Rozdział I

36 7 3
                                    

-Złodziej! Złodziej!-rozległ się krzyk młodej damy.

Przechodnie dostrzegli rabusia umykającego ulicą. Parę śmiałków rzuciło się w pogoń jednak na próżno... byl to bowiem sam król złodziei! Stelen Fler! Nieuchwytny perfekcjonista.

Odkąd przybył do stolicy, strach zajrzał w oczy mieszczan. Dzisiaj już każdy pilnuje swoich kosztowności jak tylko potrafi. Mimo to król złodziei cieszy się wciąż pełną sakiewką.

Właśnie czmychnął w ciemny zaułek. Nim gonitwa podążyła w jego ślady, ten już dzięki paru susom po parapetach, stał na dachu.

Ludzie wbiegli za złodziejem w uliczkę i z zaskoczeniem odkryli, że nigdzie go nie ma... a zakryta mordka rabusia spoglądała na nich z góry. Ach! Cóż to był za mistrz zbrodni!

Choć przyznać trzeba było rację, że w stolicy ze świecą trzeba szukać osoby, która nie znała imienia króla złodziei. W mieście był sławniejszy od największych śpiewaków czy aktorów.

Za to jego twarz nawet po pięciu latach nadal pozostała nieodgadniona. Oczywiście znajdywali się śmiałkowie, którzy to raczyli twierdzić, iż dojrzeli twarz tego zbira. Jednak dziwnym trafem co kolejny taki śmiałek twarz Stelena zyskiwała kolejny, kompletnie odmienny opis...

Nikt nie miał pojęcia, że jest osoba, która poznała twarz stolicowego kradzieja. Była to piękna pani o imieniu Beana i dziwnym trafem o nazwisku Fler, tak samo jak nasz włamywacz i złodziej!

Byli pięknym małżeństwem, niezwykle bogatym.

Poznali się rok po przybyciu Stelana do Peryny. Chłopiec wciągnął pannę w przestępczy świat, namówił do porzucenia rodziny i pozostania z nim. Pomimo iż Beana miała skłonności do bycia lekko próżną czy do czucia się lepszą od innych, to zawsze miała dobre serce. Sama nie zajmowała się kradziejstwem na tak wielką skalę jak mąż. Nawet udało jej się zatrzymać ukochanego w miejscu, aby nie zagłębiał się w ten mroczny, przestępczy świat. Lepiej nie myśleć, co byłoby z biednym Stelenem, gdyby nie Beana! A może stolica nie miałaby wtedy króla złodziei, a króla zabójców?

-Witaj kochanie!-mężczyznę powitała pani ubrana w strojną suknię w kolorze lawendy.-Jak minął ci dzień?

-Dzisiaj nie miałem szczęścia...-zajęczał z niezadowoleniem.

-Nie przejmuj się misiu. Jutro też jest dzień. Zresztą pieniędzy nam nie brakuje, rozejrzyj się.-rzekła Beana, rozglądając się po bogato zdobionej rezydencji.

-Ach... Potrzebuję odprężenia. Lepiej pójdę się położyć.

-Nie będziesz nic jadł?

-Nie kochanie, dziękuje, ale nie jestem głodny, tylko zmęczony.

-Dobrze.-uśmiechnęła się kobieta.-W takim razie chodź, zrobię ci masaż.

Stuk puk - Rozmowę przerwało pukanie do drzwi... Któż to mógł być?

Stelen przezornie kazał schować się małżonce i ze sztyletem za plecami podszedł do drzwi.

-Witaj przyjacielu! Dawno żeśmy się nie widzieli!-w drzwiach stanął nie kto inny jak Hak.-A gdzie żonka? Nie ma jej? No i bosko, mam gorzałkę do rozmowy, chodź, opijemy stare czasy!-zawył radośnie mężczyzna, wyjmując z torby szklaną butelkę. Bezcenne było patrzyć na skrzywioną mordę tego cwaniaka, gdy Beana już wyszła z kryjówki, widocznie niezadowolona z zuchwałości gościa.-Aaa...Skucha. No nic chowam towar, tego tu nie było. Chociaż czy nie żal tak o suchym pysku siedzieć?

-Ja już ciebie dobrze znam, ty pijaczyno! Nawet nie śmiej wyjmować tego na stół! Nie będę znowu trupa wynosić na dwór.

-Kochanie spokojnie. Potraktujmy to jako... Dar. Wypiję ze swym druhem po symbolicznym kieliszeczku, a resztę schowam na kolejną okazję.-uspokajał mężczyzna.

-Jak chcesz, ale spróbuj mi tu wypić choć kroplę więcej, a obiecuje ci, że tą noc spędzisz na ulicy.-prychnęła i poszła krokiem dwornej damy.

Po chwili rozległ się huk zatrzaśniętych drzwi.

-Ach, kobiety! Same z nimi problemy. No więc? Wyjmuj szkło, bo mnie już suszy! A no i... Mam nadzieję, że tak dostojny gospodarz jak ty, jak najlepiej przyjmie swego gościa i przyszykuje coś do strawy. Padam z głodu.

-Dobrze już sza... Mów co cię sprowadza w moje progi.-odpowiedział Stelen.

-Dobra nowina! Oj, dobra!-rzekł zajmując miejsce przy stole.-Wyobraź sobię, że wczoraj w karczmie spotkałem królewskich wojaków. Jak wiesz jestem bardzo towarzyski i otwarty na nowe znajomości, więc zaprosiłem ich do wspólnego picia. Nie trudno było upić tych amatorów... Ale aż zdziwiłem się, żeby tak po dwóch kieliszkach?-oburzył się Hak.

-Dobrze, do rzeczy.-pospieszył mężczyzna, polewając i chowając butelkę.

-Ależ co ty wyczyniasz!? Raz, dwa, stawiasz mi to na stół. Nie bądź baba tylko chłop. Co już żona wydzielać ci będzie gorzałkę?-zaprotestował przyjaciel.

-Cicho. Mów.

-A idź ty! W każdym razie zacząłem podpytywać to jednego, to drugiego, co tam słychać w pałacyku...

-No i?

-No i masz tu powód mojej wizyty! Nie jaki Izbor szepnął mi parę słówek na temat królewskiego kryształu.-odparł, przystawiając kieliszek do ust.

-Jakiego kryształu?-zdziwił się Stelen.

-Otóż do królestwa przypłynął książę zza morza i starać ma się o rękę księżniczki. Przywiózł ze sobą wielki, wartościowy podarek, który nie jest chroniony proporcjonalnie do swej wartości!

-Ależ skąd ty znasz takie mądre słowa?-Złodziej uniósł brwi, chichocząc.

-Jeszcze cię zaskoczę, przyjacielu! Więc jak? Podjebiesz im te świecidełko?-Roześmiał się Hak.

-Jestem królem złodziei druhu. I to nie w teorii, ale w praktyce. Jutro wieczorem wpadnij do mnie, a będziesz mógł podziwiać te cudo z bliska.-odparł pewny siebie.

-A więc przejdźmy do jakiegoś planu! Wyrwałem z gęb tych królewskich ścierw trochę przydatnych informacji.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 20, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Władcy życia i śmierciWhere stories live. Discover now