Część szesnasta

9 0 0
                                    

  Karasu nie mógł zasnąć.
Leżał na plecach i gapił się w sufit.
Odkąd założył gildię, miewali wiele problemów.
Ale wszystkie jakoś udawało mi się rozwiązać.
Dowódca zadumał się.
Gdyby poważnie przeanalizować wszystko, to większość z nich rozwiązywał Pieprz.
Nawet największe bagno nie wyprowadzało go z równowagi.
Teraz było bardziej niż oczywiste, że jako król Potępionych miał wprawę w znajdowaniu rozwiązań.
Tym razem będzie inaczej, głównie dlatego, że to demon jest największym problemem.
Karasu mógł udawać, że jest inaczej, ale to nic nie zmieniało.
Czeka ich wizyta Zakonu, która może zakończyć się rozwiązaniem Gryfów.
Dowódca wzdrygnął się mimo woli.
Czy bał się o swoją przyszłość?
Nie, właściwie ta obchodziła go najmniej.
Martwił go los ludzi, za których był odpowiedzialny.
Głównie za takich, których nie weźmie żadna inna gildia.
Co z nimi będzie, kiedy Gryfy przestaną istnieć?
Karasu z niesmakiem stwierdził, że tylko się nakręca na noc.
Dosyć miał nerwów.
Trzeba tę adrenalinę wykorzystać w jakiejś misji.
A ten cały syf...
No cóż, może uda im się z tego jakoś wybrnąć.
Chociaż nie bardzo w to wierzył, jednak postanowił, że nie podda się tak łatwo.
W końcu gildia była wszystkim co miał.
Będzie o nią walczył.
Do pokoju wsunął się Albert.
Gryf trzymał w dziobie zwój misji.
- O tej porze? - Ziewnął Karasu.
- Przecież i tak nie śpisz. - Łypnął złotym okiem zwierzak.
Dowódca usiadł na łóżku, a gryf podszedł i wypuścił zwój na jego wyciągniętą dłoń.
Wojownik machinalnie pogłaskał gładkie pióra.
Albert wskoczył na łóżko, podreptał chwilę i zwinął się w kłębek.
- Coś ciekawego?
Karasu wpatrywał się błyszczące, zielone pismo.
Treść nie docierała do niego w pełni.
Zamrugał.
- Morskie Smoki proponują wspólną misję. - Powiedział w końcu. - Przysłali zaproszenie.
I to na Przejście.
Gryf uniósł łeb.
- To musi być grubsza sprawa. Dużo ludzi chcą?
- No właśnie nie. - Karasu potarł brodę. - Tylko najlepszych.
Albert odchrząknął.
- Nie chcę przypominać, jak to się ostatnio skończyło, kiedy wziąłeś tylko Piątkę i kilka dodatkowych sztuk.
- To jest oficjalne zaproszenie. Nie zeżrą nas.
- Ale przecież nie musisz zgadzać się tak od ręki. - Pouczył go Gryf, ziewając. - Chyba że lubisz wychodzić na desperata.
Dowódca zacisnął szczęki.
Tak, albo wyjdzie na nadgorliwca, albo posłucha rady pierzastego dziwoląga.
Żadna z tych opcji nie wydała mu się atrakcyjna.
Zerwał się z łóżka.
Złapał w locie koszulę i nie zwracając uwagi na niezadowolone pomrukiwania Alberta, wyleciał z pokoju.
Zrobił to co zawsze, kiedy miał wątpliwości.
Wdrapał się na poddasze i zapukał do Pieprza.
Odpowiedziało mu mało wyszukane przekleństwo.
Karasu za dobrze znał demona.
Wiedział, że w końcu otworzy.
Wystarczyło tylko pukać do skutku.
W końcu drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich wściekły, rozczochrany Pieprz.
Dowódca parsknął.
- Powaliło cię? - Zawarczał demon. - Chcesz postawić na nogi całe Miasteczko?
- Co się wściekasz? - Karasu, nie czekając na zaproszenie, wsunął się do pokoju demona, nurkując pod jego ramieniem.
- Bo jest ciemna noc. Spałem.
- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że ci przerwałem w czymś zgoła odmiennym.
Demon odetchnął głęboko i odgarnął włosy z twarzy.
- Ktoś powinien ci doprowadzić tę czuprynę do porządku.
- Obudziłeś mnie, żeby dać namiary na swojego fryzjera? - Demon uniósł jedną brew.
