Rozdział czwarty

907 36 1
                                    

Wszyscy cieszyli się wiadomością o tym, że wiedźma zrezygnowała z Syna Adama. Tylko mnie nie było do śmiechu. Aslan był przygnębiony, a jego nastrój udzielił się także mi. Dlaczego nie zgodził się, bym zastąpiła go na Kamiennym Stole? Dlaczego on chce się poświęcić za Edmunda?! Nie żebym się nie cieszyła się z tego, iż młody Pevensie przeżyje, ale nie rozumiem, dlaczego ja nie mogę być tą, która odda życie. Przecież jest on potrzebny Narnii o wiele bardziej, niż ja. Ale Aslan nie chce o tym słyszeć.
Stałam tak i przyglądałam się obozowi skąpanemu w blasku zachodzącego słońca, gdy nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się i ujrzałam Piotra.
- Wszystko w porządku?- zapytał blondyn przypatrując mi się badawczo. Skinęłam tylko głową. Nie chciałam, by widział moje zmartwienie. Ale Piotr nie był ślepy. Podszedł do mnie i położywszy mi dłoń na ramieniu, rzekł.
- Wyglądasz na zmartwioną.
- No cóż, zastanawiam się, co w zamian za waszego brata Aslan obiecał Białej Czarownicy. Bo coś musiał jej przyrzec.
Piotr z zachmurzoną miną spojrzał na mnie, ale dłoni nie cofnął.
- O tym nie pomyślałem.
Spojrzałam mu w oczy, ale nie potrafiłam mu na to odpowiedzieć. Nie chciałam go martwić.
Piotr spojrzał na obóz i znowu na mnie. Miałam wrażenie, iż chce mi coś powiedzieć, ale jakby się wahał. Staliśmy tak w milczeniu, wpatrzeni w obóz, a. słońce zachodziło co raz niżej. Wreszcie zeszliśmy na dół i każde  z nas udało się do swojego namiotu.
                                ***
Choć bardzo się starałam, nie potrafiłam zasnąć. Przewracałam się z bólu na bok, liczyłam barany, ale sen uparcie nie przychodził. Usłyszałam szelest przy moim namiocie, więc wziąwszy ze sobą tylko nóż wyszłam na zewnątrz. Widziałam, jak Aslan odchodzi w noc, a za nim skradały się Zuzanna i Łucja. Ruszyłam cicho za nimi, starając się, by mnie nie usłyszeli. Dziewczynki starały się ukryć za drzewami, a ja skryłam się za skałami. Wreszcie Aslan stanął i odwrócił się w naszym kierunku. Także i ja wyszłam zza skał.
- Czemu za mną idziecie? - zapytał, a w jego głosie słyszałam smutek.
- Nie mogłyśmy spać- odpowiedziała Łucja, a Zuzanna i ja tylko kiwnęłyśmy głowami.
- A czy możemy...- zaczęła brunetka, a ja dokończyłam.
- Możemy iść z tobą?
- Tej nocy miła mi będzie czyjaś bliskość. Dziękuję.
Wszystkie trzy zanużyłyśmy dłonie w jego złocistej grzywien i ruszyliśmy przed siebie. Żadne z nas nie odezwało się ani jednym słowem, każde zatopione we własnych myślach. Bałam się tego, co miało nadejść, ale nawet moje moce nie mogły tego powstrzymać. Zuzanna i Łucja patrzyły na Lwa ze współczuciem, ale nie wiedziały dlaczego jest przygnębiony.
Wreszcie dotarliśmy do miejsca, które leżało niedaleko Kamiennego Stołu. Aslan przystanął i rzekł.
- Czas na nas. Zostańcie. Dalej muszę iść sam.
- Ale dlaczego?- zapytała brunetka, lecz Aslan odpowiedział tylko:
- Zaufajcie mi. Tak musi być. Dziękuję Zuzanno, dziękuję Łucjo. I tobie Eleno.
Patrzyłam na jego smutną twarz, a łzy mimowolnie spływały mi po policzkach
- Żegnajcie.
To mówiąc Aslan odwrócił się i odszedł przed siebie. Siostry spojrzały najpierw po sobie, a potem na mnie. Skinęłam im głową i wskazałam miejsce pod korzeniami drzew, gdzie mogłyśmy wszystko widzieć, lecz nie mogłyśmy zostać przez nikogo dostrzeżone. Aslan tymczasem szedł w kierunku Kamiennego Stołu, gdzie wraz ze swymi potworami oczekiwała nań Biała Czarownica.

Wszystkie te dziwaczne stwory zdawały się nie mieć najmniejszego strachu przed Wielkim Lwem. Wręcz przeciwnie. Zdawały się stroić sobie z niego żarty. Łucja i Zuzanna patrzyły na to z niedowierzaniem.
- Czemu on im pozwala?- zapytała Łucja, lecz ja tylko pokręciłam głową. Po prostu nie byłam w stanie jej na to odpowiedzieć. Patrzyłam ze łzami w oczach, jak słudzy Białej Wiedźmy gołą grzywę Aslana. Gdy wreszcie spadł ostatni włos, dwa minotaury wciągnęły Aslana na podest, nie oszczędzając mu przy tym bólu. Biała wiedźma pochyliła się nad nim i coś do niego powiedziała, lecz nie usłyszałam co. W pewnej chwili wiedźma wyprostowała się i powiedziała głośno:
- Dzisiaj Wielkie Czary przestaną działać. A od jutra my będziemy rządzić Narnia. Na wieki!
Po tych słowach tłum wszystkich tych stworów zaczął wiwatować na jej cześć. Czarownica tymczasem zwróciła się do leżącego Aslana.
- Tobie przypada rozpacz i ŚMIERĆ!
Wykrzyczawszy te ostatnie słowo wbiła nóż w ciało Aslana. Zuzanna i Łucja spuściły wzrok, a z ich oczu spływały łzy. W moim sercu poczułam jednak wściekłość. Najchętniej rzuciłabym się tej wiedźmie do gardła, lecz zamiast tego patrzyłam, jak jej słudzy wiwatowali. Nie potrafiłam zrobić nic innego i czułam się winna. Moje serce krwawiło, bo czułam jakbym zdradziła najlepszego przyjaciela.
Wiedźma podniosła wzrok na swoich poddanych, którzy w dalszym ciągu wiwatowali i wykrzykiwali wyzwiska w stronę nieruchomego ciała.
- Wielki kot nie żyje!!!!
Wszystkie stwory krzyczały jeszcze głośniej, a po moich policzkach spływały mimowolnie łzy. Niemoc i bezsilna złość ogarniały mnie coraz bardziej.
Czarownica tymczasem zwróciła się do dowódcy swojej armii.
-Generale, czas szykować armię.
Jej słowa zmroziły mnie bardziej, niż wszystko inne. Popatrzyłam na siostry Pevensie i wyszeptałam.
- Zostańcie tutaj. Ja spróbuję przekraść się do naszego obozu i powiadomię Piotra i Edmunda. Starajcie się, by nikt was nie zauważył.
To powiedziawszy szybko i najciszej jak tylko mogłam wycofałam się z zarośli. Starałam się powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. Za nic nie mogę pozwolić, by ktokolwiek je zobaczył. Zawsze pokazywałam się tylko z tej twardej strony i tak powinno pozostać. W końcu moim zadaniem jest chronienie przyszłych władców Narnii i walka za nich. Dzięki moim mocom znalazłam się w naszym obozie bardzo szybko. Chwilę wachałam się przed wejściem do namiotu Piotra, lecz w końcu rozsunęłam kotarę. Piotr i Edmund spali na materacach, lecz ich sen daleki był od spokojnego. Blondyn trzymał w dłoni miecz, jakby bał się ataku. Cicho wyszeptałam zaklęcie, a lekki wiatr musnął jego policzek. Chłopak natychmiast poderwał się z materaca, a w jego oczach widziałam lęk.
- Co się stało? Dlaczego tu stoisz? Czy coś się stało Zuzannie i Łucji?
- Z nimi wszystko w porządku- odpowiedziałam. Kątem oka zauważyłam, że Edmund również poderwał się z posłania. Powiedziała im o śmierci Aslana. Starałam się powstrzymać łzy, które uparcie cisnęły mi do oczu. Piotr i Edmund spojrzeli po sobie.
- Czy to wszystko, co wydarzyło się tej nocy?- zapytał Edmund.
-  Biała Czarownica wyruszyła z potężną armią. Będą tu niedługo.
Piotr  wyszedł z namiotu, a za nim jego brat. Ja udałam się za nimi. Przed namiotem czekał Oreus.
- Co rozkarzesz panie?
- Zbierz wszystkich, którzy gotowi są walczyć za Narnię.
                                ***
Staliśmy wszyscy na wzgórzach, porozdzielani tak, by wiedźma nie mogła widzieć ilu wojowników będzie się z nią mierzyć. Ja, Piotr na białym jednorożcu, Edmund na gniadoszu o imieniu Filip i Oreus staliśmy obok siebie i oczekiwaliśmy na przybycie zwiadowcy. Wreszcie na tle nieba ujrzałam gryfa, który leciał w naszą stronę, a z wyrazu jego twarzy wywnioskowałam, że armia Białej Czarownicy jest liczniejsza od naszej.
- Panie, armia wiedźmy ma dwukrotną przewagę- powiedział gryf lądując przed Piotrem.
- Przewaga nie zawsze oznacza zwycięstwo- powiedziałam, by dodać Piotrowi i innym odwagi.
- Ale często się przydaje.
Po chwili naszym oczom ukazały się przedziwne stwory. Wilkołaki, wiedźmy, orkowie, olbrzymi i inne paskudztwa. Czarownica siedziała na wielkim tronie uniesionym prze dwóch cyklopów. Piotr tymczasem wyjechał przed szereg i wykrzyknął:
- Za Narnię i za Aslana!!
Jak jeden mąż podjeliśmy okrzyk. Byłam dumna, że mogę walczyć z tak dzielnymi rycerzami. Ognisty ptak poleciał w kierunku oddziałów wiedźmy i swoim płomieniem oddzielił nas od niej. Lecz na próżno. Wszystkim nam było wiado5, że czarownica ma swoją różdżkę, toteż ogień zniknął, a jej armia przejechała dalej. Gdy byli juz niedaleko, Piotr wydał rozkaz do ataku. Natychmiast zaatakowały nasze leopardy, lecz tygrysy wiedźmy starały się je powstrzymać. Z góry atakowały ich orły i gryfy, które celnie trafiały ostrymi pazurami w gardło przeciwnika, lecz były na tyle sprytne, by uniknąć ich strzał. Wreszcie ruszyliśmy do ataku, podczas gdy Edmund i pan Bóbr zostali z tyłu  by dać łucznikom sygnał do ataku. I także oni po krótkim czasie zaczęli ostrzeliwywać wroga, starając się nie chybić. Armia wiedźmy jakby się zmniejszała, lecz i nasza armia wcale nie była liczniejsza. Z wściekłością patrzyłam, jak zamienia moich przyjaciół w kamień. Nie wahałam się ani chwili, tylko ruszyłam w jej stronę. Wiedziałam z doświadczenia, że celowanie w wiedźmę nic nie da, natomiast zniszczenie jej różdżki może nam pomóc. Przede mną pojawił się minotaur, lecz jednym szybkim cięciem miecza pozbawiłam go życia. W momencie, gdy Biała Czarownica z triumfem na twarzy już miała wbić swoją różdżkę w Edmunda, skoczyłam pomiędzy nich i jednym ruchem przełamałam jej różdżkę na pół. Jej wściekłe spojrzenie nie robiło na mnie wrażenia, wręcz przeciwnie, musiałam się przy nim uśmiechnąć. Lecz nawet nie zdąrzyłam skrzyżować z nią mieczy, gdy z dala dobiegł nas znajomy ryk.
-To niemożliwe.
Tyle tylko zdążyła wykrzyknąć wiedźma, zanim Aslan wbił swoje ostre jak brzytwa zęby w jej serce, pozbawiając ją życia.

Opowieści z Narnii: Wieczna Wojowniczka Cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz