~~3~~

6 2 1
                                    

- Czyli znałaś tamtego chłopaka? - policjant i dyrektorka patrzą się na mnie podejrzliwie.
- Odpowiadam poraz setny. Tak znałam tego chłopaka bo chodziłam z nim do klasy. - Wracam oczami. Zadają mi te same pytania poraz setny jakby chcieli się dowiedzieć czegoś nowego. Niestety nie mam nic wspólnego z tym zabójstwem. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- I nie ma Pani nic wspólnego z tą śmiercią?
To wsumie nawet zabawne. Patrzą na mnie jak na zabójcę. Na mnie! Zwyczajną Kesley Jackson.
- Po co zadajecie mi te same pytania?! Nie nie mam nic wspólnego z tą śmiercią. Może wam wydaje się dziwne że 3 tygodnie po znalezieni obcego, podkreślam obcego i martwego mężczyźni w moim domu w szkole do której chodzę dochodzi do śmierci jednego z uczniów! Mi też! Myślicie że to przyjemne spać i wiedzieć że w moim domu umarł człowiek?! Tak poprostu super! Jeśli chcecie możemy się zamienić, nieprzespane noce dodaje w gratisie! - wygarnęłam wszystkie uczucia które się we mnie cisnęły za jednym zamachem. Dyrektorka i Adrian wyglądali na trochę zmieszanych. Jeśli naprawdę myślą, że ja go zabiłam to się grubo mylą. Naprawdę nie zabiłam nikogo, a oni przesłuchują mnie jak na komisariacie. Jedyny plus tego jest taki, że nie mam lekcji. Kiedy już wykrzyczałam wszytsko, odetchnęłam głęboko i usiadłam na krześle.
- To rzeczywiście musi być nieprzyjemne - dyrektorka mówiła to tak obojętnym tonem, że aż się we mnie zagotowało. Co ta baba sobie myśli?! Że to wszystko to nic? No tak bo ona teraz wróci sobie do domku bez zmartwień i poprosi swojego kochanego mężusia o herbatkę.
Policjan zawołał resztę. Jake stanął z mną kładąc ciepłe ręce na moich ramionach i przyglądając mi się z zmartwieniem. Obok usiadła Polly, a Archer przyjął taką samą podstawę jak Jake.
- Musimy wam coś powiedzieć - odezwał się policjant. Nie no zaskoczenie, myślałam że zebraliście nas tutaj aby wypić herbatkę.
- Nie możecie nic powiedzieć. Uznajmy tę sprawę za nieważną nic nie wydarzyło się w tamtej klasie. Pod żadnym pozorem nie może to wyjść poza mury szkoły.
Nie... Ta baba mnie wkurzyła.
- Przepraszam bardzo - zaczęłam przesłodzonym głosem - czy nie wydaje się to Pani dziwne że w Pani szkole zginął uczeń, a pani to tak poprostu olewa?
Byłam tak nabuzowana i wściekła. Miałam ochotę wykrzyczeć im w twarz co o nich myślę. Podli olewacze. Tutaj nie chodzi o sprawę zniszczonej ławki, a o śmierć człowieka!
- Panno Jackson chyba jasno się wyraziłam - powiedziała dobitnie kobieta. Zachłysnęłam się powietrzem. Już miałam otworzyć usta kiedy poczułam uścisk Jaka na moim ramieniu. Nie musiałam na niego patrzeć aby wiedzieć o co chodzi. Miałam odpuścić.
- Tak jest proszę Pani - powiedziałam zbyt normalnym tonem podczas gdy zabijałam ją wzrokiem. Szkoda że nie mogę zabijać wzrokiem. Wtedy ta kobieta byłaby już martwa.
- Cudnie, w takim razie do zobaczenia kochani - dyrektorka klasnęła w dłonie. Powoli wstaliśmy z krzeseł i wyszliśmy z gabinetu.
- Co za wredna sucz! - prawie krzyknął Archer kiedy drzwi od gabinetu zamknęły się. - Ciszej bo usłyszy.. - uspokoiła chłopaka Polly.
Jake objął mnie ramieniem.
- Ja nie wracam na lekcje nie wiem jak wy. - oznajmił Jake. Wszyscy zgodnie przytaknęliśmy.
- Kebab czy pizza? - Ostatecznie udaliśmy się na pizzę do pobliskiej pizzerii. Przy zamówionym jedzeniu opowiedziałam im o zdarzeniu sprzed 3 tygodni. Przy pizzy dobrze się rozmawia. To takie spostrzeżenie odemnie. Wszyscy byli zdziwieni. Wszyscy oprócz Jack'a. On patrzył tylko ze smutkiem i troską w oczach.
- Czyli... On znikał kiedy pojawiało się świtało? - upewniła się Polly.
- No tak...
- A wtedy Adam się pojawiał. - dopełnił Archer.
Popatrzyłam na nich zdziwiona. Czy oni wiedzieli coś czego ja nie wiem?
- Do czego zmierzacie? - Byłam już zaintrygowana całą tą sytuacją.
- Gdzie był dzisiaj Adam? - po tym pytaniu Polly, już wiedziałam do czego zmierzają.
- Ale skąd on się miał wziąć w nasz... - i wtedy mnie olśniło. Przecież Adam pracuje dorywczo jak woźny w naszej szkole...
- Co jest? - zapytali razem. Podzieliłam się z nimi swoim spostrzeżeniem. Wszyscy pobladliśmy. Elementy układanki zaczęły pasować. Ale jednak Adam nie pasował mi do roli zabójcy. Miałam co do niego podejrzenia ale..
- Tylko skąd się wzięły ślady pazurów? - moje rozmyślania przerwał Archer.
Razem doszliśmy do wniosku, że tylko ten fakt nie pasował. Dzisiaj mieliśmy zakraść się do mojego domu, gdzie miał być Adam.

〰️〰️〰️
-Cii, bo nas usłyszą. - Ktoś szepnął.
Nasz plan był prosty. Dwójka czai się za oknem i wszystko nagrywa, a druga para wchodzi i przez "przypadek" gasi światło. Dalej nie wiem. Po pociągnięciu słomek wyszło ze to ja z Jack'iem idziemy do środka. Powoli zakradliśmy się do domu. W hallu są korki które można łatwo wybić i szybko przebiec do salonu.
- Na trzy - szepnął.
- Raz... Dwa... Trzy!
Świtało zgasło.
W salonie nagle coś skrobnęło.
Szybko tam pobiegliśmy. W środku siedziała mama. Rozglądała się na boki zdziwiona. Wtedy krzesło, na którym siedział wcześniej Adam, odsunęło się. Na kanapie pojawiły się ślady pazurów. Drzwi otworzyły się. Słychać było bieg po schodach.
- Wlącz światło! - krzyknęłam spanikowana. Jack szybko pobiegł do bezpieczników. Światło się zapaliło. Ale Adam się nie pojawiał. Po chwili dołączyła do nas reszta. Nikt nie widział Adama. Jednak ja wiedziałam co się stało.
- Chodźcie za mną - wyszeptałam, nadal biała jak kreda. Wspięliśmy się po schodach. Dotarliśmy do schodów na czwarte piętro. Drzwi były otwarte... Ale to nie było najstraszniejsze. Kiedy zajrZeliśmy przez otwarte drzwi, zobaczyliśmy.. Że te na końcu korytarza też są otwarte.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 02, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Close The DoorWhere stories live. Discover now