Biały opatrunek, którym był obwiązany niemal zlewał się z jego jasną skórą.
Dowódca bez słowa podał mu zaproszenie.
- Siadaj, jak już tu jesteś. - Mruknął Pieprz, podsuwając mu talerz z ciastkami.
- Czekoladowe? - Ucieszył się Karasu. - Skąd masz?
- Nie interesuj się. - Poradził życzliwie demon.
Przebiegł wzrokiem tekst.
Gwizdnął cicho.
- No nieźle.
- Prawda? - Ucieszył się Karasu, szybko przełykając.
Wstał i zerknął wojownikowi przez ramię.
Jeden z czarnych kosmyków połaskotał go w nos.
Odgarnął go ze zniecierpliwieniem.
Trafił na przepełnione drwiną czekoladowe spojrzenie.
- Poważnie, powinieneś je ściąć.
- Nie brakuje ci brody? - Wymruczał cicho demon.
- Wal się. - Poradził mu Karasu, zabierając papier.
Pieprz przysiadł na brzegu łóżka.
- I co im odpowiesz?
- Skąd wiesz, że już nie odpowiedziałem?
- Nie przyłaziłbyś tu w środku nocy. - Ziewnął.
- Myślałem, że demony nie sypiają.
- A ja, że dowódca jest zdolny do podejmowania samodzielnych decyzji.
- Menda.
- Idiota.
- To co robimy? - Dowódca sięgnął po kolejne ciastko i usiadł koło Piperza.
Demon roześmiał się.
- Oferują nam wakacje pod palemkami za frajer, a ty jeszcze pytasz?
- Piątka i Wybrani?
- Zadaniowcy też nie zaszkodzą.
Karasu wyciągnął rękę, nie odrywając wzroku od wymogów zaproszenia.
Nie przekroczą limitu.
Pieprz podał mu pióro.
Dowódca wypełnił rubryki.
Ledwie skończył, pismo zamigotało i zniknęło.
Demon ziewnął ponownie.
- Tylko nie zaśpij, bo jutro podajesz śniadanie. - Karasu uśmiechnął się paskudnie i zgarnął
ostatnie ciastko w drodze do drzwi.
- Żebyś się nie zdziwił. - Mruknął Pieprz, zagrzebując się w pościeli. - Zamknij porządnie drzwi.
- Ja nie żartuję, masz dyżur.
- Przestań zrzędzić. - W stronę dowódcy poszybowała poduszka.
Zielonooki postanowił nie przeginać.


Najwcześniej wstali posłańcy.
Przed śniadaniem wszyscy zainteresowani zostali powiadomieni o misji.
Nikt nie żałował straconego treningu u Gniewka.
Bezlitosny wojownik, w ciągu ostatnich zajęć tak ich przeczołgał, że większość wolałaby pręgierz.
Karasu dopijał kawę, unikając morderczych spojrzeń Marceliny.
Ten poranek nie należał do jego najszczęśliwszych.
Na samo wspomnienie miał ochotę kogoś zabić.
Zamiast tego, pochylił się nad arkuszem misji.
Właściwie nie miał pojęcia kogo wziąć do Piątki.
Śniadanie wjechało na stół.
Był zły, ale zapach jajecznicy na boczku pokonał jego mordercze zapędy.
- Ale wyżera! - Zatarł ręce oficer.
- Chcesz powiedzieć, że Pieprz potrafi gotować? - Muffinka spojrzała podejrzliwie na maślane bułeczki.
- Jeśli to ma tak wyglądać, powinien nie wychodzić z kuchni. - Vanisz sięgnęła po czekoladowy krem.
- Chyba mnie przeceniasz. - Z kuchni wychylił się demon.
Błysnął białymi kłami.
Przy stole zapanowała cisza.
Pieprz miał na sobie fartuszek w różowe kwiatki.
Muffinka roześmiała się pierwsza.
Potem poszło lawinowo.
Demon przewrócił oczami.
- Jak już wam głupawa minęła, pozwólcie, że przedstawię naszą nową gosposię.
Z kuchni wyszła wyraźnie zakłopotana pani Gibons.
Przewiązana białym fartuszkiem, z kraciasta szmatką w ręku, którą Pieprz oberwał.
Powitały ją brawa.
Karasu przejechał dłonią po twarzy.

Właśnie opukał twarz w miednicy, kiedy coś zaszurało za jego plecami.
