Rozdział 1

69 7 9
                                    

  I know it hurts.
It's hard to breathe sometimes. 
These nights are long.
You've lost the will to fight.


Stanęłam przy mównicy i wygładziłam nerwowo sukienkę. Spojrzałam na kartkę na której powinna znajdować się moja mowa. Powinna to kluczowe słowo. Odkąd Komendant uświadomił mnie, że jako współorganizatorka i autorka wystawianych zdjęć powinnam wygłosić mowę nie potrafiłam nic wymyślić. Wszystko co zapisałam na kartkach szybko kończyło w koszu. Nic nie wydawało mi się wystarczające. Wszystko było nijakie. Bo jak słowami można przekazać to co czuję, to jak postrzegam tych ludzi, ich pracę i poświęcenie. I to jak bardzo współczuję i jak dobrze rozumiem ból rodzin poległych.  Kiedy się przedstawiłam zebranym osobom i podziękowałam za tak liczne przybycie ponownie spojrzałam na białe kartki i moje błękitne paznokcie. Kolor praktycznie identyczny jak oczy Olivera. Muszę improwizować. Cholera jasna. 

- Kiedy powiedział mi, że nie idzie na studia tylko wstępuje do straży pożarnej poczułam dumę i szczęście. Byłam głupią nastolatką nie myślącą o konsekwencjach. Myślałam tylko o tym jak ludzie będą go podziwiać za to, co robi. Nie myślałam o niebezpieczeństwie. Zdjęcie stojące za mną zostało zrobione przeze mnie w dniu ukończenia przez Olivera Akademii - powiedziałam oglądając się przez ramię na czarno- białe zdjęcie stojące za moimi plecami. Portretowe zdjęcie na którym Oliver miał mundur i próbował zachować poważny wyraz twarzy. Oczywiście z marnym skutkiem.

- Tamtego dnia, nigdy nie sądziłam, że będę stała tu przed wami w takich okolicznościach. Część z Was jest z zawodu właśnie tymi bohaterami, dla których to wydarzenie zostało zorganizowane. Część z Was to ich rodziny i przyjaciele. Reszta przyszła tu by wesprzeć poległych, rannych i ocalałych którzy kolejnego dnia po tym wydarzeniu, mimo wszystko, podjęli kolejny dzień służby. Pozwolicie, że dzisiaj swoje słowa skieruję głównie do tej ostatniej grupy. Organizowałam już wystawy związane ze strażą pożarną. Przez te wszystkie lata jednostka Olivera traktowała mnie jak rodzinę, byłam dla nich młodszą siostrą którą trzeba chronić przed złem i skopać tyłek każdemu kto złamałby mi serce.... albo chociaż próbował się do mnie zbliżyć - powiedziałam śmiejąc się, jednak moje oczy były zeszklone przez łzy. Bolała myśl, że części tych ludzi o których mówię nie ma już z nami na świecie. Już nigdy nie będą mi docinać, robić żartów - Kiedy poprosiłam Kapitana pierwszy raz o przysługę,  o to by pozwolił mi na wykonanie serii zdjęć, zdjęć które miały znaleźć się w mojej końcowej pracy na studiach, zgodził się bez zawahania. Wtedy, realizując sesję, chciałam pokazać jak wygląda ich dzień w pracy, to, że tworzą prawdziwą rodzinę i są przyjaciółmi dla każdego, kto przyjdzie do remizy szukać pomocy. Każdego dnia jedzą wspólnie posiłki, grają, rozmawiają na błahe jak i poważne tematy. Wiele godzin poświęcają na dbanie o sprzęt i ćwiczenia, analizy. No i odpowiadają na każde wezwanie. Wypadek samochodowy, kot na drzewie czy pożar. Każde zadanie traktowane tak samo poważnie, całe serce włożone w akcje, w pomoc mieszkańcom miasta. Nawet tym którzy rzucają im kłody. Kiedy przychodzi czas by udzielić pomocy, nie liczy się dla nich to kim jest ta osoba, liczy się tylko to by zrobić wszystko co w ich mocy by spróbować uratować życie.  Nawet za cenę własnego - powiedziałam ocierając pierwsze łzy. Już nie byłam w stanie ich kontrolować. - I widziałam to niebezpieczeństwo z którym mierzą się każdego dnia. Jednak naiwna wmawiałam sobie, że nic złego ich nie spotka. Że Oliver uszedł całko z tylu niebezpiecznych sytuacji, że po prostu nie może mu się nic stać. Nie jemu. Udało mi się przekonać samą siebie, sprawić, że uwierzyłam w to, że jest niezniszczalny. Ale nikt nie jest. Wręcz przeciwnie. Człowieka tak łatwo jest zniszczyć na dziesiątki tysięcy sposobów. Tamtego dnia straciliśmy 3 z naszych bohaterów. Ponieważ wbiegli do budynku z którego wszyscy inni uciekali. Ale dzisiejsza wystawa zdjęć nie jest poświęcona głównie tej trójce.  Skupiłam się na tych strażakach którzy przetrwali. Bo mimo, że wydostali się z tego budynku to nadal walczą by utrzymać się na powierzchni.  Ich walka jeszcze nie dobiegła końca. Z czego być może nie wszyscy zdają sobie sprawę. Zawód strażaka, jak i innych służb mundurowych, nie kończy się wraz z końcem zmiany w remizie. Wiele razy byłam świadkiem tego, jak Oliver walczył z demonami po powrocie ze zmiany. Sytuacje których był świadkiem wiele razy prześladowały go przez kolejne dni i noce spędzając mu sen z powiek. A ja nie mogłam zrobić nic by zabrać ten ból, by oczyścić jego umysł. Jedynie siąść razem z nim i przez całą noc oglądać filmy. Być tam dla niego. Jednak tamten dzień położył na życiu wszystkich strażaków z remizy 48 długi cień i nie chce odejść. Te zdjęcia mają pokazać Wam ich walkę. Walkę z ciałem i skutkami wybuchu, ranami których doznali. Ale też z wewnętrznymi demonami. Ze stratą części jednostki, braci. Z bólem doznanym na tak wielu płaszczyznach. Bo ci ludzie naprawdę są rodziną. Nie na pokaz, ale taką prawdziwą. Jeden za wszystkich - wszyscy za jednego. Kiedy któryś potrzebuje wsparcia, może zadzwonić w środku nocy a oni się zjawią. Kiedy następne godziny, dni spędzałam w szpitalu czekając na jakiekolwiek informacje o Oliverze nie byłam tam sama. Nie towarzyszyli mi tylko rodzice. Cały korytarz zapełniony był tymi strażakami którzy nie doznali obrażeń, bądź ich obrażenia były znikome. Mimo własnego wycieńczenia, po wielogodzinnej walce z żywiołem zamiast wrócić do domu i odpocząć, zregenerować siły byli tam. Byli tam dla Olivera, dla mnie i dla reszty rannych strażaków i ich rodzin. I to czyni ich jeszcze bardziej wyjątkowymi postaciami. Na zdjęciach możecie zobaczyć ujęcia ze szpitala, z rehabilitacji jaką musieli przechodzić  by odzyskać chociaż część sprawności fizycznej. Remiza 48 tamtego tragicznego dnia straciła 3 strażaków, kolejnych 2 musiało odejść z czynnej służby bo obrażenia jakie ponieśli były zbyt duże, i już nigdy nie będą cieszyć się pełną sprawnością. Ale walczą o lepsze jutro. Są też tacy, którzy każdego dnia poświęcając wiele godzin i sił, wylewając siódme poty i odczuwając niewyobrażalny ból, w końcu wrócili do całkowitej sprawności i bez chwili zastanowienia, w momencie kiedy dostali od lekarza zielone światło, wrócili do służby. Miałam to szczęście, że Oliver zalicza się do tej ostatniej grupy - powiedziałam zerkając do tyłu na mojego najlepszego przyjaciela -i chociaż przeraża mnie myśl, że znów będzie pracować, odpowiadać na wezwania, to wiem, że to jego życie. I tak jak ja straciłabym część siebie gdyby nie wydostał się spod gruzów, tak on nie byłby tym samym człowiekiem nie będąc strażakiem. Czułby ten sam straszliwy ból który czułam ja stojąc pod tym budynkiem i czekając na jakiekolwiek informacje na jego temat. A nikt nie powinien się tak czuć. I teraz kończąc już swoją mowę, która zapewne nie ma ładu i składu, chciałabym po raz kolejny złożyć wszystkim tym, którzy tego dnia kogoś stracili najszczersze kondolencje. A także podziękować wszystkim strażakom za to co robicie dla nas, dla tego miasta. Bądźcie bezpieczni. Mam nadzieję, że reszta z Was oglądając zdjęcia spojrzy na ten zawód i ludzi go wykonujących z innej perspektywy. Chciałam też zachęcić do przekazywania datków. Wszystkie pieniądze zostaną przekazane dla rodzin strażaków którzy ucierpieli w wybuchu. Pozwolicie też, że ostatnie słowa przy was skieruję bezpośrednio do Olivera - powiedziałam jednocześnie wyciągająca do niego rękę by do mnie podszedł. Już po chwili mogłam patrzeć w jego piękne niebieskie oczy - Od wielu lat jesteś moim bohaterem, ale teraz jesteś też bohaterem tego miasta. Dzisiaj jest też twoje święto. Zostaniesz odznaczony za poświęcenie i odwagę którą posiadasz i którą dzielisz się każdego dnia. I wtedy całkowicie to udowodniłeś. I wiem, że ty wiesz - powiedziałam po raz kolejny śmiejąc się i wywołując na jego twarzy ten uśmiech który tak bardzo kocham - iż mimo tego, że wiele razy przeklinałam to co robisz, to jaki zawód wybrałeś, wiem,że to jest częścią ciebie. Jest w twoim sercu - powiedziałam kładąc rękę na jego klatce piersiowej. Mogłam wyczuć równomierne, spokojne, rytmiczne bicie jego serca - I jestem z ciebie tak bardzo dumna. Będę dla ciebie każdego dnia by cię wspierać, by być tego częścią. Musisz wiedzieć, że rozumiem to i nigdy nie obrócę przeciw tobie. Jesteś moim bohaterem. Aniołem Stróżem . Jest moim domem - mówiąc to płakałam już na całego ale musiałam to dokończyć - byłeś nim dla mnie od zawszę. Chcę by w końcu to miasto, Ci ludzie nas otaczający to dostrzegli. Zobaczyli w tobie, i w innych strażakach, to co widzę ja każdego dnia i za co każdego dnia dziękuję Bogu. Kocham Cię Oli. - ostatnie słowa wyszeptałam w pierś szatyna mocząc jednocześnie łzami jego koszulę. Mam nadzieję, że wodoodporny tusz nie zostawił plam na jego śnieżnobiałej koszuli. Ale mimo wszystko nie chciałam uwalniać się z jego ramion. Tylko wtedy czułam się 100% spokojna i bezpieczna. 

