— Powiem ci, jak wreszcie ją poznam. A co do rozkazów... To tylko West tak naprawdę się nimi przejmuje. A jakie będą, zależy od tego, czego się dowiemy. Wiem jedno, od niej naprawdę dużo zależy i choć nie ufam jej tak jak Jason, jestem skłonna przyznać, że może nam pomóc i może dzięki niej nie będziemy musieli wyjeżdżać.

— Chcecie ją wykorzystać do zakwestionowania rozkazu o wyruszeniu za morze? — zdziwił się. — Nie przyszło mi do głowy, że nadal nam to grozi.

— Nie chciałbym stąd wyjeżdżać — odezwał się milczący dotąd Bizon. — Niby cały czas wyjeżdżamy, ale jakoś łatwiej, gdy masz coś za plecami. Własny kąt. A tam? Cholera wie, co tam jest...

— Nie jesteśmy tutaj dla wygody. Mamy znaleźć Alfę i choć nie wierzę, byśmy znaleźli za morzem więcej wskazówek niż tutaj, to musimy myśleć głównie o zrealizowaniu zadania. Pamiętacie ten oddział, który nas zaatakował? Kiedy zostałam ranna? — Zapytała nagle.

— Trochę... — odpowiedział z wahaniem Baron.

— Co widzieliście?

— To ważne? — Bizon znów pociągnął łyk z butelki, a gdy Słowik kiwnęła głową, zaczął opowiadać: — Pamiętam, że wracaliśmy z patrolu. Poza pograniczem, na ziemi niczyjej. Dzień wcześniej załatwiliśmy dwóch wałęsających się Czarnoksiężnych.

— Tak, myśleliśmy, że to jacyś maruderzy albo zwiad. Chciałaś to sprawdzić — uzupełnił Baron. — Robiliśmy krótkie wypady od miejsca, w którym ich spotkaliśmy w różne strony, licząc, że dowiemy się, czy byli częścią większej grupy.

— West się niecierpliwił... — przypomniało się dziewczynie.

— Tak, zgodziłaś się wracać, bo już długo byliśmy w terenie. Gdy ruszyliśmy z powrotem, trafiliśmy na dużą grupę, dokładnie w miejscu, gdzie zabiliśmy tamtych dwóch. Nie pamiętam, ilu ich było. Kazałaś Bizonowi i Tadkowi przebijać się przez nich do przodu. Potem szedłem ja z Zapyolą, osłanialiśmy Rodolfa i luzaki. Ty na końcu z majorem.

— Zabiłem albo raniłem chyba z czterech. Tych, którzy stali mi na drodze — przerwał przyjacielowi Bizon. — Jak wpadliśmy do lasu i na drogę na zachód, widziałem Rodolfa z końmi, a za nim resztę. Baron wyprztykał się z bełtów, ale nikt na nich nie nacierał. Zapoyla krwawił na twarzy i ciężko dyszał, ale się przebiliśmy. Major nas popędził. Widziałem, jak co rusz obracasz się w siodle i wypuszczasz strzałę. Potem wyciągnęliście miecze.

Urywki wspomnień powoli układały się w ciąg wydarzeń.

— West krzyknął, że następny Czarnoksiężny jest jego — dodała, porządkując fragmenty, których nie zatarło późniejsze omdlenie. — Odwrócił się i zaatakował. Pędziliśmy dalej. Spojrzałam za siebie. Jason był tuż za mną... i wtedy...

— I wtedy z nieba zleciało to skrzydlate ohydztwo z jakąś dziwną bronią, ni to miecz, ni to topór. I wbiło ci to cholerstwo w bark. Rąbnęłaś o ziemię, aż zachrupotały kości. — Baron zaciął się na chwilę, spojrzał na swoje dłonie i matowym głosem opowiadał dalej: — Markiza pobiegła przed siebie, ale Rodolfo ją złapał. Ja, Zapoyla... zamarliśmy, gdy ten latający wylądował przy tobie, by cię dobić, a my, do diabła, byliśmy za daleko. Przepraszam, szefowo, że nas tam nie było.

Bizon zamrugał i sięgnął po butelkę, by ukryć wzruszenie, które wywołała w nim opowieść Barona. Słowik bezwiednie potarła skórę szyi, której poszarpana, ostra faktura była czymś, co potwierdzało każde wypowiedziane teraz słowo. Jak podpis pod zeznaniem, świadczyło o tym, że jej przeżycia były prawdziwe i zostawiły na niej trwały ślad. Niestety, to starcie zapoczątkowało dziwny okres w jej życiu, zakończony niedoszłym spotkaniem z Onurem. Dziewczyna zacisnęła pięści. Nie mogła pozwolić, by blizny, zniecierpliwienie, mętlik w głowie — cały ten ból — poszły na marne. Musiała wyłowić z tej historii coś pożytecznego, nadać przeżyciom jakąś pozytywną wartość, zrobić cokolwiek, co choć w części usprawiedliwi to, jak opuściła Onura, z czego on jeszcze przez kilka godzin nie będzie zdawał sobie sprawy.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 02, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Wojna Trzech RasWhere stories live. Discover now