Zanim zdążył pomyśleć, zadziałał instynkt.
Dziewczęcy pisk zlał się z trzaskiem drzwi od szafy.
Dowódca odetchnął głęboko.
Kiedy zaskoczenie minęło i właśnie miał zamiar zobaczyć kim jest intruz, przerwało mu delikatne pukanie do drzwi.
Do środka wsunęła się wiedźma.
Karasu wyprostował się gwałtownie, przywierając plecami do drzwi szafy.
- Co tu robisz? - Powiedział, marząc w duchu, żeby intruz nie skorzystał z okazji, żeby się uwolnić.
Wiedźma uśmiechnęła się figlarnie.
Przysunęła się do dowódcy i oparła mu dłoń na piersi.
- Przyszłam zobaczyć jak się czujesz.
Wspięła się na palce i pocałowała go.
Karasu zapomniał o szafie.
Objął wiedźmę i przycisnął do siebie.
Roześmiała się.
- Widzę, że całkiem dobrze się trzymasz. - Wymruczała, ocierając się o niego.
Zielonooki przełknął ślinę.
Złote włosy połaskotały go w twarz, kiedy wtulił się w Marcelinę.
Miał ochotę docisnąć ją do szafy, ale gdzieś na skraju świadomości coś mu mówiło, że to nienajlepszy pomysł.
Kiedy wiedźma wsunęła mu dłonie pod koszulę przestał się zastanawiać.
Chwilę potem byli już na łóżku.
Marcelina obejmowała go nogami, kiedy drzwi szafy skrzypnęły.
Wyjrzała z nich przestraszona dziewczyna w uroczym stroju pokojówki.
Poprawiła okulary i odgarnęła czarną grzywkę.
Wygrzebała się spod skotłowanych koszul.
Karasu czuł, jak leżąca pod nim Marcelina sztywnieje.
Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy.
- P... przepraszam. - Wyjąkała tymczasem pokojówka, tarmosząc jedno ze swoich kocich uszek. - Ja chciałam tylko posprzątać.
- Ciekawe co. - Warknęła Marcelina.
Zepchnęła dowódcę i zerwała się z łóżka.
Może i by ją zatrzymał, tylko jakoś nie bardzo wiedział, co miałby powiedzieć.
Chowanie kotołaczek w szafie raczej nie było czymś normalnym.
Poczochrał zmierzwioną czuprynę.
- Idź już. - Rzucił zniecierpliwionym tonem do, ciągle tkwiącej przy szafie, pokojówki.
Skorzystała z okazji.
Karasu odetchnął głęboko.
Zapiął koszulę i zszedł na śniadanie.


Spotkali się w punkcie Przejścia.
Jasny ziewał, dojadając kanapkę.
Vanisz dyskutowała o czymś z Oretym.
Hajmidal stał obok i świdrował złym spojrzeniem Pieprza.
Demon siedział rozwalony na trawie.
Miał na sobie turkusową kolczugę, a na plecach wielki, smoczy miecz.
Grał z czarodziejką w kości.
Jasnoróżowa, puchata kulka podskakiwała obok druida.
Ziemniak ze znudzoną miną pochłaniał kolejną żelkę.
Elf manipulował przy łuku i żywo dyskutował z driadą o grotach, a Seler rozmawiał szeptem z Czębril.
Z namiotu wyszła Marcelina w towarzystwie Róży.
- A ta co tu robi? - Zainteresował się Draco.
- Jest healerem Piątki na tej misji. - Wzruszyła ramionami Marcelina. - Decyzja Karasu. - Dodała, widząc, że Ptyś już otwiera usta.
Czarodziejka ograniczyła się tylko do pogardliwego prychnięcia.
Siedzący naprzeciw niej demon uśmiechnął się lekko.
- O co gracie? - Vanisz usiadła na trawie i klepnęła Pieprza w udo.
- O dwa opakowania. - Powiedział demon, zdejmując z uda rękę wojowniczki.
- Czekoladowych?
- Truskawkowych muffinek.
- Grubo. - Zagwizdała Vanisz.
Czarodziejka rzuciła.
- Jestem. - Zameldował się Karasu, zanim kości przestały się toczyć.
- Nie przeszkadzaj. - Mruknęła wojowniczka, obserwując, turlające się po trawie, sześcianiki.
Dowódca uniósł brwi.
- Tak! - Ucieszyła się Muffinka, zrywając się z ziemi.- Ha! Przegrałeś, lamusie!
- Oszukiwałaś. - Wzruszył ramionami demon.
- Jak możesz?!
- Nie oszukiwała! - Zaprotestowała równocześnie Vanisz.
Dowódca odchrząknął.
- Wszyscy są? Meldować się.
- Zadaniowcy gotowi! - Huknął Hajmidal, a wojowniczka szybko zajęła miejsce u jego boku.
Obok stanął Orety i Padalec.
- Piątka gotowa! - Jasny wepchnął w siebie resztę kanapki.
Brzoza pomachała elfowi i zajęła miejsce w szeregu między Draco a Różą.
Muffinka poczłapała w ich stronę.
Pieprz ziewną.
- Wybrani żądają wakacji. - Rzucił.
Marcelina posłała dowódcy miażdżące spojrzenie.
Legglę zerknął na Selera.
Stojący obok Pieprza rycerz, poprawiał błękitna pelerynę.
- No to lecim. - Uśmiechnął się druid.
Karasu zmierzył podejrzliwym wzrokiem, ubranego w bermudy dryblasa.
Różowa koszula w wielkie, żółte kwiaty załopotała na wietrze.
Całości dopełniał słomkowy kapelusz, przybrany kwiatami, wśród których właśnie mościł się Puszkin.
- No co? - Wzruszył ramionami Ziemniak. - W końcu plaża, to plaża, nie?
Dowódca westchnął ciężko i aktywował zaproszenie.

Zielone morze szumiało leniwie.
Delikatny wiatr szeleścił w liściach palm.
Piasek był biały i ciepły.
Czarodziejka zwalczyła w sobie ochotę, żeby położyć się na nim plackiem.
Stali niemal na baczność, uzbrojeni w poważne miny.
Powitał ich trzyosobowy patrol.
Smukli mężczyźni o turkusowych włosach.
Muffinka posłała Pieprzowi znaczące spojrzenie, wbijając wzrok w jego kolczugę.
Demon zmrużył niebezpiecznie oczy.
Postanowiła nie komentować.
- Witajcie na ziemiach klanu Morskich Smoków.
Karasu odpowiedział na ukłon delikatnym skinieniem głowy.
Podał żołnierzom zaproszenie.
- Oktawus oczekuje was w pałacu.
- Komuś olejek? - Zapytał druid, wyciągając z kieszeni niewielką buteleczkę.
Nie czekając na odpowiedź, wylał sobie na dłoń trochę olejku i wsmarował go w przedramiona.
Obserwowali go z pełnym potępienia milczeniem.
Jeden z Morskich Smoków parsknął, ale szybko się opanował pod wpływem spojrzenia towarzyszy.
Pieprz nachylił się do Jasnego.
- Dziś wieczorem. - Szepnął.
- Dozwolone wszystko, co na plaży?
Demon skinął głową.
- Co dozwolone? - Zainteresowała się czarodziejka.
- Będziemy się kąpać nago, reflektujesz? - Błysnął kłami Pieprz.
- Świnia. - Muffinka posłała mu uroczy uśmiech.
- Ja też chcę. - Przysunął się do nich elf.
- Kąpać nago? - Zdziwił się Ptyś.
Legglę stłumił parsknięcie.
- Spokój. - Warknął Karasu.
- Zachowujecie się jak banda rozwydrzonych bachorów.
- Jesteśmy poważnymi wojownikami. - Obruszył się Pieprz.
- Pojedynek zamków z piasku. - Wyszeptał w tej samej chwili elf.
Spojrzenia demona i łucznika spotkały się.
Parsknęli śmiechem.
Marcelina westchnęła.
- To ja też chętnie... - Zaczął Orety, ale Padalec złapał go za ramię i odciągnął.
Jeden ze Smoków dyskretnie zrównał z Pieprzem.
- Znam fajną zatokę, gdzie zwykle prowadzimy pojedynki.
- Zor. - Syknął Morski rycerz.
Chłopak o turkusowej czuprynie uśmiechnął się przepraszająco i wrócił na swoją pozycję.
- Ale wy wszyscy sztywni. - Druid z trzaskiem strzelił balonem z gumy do żucia.
- To mi się źle kojarzy. - Mruknął Hajmidal.
- Nie bój żaby, obronimy cię. - Błysnął zębami Pieprz, obejmując oficera ramieniem.
Marcelina, Muffinka i Róża roześmiały się.
Zastępca zmełł przekleństwo.
Demon nachylił się i szepnął mu do ucha.
- Gdybym chciał cię zabić, nawet nie zdążyłbyś się przestraszyć. Wyluzuj.
Hajmidal wzdrygnął się.
Ale mimo wszystko ulżyło mu.
Doszli na szeroki pomost z jasnego drewna.
Żołnierze Morskich Smoków odwrócili się w ich stronę.
Jasny rozejrzał się ciekawie.
- Chyba wam gdzieś ten pałacyk wsiąkł.
Karasu już miał mu zwrócić uwagę, kiedy Morskie Smoki zaczęły chichotać.
- Jesteście w porządku. - Uśmiechnął się jeden z nich.
Drugi wciąż śmiejąc się pod nosem, nakreślił formułę.
- Zapraszamy. - Trzeci wskazał zachęcająco falujące morze.
- Że niby mamy tam wskoczyć? - Zaniepokoił się Draco.
Hajmidal podstawił mu nogę.
Vanisz popchnęła mocnym kuksańcem w plecy.
Przez chwilę patrzyli, jak wojownik znika pochłonięty przez zieloną toń.
Kiedy upewnili się, ze wszystko w porządku, podążyli jego śladami.

Ogromne, podwodne miasto Vasol chroniła kopuła.
Dzięki formule jednego z żołnierzy, bez żadnego problemu przeniknęli do wnętrza.
Wylądowali w ładnie zdobionej altance.
Czekały tam na nich dwie dziewczyny.
Obie ubrane w długie, zwiewne, bladoróżowe sukienki.
Podobnie, jak żołnierze z patrolu, one również miały turkusowe włosy.
Skłoniły się.
- Witajcie w Vasol.
- Zor pójdzie z wami, my wracamy na powierzchnię. Do zobaczenia. - Skinął jeden z żołnierzy.
- Do zobaczyska. - Odpowiedział Jasny, ale umilkł pod wpływem spojrzenia dowódcy.
- Chodźcie. - Chłopak z patrolu złapał mocniej trójząb i nie zwracając uwagi na dziewczyny ruszył przez miasto.
Szli brukowaną ulicą.
Mieszkańcy przyglądali im się z zainteresowaniem.
- Fajne mają te włosy. - Westchnęła Brzoza.
- Z taką czupryną nie ukryłabyś się w lesie. - Zauważyła Róża.
- Niby tak, ale...
Po obu stronach ulicy rozciągały się stoiska kupieckie.
Z ciekawością oglądali sprzedawany asortyment.
- Zdechniemy tu z głodu. - Jęknął Draco, kiedy minęli kolejny stragan z glonami.
- Dieta dobrze ci zrobi. - Vanisz pacnęła go w brzuch.
- Przestań mnie macać, bo pomyślę, że na mnie lecisz. - Chłopak posłał jej złośliwy uśmiech.
- Chciałbyś.
Weszli na drewniany most, wiodący do zgrabnego pałacyku z niebieskozielonego kamienia.
Oficer rozglądał się, odruchowo oceniając poziom ochrony.
Trafił na spojrzenie jednej z eskortujących ich dziewczyn.
Uśmiechnęła się.
Hajmidal puścił do niej oko.
Zarumieniła się i zaczęła coś szeptać do swojej towarzyszki.


Oktawus był niskim, zupełnie łysym człowieczkiem.
Niedobór włosów na błyszczącym czerepie, rekompensowała mu długa, obfita broda.
- Oto i sławne Gryfy. - Klasnął w małe dłonie i zsunął się z wysokiego krzesła.
- A to knypek. - Uśmiechnął się Pieprz.
- Jeszcze słowo, a dostaniesz tygodniowy dyżur u Róży. - Pogroził mu palcem dowódca.
- A mnie za co karzesz? - Zaprotestowała healerka.
- Za rozpustę. - Burknęła Muffinka maskując wypowiedź atakiem kaszlu.
Legglę zachichotał.
Karasu uścisnął dłoń Morskiego Smoka.
- Chodźcie, chodźcie. Ściągnąłem trochę jedzenia z powierzchni. Mam nadzieję, że każdy coś dla siebie znajdzie.
- O, moje naleweczki. - Ucieszył się Hajmidal, na widok znajomo oznaczonych dzbanuszków.
- A więc ten nektar to twoje dzieło! - Ucieszył się gospodarz. - Koniecznie musimy porozmawiać o stałej współpracy...
Jego wzrok padł na dwie dziewczyny.
- A wy czego tu szukacie?
- Tatku, bo my... - Zaczęła ta niższa.
- Nie tatkuj mi tu, szorować stąd.
- Jeśli mogę się wtrącić - Zaczął Hajmidal. - Będzie nam bardzo miło, jeśli pana córki zechcą dotrzymać nam towarzystwa.
- Zbok. - Kaszlnęła Vanisz.
Gospodarz pociągnął swoją brodę.
- No skoro tak. - Zawahał się.
Pieprz zlustrował bogato zastawiony stół uważnym spojrzeniem.
Zajął miejsce obok półmiska niedopieczonego mięsa.
Muffinka klapnęła obok niego.
Reszta poszła z ich przykładem i również pozajmowała miejsca.
Karasu usiadł obok gospodarza.
Kiedy najedli się porządnie, a na stole zostało tylko wino i nalewki, pojawiły się dziewczyny w szkarłatnych sukniach.
Zręcznie pozbierały wszystkie naczynia i przyniosły desery.
- Jestem w raju. - Rozmarzyła się czarodziejka, nakładając na talerz ptysie, muffinki i ciastka z kremem.
- Pękniesz. - Mruknął Pieprz zabierając jej jedną babeczkę.
Odpowiedziało mu pogardliwe prychnięcie.
- Pewnie zastanawiacie się, dlaczego was tu zaprosiłem. - Zaczął Oktawus, częstując Karasu nalewką z czarnej porzeczki.
- Łudziliśmy się, że chodzi o wakacje. - Powiedział demon, zlizując truskawkowy krem z palca.
Siedzący obok niego Draco nadział na widelec jedną z pianek i dmuchnął na nią delikatnym płomieniem.
- Ooo. - Muffinka otworzyła szeroko oczy.
- Nawet o tym nie myśl. - Burknął siedzący obok niej druid.
Gospodarz przez chwilę obserwował Pieprza.
- Więc to prawda? - Spytał, nachylając się do Karasu.
- Cóż takiego?
- Że Gryfy mają pakt z demonem.
- Jaki pakt? Wypraszam sobie. Nie jestem podrzędnym chochlikiem. - Obruszył się Pieprz.
- Poda ktoś eklerkę? - Zapytała Brzoza.
Seler pospieszył jej z pomocą tak gorliwie, że niemal przewrócił łokciem lodowy deser Vanisz.
- Uważałbyś Porze cholerny. - Zdenerwowała się wojowniczka.
Hajmidal parsknął w kufel.
- Osobiście polecam te bułeczki z szafranem. - Siedząca obok oficera córka gospodarza, gorliwie podsunęła mu półmisek.
Oktawus odchrząknął.
- Mamy ostatnio problem na północnej granicy. Trytony zaczynają sobie na dużo pozwalać.
- Mamy wam pomóc ich utemperować? - Karasu nałożył sobie czekoladowego tortu. - Trzeba było powiedzieć, jakaś armia...
Gospodarz machnął ręką.
- Nie, nie. Żadne bezpośrednie starcie. Chodzi o zdobycie Morskiej Twierdzy.
Dowódca zakrztusił się.
Oficer zamarł z bułeczką w połowie drogi do ust.
Oczy Pieprza rozbłysły.
Karasu popił tkwiący w gardle kawałek tortu.
- Wiem, że to niełatwa misja...
- Niełatwa? - Mruknął dowódca. - To czyste szaleństwo.
Oktawus klasnął w dłonie.
- Właśnie dlatego tu jesteście.
- Zostaliśmy specjalistami od szaleństwa. - Muffinka wepchnęła do buzi ptysia.
- Można tak powiedzieć. - Zgodził się gospodarz. - Słyszałem o Lesie, pojedynku z Wężami i ostatnich "problemach" smoków.
Zatrzymał wzrok na demonie.
Karasu westchnął.
- Skarbiec dzielimy po pół. - Kusił Oktawus.
- Zgoda pod warunkiem, że zawiążemy bezterminowy sojusz.
Morski Smok uśmiechnął się szeroko.
Wyciągnął dłoń w stronę dowódcy.
- To dla nas zaszczyt.
- Porywanie się z motyką na słońce powinno być naszym gildyjnym zawołaniem. - Mruknął Hajmidal połykając bułeczkę.  

OnlajnyWhere stories live. Discover now