- Też cię kocham mała. Jesteś częścią mnie

Po całym zamieszaniu z uroczystością i wręczeniu odznaczenia wróciliśmy do domu. Na imprezie spędziliśmy tylko tyle czasu, ile było konieczne. Jedyne o czym marzyłam ściskając kolejne ręce i przymując wyrazy uznania za zdjęcia jakie udało mi się zrobić myślałam o tym by być już w domu z najbliższymi. W ciszy i spokoju móc cieszyć się powrotem mojego brata do nas. 

- Zdrowie Olivera! Całkowicie zasłużyłeś na to odznaczenie synku. Cieszę się, że doceniono twoje poświęcenie. A jeszcze bardziej cieszę się z tego, że możesz tu z nami być. Że jesteś cały i zdrowy. Kochamy cię, chcę żebyś o tym zawsze pamiętał. A teraz jedzmy zanim wystygnie - Mag posłała nam szeroki uśmiech i zajęła swoje miejsce życząc wszystkim smacznego. 

Nasze comiesięczne, niedzielne obiady. Nie była to konkretna niedziela miesiąca ale to jest obowiązkowy punkt w tradycjach naszych rodzin. Oliver, ja i rodzice z obu stron.  Tym razem wypadały w domu rodzinnym szatyna. Ciężko było się zgrać bo rodzice mojego przyjaciele jak i mój tata byli lekarzami, praca Oll'ego też zabierała miesięcznie kilka weekendów. Ale nie było żadnej siły która by nas przed tym powstrzymała. Nawet gdy Oli był w szpitalu nasze mamy gotowały ucztę i z całym zapasem jechaliśmy do szpitala by wspólnie zjeść posiłek. 

- Allison jakieś nowe zlecenia? - Brian, ojciec Olivera, zapytał podając mi jednocześnie moją ulubioną surówkę. Nawet nie musiałam o nią prosić. Jednak całe życie, to całkiem dużo by poznać się nawzajem.

- Jedna sesja ciążowa, jedna dziewczyna zamówiła sesję dla siostry która właśnie pokonała raka, co jest swoją drogą cudowne z jej strony, i zostałam poproszona o wykonanie zdjęć do kalendarza na nowy rok. Na zdjęciach mają się znaleźć policjanci, strażacy i lekarze więc Oliver swoją drogą to nie wywiniesz się od tego ale będę dobra i pozwolę ci wybrać sobie miesiąc którym chcesz być. Pieniądze ze sprzedaży zostaną w całości wpłacone na konto fundacji która pomaga rodzinom poległych na służbie. A no i jeszcze biuro architektoniczne zatrudniło mnie do zrobienia zdjęć na ich nową stronę internetową. 

- Nadal nie mogę zrozumieć mojej niezwykle utalentowanej córeczki - mój staruszek puścił do mnie oko i kontynuował - większość fotografów wybiera zakres swoich usług. Albo wykonują zdjęcia ludzi albo krajobrazu, architektury. Ty robisz misz masz i stwarzasz arcydzieła. 

- Ona cała jest chaosem... Nie mam pojęcia jak jeszcze sama ze sobą nie zwariowała. Powiedzcie mi, jak do cholery można robić przemeblowania przynajmniej raz w tygodniu?! Co wchodzę do mieszkania to zastanawiam się czy mam rozdwojenie jaźni czy pomyliłem budynki. Nie mogę połapać się we własnym mieszkaniu a jak idę w nocy się wyszczać to wpadam na meble. Tato, nie ma na to jakiegoś leku?

- Na twoje nocne wypady do łazienki? Myślę, że to jest na tyle beznadziejny przypadek, że nie da się nic zrobić - w odpowiedzi oberwałam zmiętą serwetką prosto w środek czoła.

 Zaśmiałam się i zaczerpnęłam powietrza, duży oczyszczający wdech. Czułam się tak jakbym zaczęła dopiero co oddychać po czterech miesiącach wstrzymywania oddechu. Potrzebowałam tego, tej rutyny, powrotu do normalności by móc poczuć się okej. Tak jakby teraz wszystko miało być już w porządku. Tylko czy tym razem byłam w stanie znów się oszukać i uwierzyć w to? 


_______

Chwilę przed tym jak siadłam do pisania tego rozdziału znalazłam ten artykuł... https://remiza.com.pl/nowyjork-pozegnal-bohatera/ 

Czy pasuje Wam, podoba się pomysł dodawania piosenek które moim zdaniem pasują do rozdziału? 

Za wszelkie błędy przeraszam,szczególnie te przecinkowe ale czytam to 100 raz i już nic nie dostrzegam. A  i Wattpad nie do końca współpracuje. 

Miałam coś jeszcze tu pisać ale wyleciało mi z głowy... mam nadzieję, że nie było to nic ważnego.....

Liczę na opinie bo to dla mnie bardzo ważne, pamiętajcie, że nie straszna mi krytyka...


PS: Już pamiętam! Chcecie bym dodała oddzielny rozdział z bohaterami? Zdjęcia aktorów którzy "pasują mi" do naszych bohaterów (oczywiście, że mam do nich też dopasowane fragmenty piosenki). Co o tym myślicie, jesteście zainteresowani? 




W obiektywie uczućWhere stories live. Discover now