Prolog

189 21 12
                                    


Z nieba zaczęły spływać ciężkie krople, odżywiając spieczoną przez letnie słońce ziemię. Ludzie wokół z utęsknieniem wyczekiwali tego momentu, z radością wystawiając szczęśliwe twarze ku orzeźwiającej wodzie lejącej się na ich opalone policzki i suche, niewielkie trawniki. Również, w czerwonej kamienicy na końcu ulicy, w jednej z biedniejszych dzielnic Nowego Jorku na Brooklinie, przez przybrudzone okno wyglądała dwójka uradowanych dzieci. Ciemnowłosy, patykowaty chłopak o intensywnym spojrzeniu miodowych oczu, obejmował drobniutką dziewczynkę o bujnych blond loczkach i rumianych policzkach. Oboje wpatrywali się w zasłonę deszczu. To była jedna z nielicznych chwil spokoju i wytchnienia od szarości dnia, który często przybierał barwę czerni.

Dziś mogli nacieszyć się pełną błogiej przyjemności ciszą, przerywaną jedynie tykaniem starego zegara wiszącego na ścianie. Należał do ich dziadka, który z uwielbieniem opowiadał o mechanizmach wpływających wzajemnie na siebie, i nie potrafiących prawidłowo działać, gdy jednego zabraknie. Porównywał to do funkcjonowania rodziny.

Koniec marzeń nastąpił szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Huk drzwi uderzających o ścianę rozniósł się po niewielkim mieszkaniu jakby tuż obok wybuchł granat. Chłopiec zadrżał z przerażenia, przytulając mocniej do siebie małą siostrzyczkę. Obślizgły Gad, jak nazywał swojego ojczyma, wkroczył do środka zataczając się na wszystkie strony. Wiedział, co oznaczał ten stan. Gdy tylko facet matki ich zauważy, dostanie się albo jemu, albo siostrze. Do tego nie mógł ponownie dopuścić. Chciał mieć kiedyś tyle siły, by oddać temu gadowi.

Dziś jednak, zupełnie jakby ktoś czuwał nad rodzeństwem, Gad ruszył prosto ku sypialni. Chłopiec odetchnął z ulgą. Tym razem obędzie się bez szpitala i kłamstw, którymi za każdym razem karmił lekarzy. Pogłaskał po główce dziewczynkę i uśmiechnął się do niej pocieszająco. Tak, jeszcze przez krótką chwilę mogli oddychać pełną piersią. Zerknąwszy po raz ostatni na strumienie orzeźwiającego deszczu, w końcu chwycił drobną rączkę i poprowadził do niewielkiej niszy, gdzie oboje spali. Położyli się w końcu spać, by uchwycić chociaż parę godzin spokojnego snu.

Zbudził go dziwny żar i swąd palonego drewna. Otworzył gwałtownie oczy, i w jednej chwili zaczęły go piec. Rozejrzał się na wpół przytomny, jednak przez gęstą mgłę, nigdzie nie mógł dostrzec swojej siostry. Po omacku zaczął jej szukać z coraz większą paniką. Nie wiedział skąd wydobywa się dym, ani gdzie było źródło ognia. Do jego zasnutego umysłu dotarł dźwięk syren strażackich. Wyciągnął przed siebie dłonie. Próbował zawołać siostrę, jednak nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa. Zaczął się dusić, kiedy dostrzegł różowy kolor tuż koło wejścia do łazienki, tuż obok sypialni, z której zaczęły buchać płomienie. Ostatkiem sił, spróbował dotrzeć do siostrzyczki, kiedy potknął się i upadł tracąc przytomność... 


...

I jak Wam się podoba początek? :)

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 03, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Mroczna Namiętność (w przygotowaniu)Where stories live. Discover now