Prolog

578 33 3
                                    

~Valerii Melrose~

Odgłos ciężkich kroków odbijały się echem przez mały salonik w nie zbyt zadbanym mieszkaniu. Co krok odgłos ich stawał się głośniejszy. Trzęsąca dziewczynka, która siedziała pod stołem, wstrzymała nagle oddech. Jej malutkie piwne oczka rozszerzyły, gdy przez drzwi można było zobaczyć czarne, masywne trepy wybrudzone błotem. Każdy ich ruch sprawiał wielki problem w chodzeniu właścicielowi. Dziewczynka zakryła dłonią usta by nie zacząć krzyczeć, gdy odezwał się niewyraźny głęboki męski głos.

 "Ohhh...Valerii! G-dzie...jes...jesteś....? C-choć tu......do tatusia! KURWA! I-IDZIESZ TU....GÓW-GÓWNIARO!" 

Przestraszona mała Valerii nie odzywała się, a na skraju już opuszczenia łez nawet nie zamierzała pozwolić sobie wyjść stamtąd. Sparaliżowana krzykami ojca, bała się tego co zamierza zrobić z nią gdy wyjdzie z kryjówki.  Rozwalając napotykane przedmioty. Zauważył swoją sześcioletnią córkę od razu złapał za stolik wyrzucając go metr od miejsca gdzie stał, rozbijając wszystko co na nim było. Valerii z ogromnym krzykiem i płaczem w oczach skuliła się przed uderzeniem. 

"N-Nauczę ciebie... jak..powinno traktować się....swojego ojca..." 

Złapał za ramie dziewczynki z taką siłą, że wybił oraz złamał jej remie. Jeszcze bardziej przerażona Valerii zaczęła wiercić i krzyczeć z bólu. Błagała swojego oprawce o litość.

"Teraz....nie skrzywdzę ciebie....tatuś....miał bardzo ciężki dzień...i...chce pobawić się z swoją córeczką.."

Valerii nie wiedząc co robić kopnęła ojca w najbardziej bolesne miejsce i wybiegła z domu. Nie oglądając się uciekała jak najszybciej od krzyków i przekleństw skierowane w jej osobę. Zadyszana i rozpłakana sześciolatka biegła po całej dzielnicy szukając jakiegokolwiek pomocy. Płynąca w jej żyłach adrenalina skłoniła, że dobiegła do sławnej od swojej grozy alei. Nie wiedząc co zrobić przykucnęła za kontenerem na śmieci i zaczęła mocno szlochać. 

Dziewczynka wzdrygnęła się, gdy na jej ramieniu poczuła szorstką dłoń. Szybkim ruchem próbowała wznowić bieg, ale na drugim ramieniu również przyłączyła się inna dłoń mężczyzny. Valerii zaciekawiona osobą spojrzała na twarz, ale to był wielki błąd. Mężczyzna nie miał twarzy, a jedynie ich zarysy oraz czerwony kolor skóry. Wyglądał dziwnie, ale też intrygująco. Jego wzrok był surowy, chociaż można było w nich zauważyć iskry współczucia.  Delikatny uśmiech zawitał do piwnych pełnych od łez oczów dziewczynki, pokazując swój perłowy blask.

"Gdzie są twoi rodzice, mała?" Jego głos był niski z intensywnym niemieckim akcentem.

"Ja...Ja...ich nie...nie mam" Valerii zaczęła ponowny silny szloch.

Silne ramiona podniosły lekkie ciało dziewczynki i przytuliło mocno do piersi. Szorstka dłoń zaczęła czule i delikatnie głaskać kasztanowe włosy Valerii. Spokojnym głosem zaczął nucić kołysane. Gdy płacz skończył się, mężczyzna zaczął poruszać się w stronę głównej ulicy.

"Hej malutka!? Jak masz tak w ogóle na imię?"

"Mam  na imię Valerii Melrose. A pan?"

"Johann Schmidt, ale możesz mi mówić Red Skull. Zamierzam ciebie wziąć i..."

Męski głos ucichł, gdy zauważył, że Valerii zasnęła na jego ramieniu. Ostatnie łzy na policzku został zdjęte przez kciuk Red Skull'a.

"Nie pozwolę ciebie skrzywdzić, młoda. Mam wobec ciebie plany."

 ~Loki~

Bóg kłamstw siedział w swoim celi więziennej, które zostało przydzielone dla niego przez jego przybranego ojca, Odyna. Choć na celę ona nie wyglądała. Była dość komfortowa, w końcu nadal ma tytuł księcia Asgardu. Loki znużonym przybywaniem cały czas w tej obskurnej pomieszczeniu, zaczął kroczyć w krąg. Jeśli by został ty jeszcze dłużej, nie długo oszaleje. Do porządku przyprowadził masywne oraz ciche kroki osób, których zbyt dobrze zna.

"Bracie! Mam dobrą wiadomość dla ciebie!"

"Po pierwsze, nie jesteśmy braćmi! Po drugie, następna cię odrzuciła, ta głupia dziwka?"

"NIE WAŻ SIĘ NAWET TAK DO NIEJ ZWRACAĆ SIĘ!" Obracając oczy, Loki kontynuował swoją wypowiedź. 

" A po trzecie, co mnie obchodzi ta twoja głupia wiadomość, skoro i tak nie będzie dobra dla mnie, bo siedzę w tej pieprzonej celi!"

Słowa Lokiego był silne i bolesne od urodzenia. Miał specyficzny talent mówienia kłamstw i ciężkich ripost. Jego szmaragdowe oczy cały czas wpatrywały się wyczekująco na Thora, a biały oraz szyderczy uśmiech ukazał się na jego twarzy i pozostał tam do puki nie ujrzał młodej kobiety. Frigga z powagą namalowaną na jej twarzy oraz mały smutek w oczach, podeszła do bariery celi.

"Odyn zmienił twoją karę, bracie. Masz się z nim spotkać, więc bądź uprzejmy nie używaj swojego srebrnego języka." 

Oświadczyła i szybkim krokiem odeszła od celi, a za nią podążyła chodząca lalka Barbi [sorry, ale dla mnie w pierwszych częściach Thory jest dosłowną lalką Barbi z mięśniami]. Słysząc oddalające się kroki i zamknięcie masywnych złotych drzwi, Loki wziął głęboki oddech i zaczął rozmyślać o karze, jaką może dać mu jego ojciec. Przecież wystarczy, że przesiedział tu jaki okres czasu w tej okropnie nudnej celi i między czasowe tortury. Co zamierzał Odyn dowie się za kilka minut, a na razie musi jakąś powstrzymywać od wszelkich docinek w stronę Wszechojca. 

Ponownie z zamyśleń odciągnęły kroki oraz szelest zbrój. Loki zauważył dwunastu żołnierzy z Asgardu oraz masywne kajdany, które zarówno były zbyt ciężkie na jego boską siłę to również blokowały jego wszelką moc. Bez żadnego uporu pozwolił strażnikom go skuć i prowadzić do sali tronowej przed oblicze Odyna. Chodząc przez pałac trzymał wysoko głowę i nie zamierzał pokazywać swojej skruchy wobec swoich okrutnych czynów. Stojąc już pod masywnymi złotymi wrotami czekał, aż strażnicy otworzą wrota. Poprzędne obawy śmignęły przez umysł Kłamcy. Zaczął iść dumnym i zwinnym krokiem, tak jak był nauczony przez służbę i osób od etykiety królewskiej, pod sam tron.   

"Loki Odinson. Twoja kara na Asgardzie dobiegła końca, ale wciąż została kwestia twych czynów na Migdardzie oraz jego spłata. Postanowiłem wymazać pamięć Migdarczykom oprócz tych obrońców. Zamierzam wysłać ciebie tam na okres nie określony. Wrócisz dopiero wtedy, gdy nauczyć się szanować tą planetę."

Odin cały czas wpatrywał się w Lokiego swoim pojedynczym okiem, czekając na jakąś obelgę lub na wyzwiska. Jednak został okropnie zaskoczony tą ciszą  odchodząca od Kłamcy. Zrozumiał on swoją karę na Migdard oraz obrzydzała go myśl, że znów będzie w tym obrzydliwym świecie. 

Nim się obejrzał był już przy wrotach Bifrostu wraz Thorem, który żegnał się z swoim przyjaciółmi z matką. Skończąc ten swój cyrk pożegnalny obaj wyruszyli natychmiast na danne miejsce.

"Bracie zachowuj się tam, bo nie chcę słyszeć więcej twoich krzyków z tych tortur."

Złodziejka Lodowego Serca [Loki x OC]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