A imię jej brzmiało...

289 29 25
                                    

Jorvik skrywa w sobie wiele sekretów...

Bo widzicie, kilka lat temu żyła dziewczyna. Nie można powiedzieć, że była kimś nadzwyczajnym, gdyż dziewczę to było jak wiele innych na wyspie - szczera i z czystym sercem.
Lat miała nie więcej niż dwadzieścia, a wyglądała na jeszcze młodszą, niżby w rzeczywistości była.
Mieszkała i pomagała matce, matka natomiast pannie służyła radą i miłością, a każda mogła tej drugiej o wszystkim powiedzieć, bo ta druga zawsze potrafiła wysłuchać.

Tego dnia wstała jak co dzień.

Tak właśnie tego poranka, w rozpuszczonych, jasnych włosach i błękitnej sukni tańczyła pośród wrzosu, nie przejmując się tym, co ludzie o niej sądzą, gdyż prócz swych dziwactw panna to była pomocna, dobra i szczera, i ludzie bardzo ją sobie cenili.

A wszystko stało się po śmierci jej matki, gdy została na świecie sama, pośród trzody, matczynej kobyły i z melancholią uwięzioną w jej rodzimym domu. Już nie tańczyła we wrzosie i uśmiech na stałe zniknął z jej bladych, porcelanowych lic.
Powoli zatracała się w samotności, bo i kobyłę sprzedała i trzodę, i zdziczałe wino opatuliło dom. A w domu ona nocami roniła łzy i powtarzając cicho, Mamo, czymże sobie zawiniłam, żeś mnie samą sobie pozostawiła?

Aż pamiętnej daty wyszła nocą, w czarnej sukni i włosach przeplecionych ciemną wstęgą. Już szloch nią nie władał, a ona pod czujnym spojrzeniem gwiazd kroczyła wolno przed siebie.
Chciała uciec przed tęsknotą, zaszytą w czterech ścianach jej domostwa, ukrytą w zdziczałym winie i w oczach zwierząt, gdy te jeszcze były pod jej opieką.

Wtedy na drodze stał mężczyzna w płaszczu. Nie widziała go nigdy, a mimo to coś niczym nić ciągnęło ją w jego stronę.
Jedno spojrzenie jego oczu, różniących się od się niczym dzień i noc, jedno dotknięcie przezeń jej dłoni i czułe słowa, że będzie dobrze. Nic się dlań już nie liczyło i stała tak pod kotarą zmierzchu, patrząc w niecodzienne oczy, porzucając wszystko co dotychczas znała.

I tak tej nocy panna zniknęła.

Wśród ludzi z jej wsi rozeszła się wieść, jakoby samotne dziewczę targnęło się na życie, a żal ludzi ogarnął, bo się żal im zrobiło pięknej dziewczyny, przed którą ledwo co się otworzyło życie.

A pamiętnej nocy mężczyzna o niezwykłych oczach odjechał w nieznane na równie niezwykłej klaczy, o grzywie jasnej i sierści czarnej, jak włosy dziewczyny i jak jej ciemna suknia, którą miała na sobie pamiętnego dnia.

A imię jej brzmiało Zee.

A imię jej brzmiało ZeeWhere stories live. Discover now