o1. Czemu by nie?

17 3 3
                                    

– Proszę wezwać do mnie pannę McLuck. Chcę ją widzieć jak najprędzej – przekazał sekretarce starszy mężczyzna, od kilkunastu lat okupujący dyrektorskie biuro. Równie wiekowa kobieta przyjęła jego polecenie i powziąwszy w dłoń wysłużony mikrofon zawołała:

– Jennifer McLuck proszona do gabinetu dyrektora. Natychmiast. – Ton sekretarki był stonowany, profesjonalny, ale jak najbardziej przyjemny. Nie budził wątpliwości ani przerażenia nawet wtedy, gdy wzywał na dyrektorski dywanik.

W tym samym czasie, na zatłoczonym korytarzu, walkę z niedomykającą się szafką toczyła dziewczyna, która z tym problemem borykała się od początku swojej szkolnej przygody. Początkowo przeklinała ten szatański zamek, przez który nie raz nabawiła się odcisków. W miarę upływu miesięcy, a potem lat, przyjmowała tę sytuację ze stoickim spokojem. Przynajmniej na taką wyglądała. Dokończywszy nierówną batalię z metalowym zamkiem, ruszyła w stronę gabinetu dyrektora.

– Pan mnie wzywał – powiedziała, wsuwając śmiało głowę do sporych rozmiarów pokoju, jednak tak ciemnego, że zdawał się być dwa razy mniejszy, niż w rzeczywistości. Jej nos wypełniła woń lawendowej świeczki, która przez dyrektora Sommersa była wymieniana przynajmniej raz w tygodniu.

Sommers był człowiekiem w szkole powszechnie szanowanym, słuchał uczniów, a gdy któryś z nich miał problemy, starał się w ich sprawie jak najszybciej interweniować. Tak samo było w tym przypadku.

– Jennifer... – zaczął powoli, poczekał, aż dziewczyna wygodnie rozsiądzie się na drewnianym stołku. Cóż, wygoda to może za duże słowo. W każdym razie było to jedyne siedzące miejsce w tej szkole, gdzie miało się pewność, że nie zostanie się ocenionym. A był to swego rodzaju komfort. – Wezwałem cię tutaj, ponieważ twojej mamy znów zabrakło na wczorajszej wywiadówce. Obawiam się, że nawet mogła nie zostać przez ciebie powiadomiona. Wyjaśnisz mi to? – Spojrzał na dziewczynę pytającym wzrokiem, jednak otwartym i gotowym pochłonąć jakiekolwiek, nawet najsłabsze kłamstwo, dla swojego świętego spokoju.

Rozmowa z dyrektorem trwała nie dłużej niż pięć minut. Rekordem szkoły było piętnaście sekund pogadanki, więc Jennifer jeszcze sporo brakowało do osiągnięcia takiego wyniku. Po skończonych lekcjach naprędce udała się do domu. A trzeba zaznaczyć, że mieszkała bardzo daleko.

– Wróciłam! – zawołała zatrzaskując za sobą drzwi. Woń pieczeni unosiła się w całym domu, więc dziewczyna, w poszukiwaniu mamy oraz pożywienia, podążyła do kuchni. Zastała tam ją. Niespełna czterdziestoletnią, odzianą w kolorowy fartuszek i chustę utrzymującą jej siwiejące, lecz wciąż błyszczące blaskiem młodości włosy. Po zajrzeniu do patelni zobaczyła smażące się na niej warzywa, a w garnku obok gotujący się makaron.

– Warzywa? A gdzie pieczeń? Przecież tak pięknie pachnie! – powiedziała z lekkim zawodem, ale z nutką nadziei w głosie.

– Sprawdź w piekarniku – odparła mama i puściła córce oczko.

– Tam nic nie ma.

– No! Masz rację. Tak naprawdę dodałam do warzyw przyprawy do pieczeni. Pysznie pachnie, nieprawdaż? – Zachichotała.

Wspólny obiad był w tym domu tradycją. Dwa pokolenia pięknych i niedocenionych przez świat kobiet zasiadało codziennie przy okrągłym, drewnianym stole i wpatrując się w siebie pałaszowało warzywa z patelni.

– Sommers znów się czepiał, że nie było cię na wywiadówce – zaczęła Jennifer. Mama przewróciła oczami i nabijając kolejny kawałek cukinii na widelec, odpowiedziała:

– Ah, a ja znów zapomniałam do niego zadzwonić. Wiesz przecież, jak mnie te jego pogadanki nużą. A pani Middleton jeszcze bardziej. Skąd ona się urwała? – spytała, a Jennifer zaczęła wizualizować sobie w głowie niziutką panią Middleton, której lata temu zostało powierzone sprawowanie pieczy nad klasą nastolatki. Faktycznie, była niesamowicie powolna i flegmatyczna. – Muszę do niego zadzwonić i wcisnąć kolejną bajeczkę.

– Tak? Kogo tym razem uśmiercisz? Na pogrzebie ciotki Beth byłaś dwa miesiące temu. – Mówiąc to, dziewczyna wykonała znak wielkiego cudzysłowu.

– Nie wypominaj mi tego. Spróbuję wymyślić coś innego. Nawet nie wiesz, jak głupio było mi z nią ostatnio rozmawiać przez telefon. Bidulka, nie miała zielonego pojęcia, że wyprawiliśmy jej piękny pogrzeb.

Czwartek był ulubionym dniem Jennifer. Nie można było nazwać jej nietowarzyską, lub co gorsza, introwertyczką. Ale ceniła sobie spokój i czas, w którym mogła pobyć sama, skupić się na własnych, często zagmatwanych myślach. A czwartek to był czas darmowego przejazdu uczniów na trasie dom-szkoła. Nie było takiego, który by nie skorzystał. Jedynie Jennifer przemierzała kilkukilometrową trasę bez względu na wszystko.

Po wejściu na szkolny korytarz dziewczyna zauważyła, że panuje większe niż zwykle poruszenie. Uczniowie gromadzili się co kilka metrów i usilnie chcieli dopchać się do ścian.

– Co się tu dzieje? – zagadała do Zoey, z którą od lat stanowiła zgrany duet.

– Ogłosili nabór do szkolnego przedstawienia. Organizuje je Wyższa Szkoła Aktorska. A w komisji ma ponoć zasiąść niezłe ciacho! – Ostatnie zdanie wypowiedziała z takim podnieceniem, że Jennifer nie wiedziała, jak na to zareagować. Prychnęła i spojrzała na przyjaciółkę z politowaniem.

– I pewnie chcesz się zapisać?

– Już to zrobiłam! Ty też musisz. Koniecznie. Sama tam przecież nie pójdę. – Trąciła ją łokciem.

– Ja? Nie nadaję się do tego... – oznajmiła Jenn spuszczając głowę w dół.

– Oczywiście, że się nadajesz! I spełniasz wszystkie warunki! Będziesz dla mnie konkurencją, ale... – przerwała. Właściwie przerwał jej doskakujący do nich chłopak. Miał na sobie czapkę, a w dłoniach dzierżył kilka książek. Dziwne, bo przecież mógłby włożyć je do torby.

– I jak, dziewczyny? Gotowe na wielki casting? – Był równie podniecony, co Zoey. Jennifer kompletnie nie wiedziała, dlaczego tak szaleją na punkcie zwykłego przedstawienia.

W pewnym momencie w głowie Jennifer zapaliła się lampka. Pomyślała, że jej życie i tak jest już wystarczająco nudne. Postanowiła spróbować.

– Gotowe – odparła na pytanie Samuela i jednocześnie została obrzucona zdziwionym wzrokiem Zoey.

– To będzie niezapomniana przygoda! – krzyknęła blondynka, której nie opuszczał entuzjazm, a wręcz rósł z każdą kolejną sekundą.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 08, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Kiss me softlyWhere stories live. Discover now