- Zen! - Ponownie obudziłam się z krzykiem, nie mogąc złapać tchu.

Moje serce biło jak oszalałe, próbując wyrwać się z piersi. Dostrzegłam, że znów jestem w komnacie i leżę na dużym łóżku z baldachimem. Po woli spróbowałam się podnieść, całe moje ciało strasznie bolało, jakbym spadła ze schodów i porządnie się poobijała.

W głowie mi szumiało, a w ustach zaschło, jakbym krzyczała przez sen.
Tylko czy to na pewno był sen?
Wstałam i podbiegłam do okna otwierając je i wyglądając na zewnątrz. Musiałam się upewnić, że to wszystko działo się w mojej głowie. Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że to był tylko zły sen.

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie wiem co się stało tak naprawdę i czy Zen jest bezpieczny. Biegiem ruszyłam w stronę wyjścia, żeby jak najszybciej go odnaleźć.

***
Szłam korytarzem, zastanawiając się gdzie są wszyscy strażnicy, bo korytarz aż straszył pustką.
Gdy minęłam zapieczętowane drzwi, spostrzegłam, że strażnicy którzy ich pilnowali też gdzieś zniknęli. Więc postanowiłam wykorzystać nadarzającą się okazję i dowiedzieć się co tak naprawdę skrywa.

Pchnęłam je, jednak nawet nie drgnęły. Rozejrzałam się dookoła upewniając, że jestem sama i spróbowałam ponownie. Cicho skrzypnęły, uchylając się na centymetr. Mogłam dostrzec, że w środku panuje gesty mrok i aż mnie dreszcz przeszedł, gdy uświadomiłam sobie co właśnie wyczyniam.
"IDIOTKO! Co ty robisz? Próbujesz włamać się, do najpilniej strzeżonej komnaty w całym zamku i masz nadzieję, że nikt się nie dowie." - skarciłam się w myślach.

Teraz było już za późno, na odwrót. Ponownie, mocno pchnęłam masywne drzwi a one w końcu ustąpiły ukazując mroczne miejsce. Weszłam do środka, bojąc się co mogę tu spotkać.

***

Zen.

- Zen! Czyś ty już do reszty zwariował!? - Od ponad pół godziny wysłuchiwałem narzekań ojca, który był strasznie wściekły o to, co zrobiłem na przyjęciu. - Czy zdajesz sobie sprawę, w jakiej sytuacji nas postawiłeś!?

- Nie nas, tylko ciebie! - dodałem, przerywając mu, co wywołało u niego istną furię.

- Myślałem, że dorosłeś na tyle, żebym mógł ci przekazać koronę, ale widzę, że przez tą głupią dziewuchę totalnie postradałeś rozum.

- Jej w to nie mieszaj! Nawet nie wiesz, ile jej zawdzięczasz!

- Zawdzięczam?! Co ja jej niby zawdzięczam?! To, że mój syn zwariował i wyprawia takie niestworzone rzeczy?! Już ja się nią zajmę...

- Nie próbuj się nawet do niej zbliżać! - krzyknąłem patrząc na ojca wściekłym spojrzeniem.

Ostatnio zachowywał się coraz dziwniej. Uważał, że wszyscy chcą mu odebrać władzę. Zastanawiałem się, czy przypadkiem on sam nie postradał rozumu!

- Ty mi nie będziesz akurat mówić, co mam robić! Jestem królem...

- Zapomniałeś dodać "jeszcze " jestem królem... - Oj tym razem chyba przesadziłem, bo ojciec podszedł do mnie i zdzielił mocno w twarz.

Poczułem piekący ból, który promieniował na całym moim lewym policzku. Jednak specjalnie się tym nie przejąłem.

- Jak śmiesz w ten sposób się odnosić do swojego ojca!

- Jak widać śmiem! - Byłem wściekły.

Wszystko, aż się we mnie gotowało i miałem ochotę mu wygarnąć wszystko, co we mnie siedziało przez te lata, gdy stałem w jego cieniu.

- Dla twojej wiadomości, ta dziewczyna ma na imię KEIRA i nie jest dziewuchą, tak jak ją nazwałeś. Po drugie wygląda na to, że KOCHAM tą "dziewuchę " i zamierzam się z nią ożenić, czy ci się to podoba czy nie!

Po moich słowach ojciec aż poczerwieniał ze złości, widziałem jak wszystko w nim wrze, aż sam byłem ciekaw jak na to zareaguje.

- Po moim trupie! - krzyknął, uderzając całą siłą w stół, obok którego stał. - Po moim trupie się zgodzę, aby ktoś taki jak ona wszedł do rodziny królewskiej!

- Już postanowiłem, że ją poślubię i nawet sam Bóg, mnie przed tym nie powstrzyma.

- Powstrzymam cię! Nawet jakbym miał... - urwał, widząc jak emocje za bardzo go poniosły i powiedział zbyt dużo.

- Nawet gdybyś miał mnie otruć, tak jak mojego starszego brata!? - Na moje słowa oczy wyszły mu na wierzch, nigdy wcześniej nie widziałem u ojca, takiego przerażonego wyrazu twarzy, jak w tym momencie. - Co? Nie spodziewałeś się, że ktoś poza tobą zna prawdę?!

- Nie wiem o czym mówisz! Jak ty w ogóle mogłeś pomyśleć, że byłbym zdolny aby zabić własnego syna. Daveth, zrezygnował z tytułu księcia i opuścił zamek. Boże, jak pomyśle, że zmarnował swoje życie dla jakiejś, nic nie wartej kobiety, to aż mnie krew zalewa. Nie pozwolę, aby mój drugi syn skończył w ten sam sposób!

- Nie udawaj głupiego, na własne oczy widziałem, jak przekazywałeś wynajętemu skrytobójcy fiolkę z dziwnym płynem i powiedziałeś, żeby się wszystkim zajął i niech to wygląda jak wypadek.

- Już do reszty oszalałeś!? Jak śmiesz mnie podejrzewać o coś takiego!? Wyjdź! Nie chcę cię tu widzieć, aż nie zrozumiesz tego co właśnie zrobiłeś.

- Jak sobie życzysz wasza wysokość! - opuściłem komnatę ojca, nisko mu się na koniec kłaniając. Zastanawiało mnie, jaki wykona kolejny ruch.

***

Keira.

Odeszłam kilka kroków od drzwi, kierując się w stronę środka, ciemnego pomieszczenia. Miałam wrażenie, że spotkam tu coś czego bym nigdy się nie spodziewała.
Im byłam bliżej środka, tym silniejszą magię wyczuwałam. Zatrzymałam się w niewiadomym miejscu czując, iż nie jestem tu sama.

Nagle w pomieszczeniu rozbłysło jasne światło, zapalających się dookoła wysokich pochodni.
To, co tam zobaczyłam przyprawiło mnie o zawrót głowy.

Po środku komnaty leżał wielki smok, jego masywne ciało przykute było ciężkimi, grubymi łańcuchami do marmurowej posadzki.

"Ja chyba śnie!" - pomyślałam, czując jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. "To musi być sen, to musi być jakiś głupi żart!'' serce waliło mi jak oszalałe. "Kto o zdrowych zmysłach trzyma wielkiego smoka w samym środku królestwa? I to w zamku?!"

Gdy wciąż stałam tam, nie wierząc w to co widzę, smok nagle otworzył oczy, patrząc wprost na mnie, a w mojej głowie znów pojawił się, ten sam znajomy, męski głos.

"W końcu mnie znalazłaś, moja pani!"

Księga Mroku.Where stories live. Discover now