę trochę spóźniony, ale pewnie nikt nawet nie zwróci na to uwagi, bo od dobrej godziny w ich krwi pływa więcej procentów niż krwinek. Uradowany wizją reszty nocy ruszyłem z piskiem opon spod warsztatu Bena. 

*~'D

What was onceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz