Rozdział 7

1.4K 112 12
                                    

*Evie*

Co za dupek!

Szarpnęłam mocniej ręką, starając się wydostać ze srebrnych obrączek, ale nic z tego. Jedyną możliwością było otworzenie ich wsuwką do włosów, której oczywiście, jak na złość, w tej chwili nie posiadam.

Zrezygnowana, wypuściłam gniewnie powietrze z ust i przymrużyłam oczy, obserwując go bacznie. Bez mrugnięcia okiem zszył sobie ranę na nodze i polał spirytusem, a na jego twarzy nie pojawiła się najmniejsza oznaka bólu. Sprawnie zabandażował udo i cicho westchnął, jakby zmęczony życiem.

- I na co się gapisz? - mruknął cicho, jednak nawet na sekundę nie spojrzał w moją stronę. - Jeśli myślisz, że masz u mnie jakieś szanse, skarbie - zaśmiał się - to sorry, ale od razu ci powiem, że nie jesteś w moim typie.

Splunęłam na podłogę czerwieniąc się wkurzona.

Jak on śmiał!

- Prędzej zdechnę niż zainteresuję się takim oblechem! - syknęłam.

*******

Dźwięk uderzania o worek treningowy stawał się coraz bardziej uciążliwy i nie pozwalał mi się skupić nad planem ucieczki, czy chociażby nad zwykłymi myślami. Zacisnęłam powieki jeszcze mocniej, wykręcając na wszystkie strony dłoń zakutą w ciasną srebrną bransoletkę.

Ile bym dała za tą zwykłą, głupią wsuwkę!

Westchnęłam głośno opuszczając bezwładnie rękę i zaczęłam się wiercić w miejscu bo szczerze powiedziawszy już od dłuższego czasu moja kość ogonowa dawała się we znaki. Desperacko potrzebowałam usiąść na czymś miękkim albo chociaż zmienić pozycję bo jeszcze chwila i oszaleję!

- Czemu właściwie mnie nie zabiłeś? - mruknęłam cicho pod nosem, w końcu spoglądając w jego stronę.

Stał na drugim końcu pomieszczenia, zawzięcie uderzając w ogromny czarno-czerwony worek treningowy wiszący na suficie, widać było, że wkładał w to wiele siły i wysiłku bo biała koszulka, którą miał na sobie, była przyklejona do niego niczym obcisły skafander, a wilgotne blond włosy układały się w artystyczny nieład. Uderzał coraz mocniej wypuszczając przez zaciśnięte zęby powietrze, jakby wpadł w jakiś trans.

Nagle zamarł. Jego pięść zatrzymała się dokładnie kilka milimetrów przed workiem. Przekręcił delikatnie głowę w stronę drzwi i stał tak wpatrując się nie, aż do chwili gdy coś uderzyło z całym impetem w podłogę.

Zaklął pod nosem i nerwowym krokiem ruszył w moją stronę, wyciągając z kieszeni mały srebrny kluczyk. Kucnął przede mną, złapał za włosy zmuszając bym spojrzała w jego lodowate niebieskie oczy i powiedział szeptem:

- Jeśli piśniesz choć słówko, oboje dostaniemy kulkę w łeb. Rozumiesz?

Sprawnie odpiął bransolety i nim się zorientowałam siedziałam już w szafie pomiędzy jakimiś stęchłymi ubraniami i stosem zużytych pudełek po farbach do włosów.

Przełknęłam ślinę starając się wymyślić jakiś plan.

W ostateczności zawsze mogłabym wyjść z tej obskurnej, śmierdzącej szafy i uciec, ale wizja kulki pomiędzy oczami jakoś mi się nie podobała.

Delikatnie uchyliłam drzwiczki by coś zobaczyć, a w tym samym czasie wściekły, dobrze zbudowany ale niższy o głowę od blondyna mężczyzna wparował wprost do pokoju, wymachując we wszystkie strony bronią, która na pewno nie była atrapą i krzycząc coś niezrozumiałego.

Mój oddech mimowolnie przyśpieszył.

- Czy ty wiesz co ty zrobiłeś! Luke czy jesteś, aż takim pojebem, że nie potrafisz dobrze wycelować i strzelić? - a więc nazywa się Luke - Wiesz co się teraz stanie kurwa?! Wiesz? Wszyscy się dowiedzą, że to ja ci to zleciłem - jego twarz robiła się coraz bardziej purpurowa, jakby nie mógł nabrać powietrza - Jak to się wyda polecą głowy! A wiesz która pierwsza poleci? Twoja kurwa!

Mężczyzna z kolczykiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz